PolskaMediator radzi: wysłuchajmy siebie i pogódźmy się na święta

Mediator radzi: wysłuchajmy siebie i pogódźmy się na święta

Święta. Dla jednych to długo oczekiwany czas odpoczynku i ciepłych chwil spędzonych z rodziną. Inni na myśl o takim spotkaniu dostają drgawek. Skłócone z matkami córki, zięciowie z teściowymi, żony z mężami - wszyscy przeżywają stres. Kto pierwszy wyciągnie rękę na zgodę? Jak podzielić się opłatkiem? - W każdym człowieku jest taka tęsknota, żeby spotkać się wspólnie przy tym wigilijnym stole, nawet pomimo sporów i wzajemnych utarczek - zapewnia Bożena Pustoła ze Stowarzyszenia Mediatorów Polskich. W ramach kampanii "Pogódźmy się na święta" wraz z innymi mediatorami pomagała w przedświątecznym pojednaniu Polaków.

Mediator radzi: wysłuchajmy siebie i pogódźmy się na święta
Źródło zdjęć: © Fotolia

22.12.2013 | aktual.: 22.12.2013 13:26

W 2012 roku o ocenę tego, czy Polacy są kłótliwi, pokusiło się Centrum Badania Opinii Społecznej. Co szósty badany odpowiedział, że w jego rodzinie awantury wybuchają awanturują się przynajmniej kilka razy w miesiącu. Połowa przepytanych Polaków przyznała, że sprzeczki zdarzają się rzadko, a co czwarty respondent powiedział, że wcale nie kłóci się z bliskimi.

Według badania CBOS-u awantury najczęściej wybuchają w domach, które zamieszkuje trzy lub więcej osób. Powody konfliktów są różne. Polacy kłócą się o pieniądze, a najczęściej ich brak (18 proc.). Przyczyną ostrej wymiany zdań są również odmienne poglądy (16 proc.) oraz błahe, nieistotne sprawy (15 proc.). Co ósmy respondent - przyznający, że w jego rodzinie zdarzają się kłótnie - stwierdził, że wiążą się one z codziennym życiem, nieporozumieniami przy obowiązkach domowych, a co dziewiąty przyznał, iż sprzeczki wynikają z różnicy zdań na temat wychowania dzieci i kłopotów z nimi.

Jak mówi Bożena Pustoła, tak naprawdę pokłócić się można o wszystko. - Od wielkich spraw majątkowych po błahostki. Mamy żal do siebie na przykład o brak szacunku małżeńskiego. Ktoś nie chce być źle traktowany i paradoksalnie wywołuje kłótnie. Więc ludzie awanturują się między sobą o tę miłość - tłumaczy.

Zapominają o uściskach i zrozumieniu. Kruszą kopie, podniesionym głosem wykrzykują argumenty. Niektórzy jeszcze stosują metodę "cichych dni". Niekiedy jednak te "dni" zamieniają się w tygodnie, miesiące, lata... - Polacy mają problem z wyciągnięciem ręki. Trudno nam przyznać się do błędu. Jesteśmy bardzo honorowi. Obawiamy się, że pierwszy krok zostanie źle odczytany - przyznaje Jerzy Śliwa, prezes Stowarzyszenia Mediatorów Polskich, które zainicjowało akcję społeczną "Pogódźmy się na święta". Jej pierwsza edycja odbyła się w 2007 roku. Od tamtej pory wraz z początkiem grudnia włącza się w nią kilkuset mediatorów. Te świąteczne pojednania mają zupełnie inny wymiar, niż te, które znamy z sądów. Są mniej formalne, choć tak samo skuteczne. Dobrowolne, a nie zasugerowane przez urzędników. A przede wszystkim bezpłatne.

Jak podają inicjatorzy akcji, chętnych podczas tegorocznej edycji, która właśnie dobiegła końca, nie brakowało. Matki, które od lat nie rozmawiały z córkami i synami, walczący o opiekę nad dziećmi rodzice, skonfliktowani przyjaciele - to tylko niektóre sprawy, którymi zajmowali się w tych dniach "specjaliści od pojednania".

