Medialny wyrok na Andrzeja S. - Komentarz Internauty
Niezależnie od wyników prowadzonego śledztwa Andrzej S. został już skazany. Skazany przez czwartą władzę - media - na karę śmierci zawodowej i towarzyskiej.
29.06.2004 | aktual.: 30.06.2004 13:56
Na fali medialnej popularności pojęcia "molestowania seksualnego", sprawa wykryta została idealnie w czasie. Media urządziły sobie polowanie, rzuciły się łapczywie na bezbronną zwierzynę, na którą czas ochronny aktualnie nie obowiązuje. Odstrzał prowadzony jest na wyścigi, myśliwi strzelają na wiwat, zapobiegawczo i dookoła, korzystając z wielkiego popytu na modną dziczyznę i ciesząc się swoją sezonową bezkarnością.
Wykorzystywanie seksualne dzieci należy do najokropniejszych przestępstw, najbardziej bulwersujących. Dobrze, że mówi się o tym problemie otwarcie, że ofiary mogą się bronić, psychologowie zwracać uwagę, terapeuci leczyć. Jednym z tych terapeutów był Andrzej S., do niedawna szanowany specjalista od rozwiązywania między innymi tychże problemów, dziś wróg publiczny numer jeden. Występował często w różnych telewizjach, był autorem wielu publikacji i książek, środowiskowym guru. Czy rzeczywiście autorytetem był, tego dziś nie jesteśmy pewni - pewni tego byliśmy do wczoraj, ponieważ tak go przedstawiały nam media. Te same, które dziś skazały go na niebyt.
Na razie znamy fakt odnalezienia fotografii molestowanych dzieci oraz to, że właściciel owych fotografii zawodowo zajmował się tymże problemem i pisał na ten temat książkę. Możliwe, że Andrzej S. jest winny, być może sam na tych zdjęciach występuje, możliwe, że tajemnicze znamię na ręku pojawiające się podobno na fotografiach należy do niego, tego my - odbiorcy - jeszcze nie wiemy. Media już wiedzą, poinformowały o tym dostatecznie głośno i dobitnie, porównały go do dyrygenta Polskich Słowików, wypytały tu i ówdzie, udowodniły swoją rację, a jego winę. W glorii słusznej sprawy, obrony bezbronnych dzieci i ogólnego niesienia dobra, sprawę nagłośniły. Nawet jeśli Andrzej S. okaże się niewinny, mediom nie będzie można niczego zarzucić, bo przecież o tych rzeczach należy mówić głośno, a wręcz grzmieć i krzyczeć.
Poczekajmy na wyrok sądu, poczekajmy na wyjaśnienia samego podejrzanego, nie dajmy się znowu uwieść mediom. Andrzej S. jeszcze nie został skazany, chociaż to nam - odbiorcom - usiłuje się wmówić. Oprócz medialnej mody na molestowanie, która świetnie się sprzedaje, istnieje jeszcze żywy człowiek, który został i tak już zohydzony. Jeśli okaże się winny, będzie najohydniejszym z ludzi, który słusznie polegnie pokonany przez dociekliwie dążące do ujawnienia strasznej prawdy media. Jeśli nie ma winy, pozostanie ohydny tak czy inaczej. Po prostu, zwyczajnie, medialnie...