Media o wynikach irackich wyborów
Wyniki wyborów w Iraku to jeden z głównych tematów poniedziałkowej prasy w USA. Gazety zastanawiają się, jaki kierunek obierze nowy iracki rząd, a także, w jakim stopniu sytuacja powyborcza będzie zgodna z przewidywaniami amerykańskiej administracji w tym kraju.
14.02.2005 | aktual.: 14.02.2005 11:25
Dla poniedziałkowego "The New York Times" wyniki irackich wyborów to "próba sił" - przedstawiciele listy szyickiej staną wobec mniej więcej takiej samej liczby świeckich deputowanych z partii mniejszościowych, które sprzeciwiają się dominacji islamu w państwie. Tym samym wielkim wyzwaniem dla nowego rządu przez najbliższe 10 tygodni będzie sformułowanie irackiej konstytucji, a dyskusja nad rolą religii będzie jedną z decydujących kwestii.
Niektórzy analitycy przewidują - pisze gazeta - że szyici być może spróbują utworzyć tzw. rząd jedności narodowej, w którym będą też uczestniczyć przedstawiciele innych ugrupowań niż zwycięski Zjednoczony Sojusz Iracki.
Dziennik podsumowuje komentarz słowami jednego z przywódców Sojuszu Haithama al-Husajniego, że "to etap historii Iraku, w którym wszyscy muszą uczestniczyć", bowiem szyici nie chcą być dominującą w kraju siłą.
Według poniedziałkowego "Washington Post", popierani przez Amerykanów liberalni iraccy politycy - premier Ijad Alawi i były minister spraw zagranicznych sprzed czasów reżimu Saddama Husajna Adnan Paczaczi - okazali się największymi przegranymi tych wyborów. To powoduje obawy, że dopóki przyszła rządząca w Iraku koalicja nie poszerzy swojego programu poza własnych wyborców, dopóty powstańcy będą zdobywali poparcie części irackiego społeczeństwa.
Gazeta zauważa, że wyniki irackich wyborów dla Amerykanów zakrawają na wielką ironię - USA przewidywały w swoich planach, że władze powojennego Iraku będą zaprzeczeniem irańskiej teokracji. Natomiast według opublikowanych w niedzielę przez Niezależną Komisję Wyborczą wyników, zwyciężył Zjednoczony Sojusz Iracki pod patronatem wielkiego ajatollaha Alego al-Sistaniego. Irakijczycy wybrali więc władze o silnym podłożu religijnym i o bardzo silnych powiązaniach z sąsiednim Iranem.
Gdyby Amerykanie zbombardowali Iran jeszcze trzy lata temu - pisze dziennik - wywołałoby to ogólne zadowolenie w Bagdadzie. Natomiast dzisiaj, Irak będzie się temu mocno sprzeciwiał - podsumowuje "Washington Post".