- Po pomoc do mediatorów zgłaszają się różne osoby. Czasem jest to mąż, który ma dość konfliktów z żoną. Czasem małżonka, która marzy o spokoju. A czasem dzieci, które przez długi czas nie rozmawiały z ojcem. Nie da się jednoznacznie sklasyfikować tych osób. Pewne jest jedno, kontaktują się z nami ci, którzy chcą się pogodzić z bliską im osobą - mówi Bożena Pustoła.

Jak wyglądają mediacje?

- Rolą mediatora jest usprawnić rozerwaną komunikację między zwaśnionymi osobami - tłumaczy Bożena Pustoła. Zgłasza się więc jedna ze skłóconych stron. Opowiada historię konfliktu. Mówi o swoich odczuciach, oczekiwaniach i możliwych rozwiązaniach. Następnie albo sama kontaktuje się z osobą, z którą jest w konflikcie, albo robi to za niego specjalista od łagodzenia sporów.

- Najczęściej jest tak, że te osoby kontaktują się i rozwiązują dalej sprawę same. Wiedzą już, jak mają rozmawiać, żeby dojść do porozumienia i im się to udaje. Potrzebowały jedynie impulsu, by zdobyć się na odwagę - mówi Jerzy Śliwa. Niekiedy potrzebują kolejnego spotkania wspólnie z mediatorem. Dalszej "wentylacji", czyli otwartego przedstawienia ("przewietrzenia") swoich uczuć.

Zobacz również: Prof. Zbigniew Mikołejko o znaczeniu Świąt Bożego Narodzenia

- Rolą mediatora jest, by rozmowy odbywały się w atmosferze szacunku i zrozumienia. Skłóceni muszą sami przedyskutować kwestie sporne i wypracować rozwiązanie. Mediator nie ocenia, nie przedstawia wyjść z sytuacji, robi jednak wszystko, by usprawnić proces wyjścia z konfliktu - mówi Pustoła.

Zgoda klientów jest dla mediatorów sukcesem. Ale nie tylko. - Zgłosili się do mnie ojciec z córką. Nie mogli dojść do porozumienia w kwestii przyszłości córki. Tato chciał dla niej dobrze, ale narzucał jej własne zdanie. Ona czuła, że rodzic zabiera jej wolność i próbuje ją ustrzec przed jej własnym życiem. Atmosfera między nimi była naprawdę wroga. Po długich rozmowach doszli jednak do porozumienia. Na moich oczach przytulili się i powiedzieli sobie, że się kochają. To był naprawdę wzruszający moment - opowiada mediatorka.

Pytanie tylko, dlaczego nie jesteśmy w stanie sami załagodzić konfliktów i potrzebujemy pomocy kogoś z zewnątrz? - Uczucia nam przeszkadzają: złość, gniew, poczucie krzywdy. Paraliżują tak, że nie pozwalają wyrazić dokładnie swoich emocji. Często ludzie spierają się tak długo, że nie wiedzą już sami o co, bo gubią się w gąszczu poruszanych wątków. A mediacje porządkują te sprawy - mówi Pustoła.

Spotkania z mediatorem dla niektórych stają się pierwszą okazją do tego, by wysłuchać racji drugiej strony. Wcześniej nie mieli takiej szansy, bo wszystkie próby wymiany zdań kończyły się głośną awanturą lub trafiały prosto do sądu.

- Mamy 45 sądów okręgowych, a każdy pracuje nad 3 tysiącami spraw rocznie. We wszystkich polskich sądach mieliśmy w tym roku w sumie 16 milionów spraw - wylicza Jerzy Śliwa. - Można zobaczyć, jaka to skala kosztów i ludzkich nieszczęść. W każdy konflikt angażujemy nasze siły, emocje, środki. Skupiamy się na tym, nie potrafimy o niczym innym myśleć. To zamrożony kapitał gospodarczy. A czasem naprawdę wystarczy, byśmy jedynie siebie posłuchali - podsumowuje.

Magda Serafin, Wirtualna Polska

Źródło artykułu:WP Wiadomości
Wybrane dla Ciebie
Komentarze (0)