Media przemilczały rocznicę masakry studentów w 1989 roku
Chińskie media przemilczały przypadającą 17. rocznicę krwawej rozprawy wojska ze studentami na placu Bramy Niebiańskiego Spokoju w Pekinie.
Masakra na Tiananmen, podczas której zginęły setki lub nawet tysiące demonstrantów, domagających się demokratycznych reform, m.in. pluralizacji systemu politycznego i wolności słowa, ciągle jest tematem zakazanym. Do tej pory zabroniona jest nawet publiczna dyskusja o przyczynach i konsekwencjach studenckiej rewolty.
Jak co dnia plac był otwarty dla zwiedzających. Uwagę zwracała zwiększona liczba żandarmów i policjantów. Dużo było także wozów policyjnych oraz wyposażonych w profesjonalny sprzęt fotoreporterów.
Dodatkowy monitoring terenu zapewniają kamery, po 4 czerwca 1989 roku zainstalowane na masztach dziesiątków latarń znajdujących się na placu.
Wzmożona inwigilacja ma zapobiec jakimkolwiek formom protestu, np. rozwijaniu "antypaństwowych" transparentów lub składaniu wieńców ku czci ofiar.
W oficjalnej historiografii pokojowe wystąpienia młodzieży sprzed 17 lat są przedstawiane jako "dywersyjna akcja", zmierzająca do "obalenia socjalizmu". O to, by zrewidowano ich interpretację, w przeddzień rocznicy zaapelowała do władz nieformalna organizacja "Matki Tiananmen". Wcześniej do otwartej dyskusji na temat tamtych wydarzeń wzywała grupa chińskich intelektualistów. Bez skutku.
Wygląda na to, że długo jeszcze nic się w tym względzie nie zmieni. Tym bardziej że w Chinach do tej pory nie przeprowadzono nawet prezentującej różne racje dyskusji o Wielkim Skoku (1958- 1964) i Rewolucji Kulturalnej (1966-1976). Tymczasem te zainspirowane przez twórcę Chin komunistycznych Mao Zedonga brutalne kampanie polityczno-ekonomiczne pochłonęły miliony ofiar i pogrążyły gospodarkę chińską.
Brak jawności i różnorodnych ocen sprawia, że karmiona komunałami o "błędach partii" większość Chińczyków nadal upatruje w Mao jedynie męża opatrznościowego, który pokonał Japończyków i zjednoczył kraj.
Henryk Suchar