Męczeństwo małżeństwa Lisów
Małżeństwo Lisów chce, by nowy prezes, jeśli przyjdzie na Woronicza, zobaczył w nich ofiary, a nie beneficjentów dotychczasowego systemu. Temu będzie służyć awantura o pojedyncze zdania w materiałach reporterów "Wiadomości" - pisze publicysta "Dziennik", Piotr Gursztyn.
07.06.2008 | aktual.: 07.06.2008 14:08
Plan ma jeden tylko słaby punkt - założenie, że ludzie mają słabą pamięć i nie pamiętają tego, co zdarzyło się w ciągu ostatnich miesięcy.
Nie wiem, czy pana nie zwolnią za ten program ze mną - zażartował niedawno Jerzy Urban do goszczącego go w TVP Tomasza Lisa. Autor programu głęboko westchnął i odrzekł, że chyba nie. Wszyscy zrozumieli jak ciężkim kawałkiem chleba jest dla Lisa walka o dziennikarską wolność w telewizji rządzonej przez Andrzeja Urbańskiego.
Cierpienie jest tym większe, że stało się w tym tygodniu udziałem jego żony. Prowadząca "Wiadomości" Hanna Lis zaledwie po trzech dniach odmówiła dalszego prowadzenia programu. Ona sama przedstawia awanturę w programie informacyjnym TVP jako kolejny bój o zachowanie standardów dziennikarskich. Wzięła w obronę Wałęsę, nie pozwoliła nieuczciwie zaatakować Tuska - takim nagłówkiem "Gazeta Wyborcza" opisała najnowsze perypetie gwiazdy "Wiadomości".
Hanna Lis odmówiła prowadzenia "Wiadomości", bo materiał o zaniechanej reprywatyzacji miał być stronniczo nieprzychylny wobec rządu, a informacja na temat kontaktów Lecha Wałęsy miała zostać zmanipulowana. Jednak zacytowane przez media sporne zdania o Wałęsie wcale nie dają jasnej odpowiedzi, kto bardziej manipulował: ona czy jej szefowie. I czy warte były tak heroicznego gestu.
Zbliża się moment głosowania nad rządową nowelizacją ustawy o KRRiTV. To może doprowadzić do zmiany władz TVP. Wprawdzie prezydent już zawetował nowelizację, ale ciągle nie wiadomo, czy część posłów SLD nie poprze strony rządowej.
Dlatego nowy prezes, jeśli przyjdzie na Woronicza, powinien zobaczyć w Lisach ofiary, nie beneficjentów dotychczasowego systemu.