"Media sieją strach i zapewniają rozgłos zamachowcom"
Mimo alarmistycznych doniesień mediów na temat wzrostu liczby spisków terrorystycznych w 2009 roku, ich sprawcy są o wiele mniej skuteczni i bardziej rozproszeni niż jeszcze kilka lat temu. Tymczasem nieproporcjonalne zainteresowanie mediów tylko zapewnia im rozgłos - pisze "New York Times".
13.01.2010 | aktual.: 13.01.2010 17:17
Choć w 2009 roku odnotowano więcej spisków przygotowywanych w Stanach Zjednoczonych, to ich skuteczność była względnie niska. Dokładnie 14 z ok. 14 tys. morderstw popełnionych w zeszłym roku w USA było efektem domniemanych ataków islamskich ekstremistów - informuje "NYT". Wymienia w tym kontekście 13 ofiar śmiertelnych listopadowej strzelaniny w bazie wojskowej Fort Hood w Teksasie (czytaj więcej)
i jednego zabitego w punkcie rekrutacyjnym w Little Rock w Arkansas w czerwcu.
Dziennik, który przytacza wypowiedzi ekspertów ds. bezpieczeństwa, zauważa, że w "podsycanym przez polityków" zgiełku jako całość potraktowano pojedyncze przypadki planowanych ataków. Zaciemniono również fakt, że "zamachowcy na terenie Stanów Zjednoczonych w 2009 roku byli raczej rozproszoną i nieskoordynowaną grupą amatorów, a nie zaawansowaną technicznie, zwartą siłą". Ich bronią były przestarzałe karabiny i ładunki wybuchowe, w kilku przypadkach niewypały, przy czym nie ma nawet śladów trucizn biologicznych lub radiologicznych czy bomb nuklearnych, które przez wiele lat budziły największy strach - ocenia "NYT".
Marne pocieszenie
Zastrzega, że takie statystyki ani nie będą żadnym pocieszeniem w przypadku zamachu na wielką skalę. Nie usprawiedliwiają też luk w systemie bezpieczeństwa USA, które umożliwiły niedoszłemu zamachowcowi na trasie Amsterdam-Detroit wnieść w Boże Narodzenie ładunek wybuchowy na pokład samolotu (czytaj więcej)
.
Gazeta zauważa ponadto, że choć wiele spisków jest natychmiast wiązanych z Al-Kaidą, która stała się określeniem-wytrychem, to większość ze sprawców spisków wykrytych w 2009 roku raczej nie ma bezpośrednich związków z "centralną Al-Kaidą", jak eksperci nazywają ugrupowanie kierowane przez Osamę bin Ladena w Pakistanie.
- Właściwą odpowiedzią jest zaprzestanie nazywania wszystkich tych zamachowców Al-Kaidą - uważa Audrey Kurth Cronin z National War College. - Nieświadomie umacniamy tę markę - ocenia ekspert.
Inny z cytowanych ekspertów Charles E. Allen z CIA, który przez kilka lat był odpowiedzialny za sprawy wywiadu w resorcie krajowego bezpieczeństwa, zwraca uwagę, że wyolbrzymione komentarze w mediach "tworzą atmosferę napięcia i strachu", co jest bardzo niekorzystne. - Nie wierzę, by histeria była użyteczna - podsumował Allen.