PolskaMedia o Okrągłym Stole

Media o Okrągłym Stole

6 czerwca 1990 roku zniesiona została w Polsce wszechwładna cenzura - była to jedna z konsekwencji obrad Okrągłego Stołu.
Cenzura została wprowadzona w 1946 roku dekretem Bolesława Bieruta, powołującym do życia Główny Urząd Kontroli Prasy, Publikacji i Widowisk. Po 44 władza straciła mechanizm krępowania wolności słowa.

06.02.2004 | aktual.: 06.02.2004 14:33

Wolność słowa

Pod koniec lat 80. „ludowa” władza zaczęła sobie zdawać sprawę, że jej czas powoli mija. „Teatr mój widzę... okrągły” – tak jednak chyba, parafrazując słowa Wyspiańskiego, wyobrażała sobie to, co w formie relacji radiowej czy telewizyjnej, bądź sprawozdania prasowego przekaże się społeczeństwu z obrad Okrągłego Stołu. Tyle, że ten „teatr” nie poddał się już pierwotnym zamiarom reżysera, a aktorzy przestali sprawozdawać „w okrągłych słowach”. O ile jeszcze w pierwszym okresie obrad plenarnych można było mówić o sterowaniu zarówno poszczególnymi dziennikarzami, bezpośrednio relacjonującymi przebieg wydarzeń, jak i mediami, które te treści publikowały, o tyle już po kilku dniach – zwłaszcza w „podstolikach” - stało się jasne, że cugle wymykają się z rąk władzy.

Stopniowo relacje radiowe, telewizyjne i prasowe z obrad stawały się coraz bardziej zbliżone do rzeczywistości. O ile przy tym strona „Solidarnościowa” zgłaszała jeszcze pewne zastrzeżenia do tego co pokazywała telewizja, o tyle – rzecz ciekawa – nie zanotowano ani jednej interwencji w stosunku do PAP, nazywanej przecież wcześniej „tubą rządu”. Stało się tak dlatego, że agencja bardzo skrupulatnie zadbała o parytet prezentowanych w jej serwisie wypowiedzi obu negocjujących stron.

Okrągły Stół nie był jeszcze ostatecznym końcem cenzury; 23 maja udało jej się wstrzymać emisję jednego z telewizyjnych programów wyborczych "Solidarności", pod pozorem, że jego treść godzi w porozumienia Okrągłego Stołu.

Prawdziwy koniec "knebla" miał nastąpić dopiero w 16 miesięcy po Okrągłym Stole. Faktem jest jednak, że w wyniku jego obrad cenzura musiała wyjść z ukrycia. Dobitnym świadectwem tego były wykreślone z niektórych artykułów fragmenty tekstów, oznaczone charakterystycznymi zwrotami (Urząd kontroli prasy, ustawa o kontroli...itd.). Chyba najwięcej takich tekstów notował na swym koncie „Tygodnik Powszechny”, w którym nawet całe zdjęte ze szpalt artykuły zastępował wspomniany zwrot.

Wszechwładna cenzura

Wielka dekonspiracja urzędu nastąpiła jeszcze za czasów rządów komunistycznych. Pod koniec lat 70. londyński "Aneks" wydał "Czarną księgę cenzury PRL" porażającą skalą ingerencji władz w zawartość gazet, czasopism, książek, widowisk teatralnych, filmów. Można się było z niej dowiedzieć, że na przykład w roku 1976 cenzorzy dysponowali czarną listą kilkudziesięciu autorów, których publikacje i wszystkie przypadki wymienienia ich nazwisk miały być sygnalizowane kierownictwu urzędu, decydującemu o ewentualnym dopuszczeniu ich do druku. Na liście byli m.in.: Zbigniew Herbert, Wojciech Młynarski, Stanisław Tym, Jerzy Waldorff, Stefan Kisielewski.

Tylko w pierwszym okresie istnienia „Solidarności” cenzura na krótko przestała panować nad ludźmi pióra. W pozostającej wtedy pod bezpośrednią kontrolą Wydziału Prasy KC PZPR, rządowej agencji PAP, wspominają, jak jeden z szefów, zapytany w jaki sposób odnieść się do kontrowersyjnego wydarzenia, bezradnie odparł dziennikarzowi: _ „niech pan robi tak, żeby nikt się nie przyczepił„_. Był to – zważywszy osobę decydenta – najdobitniejszy wyraz zagubienia człowieka, który nagle stracił oparcie w – równie zdezorientowanym - aparacie kontrolnym władzy, w tym i cenzurze.

Potem jednak przyszedł stan wojenny i czasy konferencji osławionego rzecznika rządu, Jerzego Urbana („rząd się wyżywi”). Mało kto wie, do jakiego stopnia były one manipulowane. A fakty wyglądały tak: relacje z konferencji rzecznika prasa zamieszczała na ogół za Polską Agencją Prasową, przy czym niektóre większe tytuły miały obowiązek publikowania „stenogramu” wypowiedzi ministra. Ten stenogram dziennikarze PAP przygotowywali, pracowicie odtwarzając magnetofonowe nagranie. Na ogół było tego kilkanaście stron. Urban zabierał się potem do czytania swej wypowiedzi, po czym oddawał ją agencji – w dużych fragmentach całkowicie zmienioną – do publikacji. Największą uciechę mieli zachodni korespondenci. Z lubością wychwytywali manipulacje rzecznika, który podczas konferencji odpowiadał „tak”, a w stenogramie sens swej wypowiedzi zmieniał.

Śmierć cenzury?

Myliłby się jednak ten, kto sądzi, że już po likwidacji osławionej Mysiej (przy tej ulicy mieścił się gmach cenzury) i objęciu rządów przez ekipę „Solidarnościową”, jak ręką odjął znikły zapędy kontrolne władzy. Oto przykład: wkrótce po tym jak tekę premiera objął Tadeusz Mazowiecki, rzeczniczka prasowa nowego rządu zablokowała w PAP informację o oblaniu czerwoną farbą pomnika Lenina w Nowej Hucie. To samo niewątpliwie zrobiłaby i stara ekipa, tylko powody takiej decyzji zapewne byłyby inne. Ale to już - jak mawiał Kubuś Puchatek – zupełnie inna historia.

Źródło artykułu:WP Wiadomości
Wybrane dla Ciebie
Komentarze (0)