"Mechanizm ustawy lustracyjnej jest niezwykle skomplikowany"
Ja sobie wyobrażam taką oto ustawę, która by się składała z dwóch artykułów zaledwie. Art. 1 mówiłby, że wszystkie dokumenty znajdujące się w archiwum IPN są jawne i dostępne na zasadach przewidzianych w Archiwach Państwowych. I art. 2 mówiłby, że wszystkie spory, które wynikną w efekcie ujawniania tych dokumentów są rozstrzygane przez sądy w oparciu o Kodeks Cywilny i inne przepisy - powiedział historyk, doradca prezesa IPN dr Antoni Dudek w "Salonie Politycznym Trójki".
09.03.2007 | aktual.: 09.03.2007 12:59
Krzysztof Skowroński: Jak dużo kilometrów akt Pan przeczytał w swoim życiu?
Antoni Dudek:Kilometrów to nie, bo kilometr akt, to historyk i to taki bardzo pracowity, to może przez całe życie przeczytać. Ja przeczytałem raczej w metrach. I to pewnie aż tak dużo metrów tych nie było.
I który metr był najciekawszy?
- Dla mnie najciekawsze były te metry dotyczące wydarzeń z końca lat 80., dotyczące tej mojej książki "Reglamentowana rewolucja" o przełomie ustrojowym. I ciągle mam jeszcze parę metrów do przejrzenia, bo stale są nowe znajdowane.
Jakie są, Pana zdaniem, największe wady tej ustawy lustracyjnej?
- Ten mechanizm jest niezwykle skomplikowany.
I sprawa jest skomplikowana.
- Jest. Natomiast skomplikowane sprawy, niekoniecznie muszą być rozwiązywane przez skomplikowane ustawy. Bo można sobie wyobrazić inne rozwiązanie. To jest to, o którym ja od dawna mówię, a które niestety nie zyskuje poparcia. Mówię o moim prywatnym poglądzie w tym momencie. Ja sobie wyobrażam taką oto ustawę, która by się składała z dwóch artykułów zaledwie. Art. 1 mówiłby, że wszystkie dokumenty znajdujące się w archiwum IPN są jawne i dostępne na zasadach przewidzianych w Archiwach Państwowych. I art. 2 mówiłby, że wszystkie spory, które wynikną w efekcie ujawniania tych dokumentów są rozstrzygane przez sądy w oparciu o Kodeks Cywilny i inne przepisy.
Tu jest oczywiście argument poważny, który trzeba brać pod uwagę, czyli życie prywatne tych, których szpiegowano.
- To prawda. I to rozwiązanie by to naruszało. Natomiast ja powiadam, że dzisiaj mamy nieustannie do czynienia z różnymi, na innych źródłach opartymi, próbami naruszania czyjejś prywatności. Ktoś oskarża aktora, czy aktorki o jakieś romanse, tabloidy oskarżają różnych polityków o różne rzeczy i to do tego są sądy, niech rozstrzygają te sprawy.
A co Pan sądzi o postawie części środowiska dziennikarskiego, która stwierdziła, że nie podpiszę, nie złożę oświadczenia lustracyjnego? - To jest spór w środowisku dziennikarskim, w który ja bym się nie chciał wtrącać, jako pracownik IPN. Mogę tylko podejrzewać, że będą podobne spory w innych środowiskach, Jakiś czas temu czytałem wypowiedź prof. Marcina Króla z Uniwersytetu Warszawskiego, który też mówił, że on nie zamierza składać tego oświadczenia. Czyli podobną sytuację będziemy mieli w środowisku akademickim i w kolejnych środowiskach. Moim zdaniem tam, gdzie się usiłuje ludzi zmusić do zlustrowania się, to będzie bardzo trudne, bo tu będziemy mieli część takiego głębokiego sporu, który dzisiaj dzieli Polskę. Natomiast tam, gdzie otworzymy archiwa, mamy do czynienia po prostu z tym, że informacje i tak są ujawniane, tutaj będziemy też mieli z ujawnieniem pewnych informacji. Jeżeli dziennikarze są przez tę ustawę zobligowani do złożenia oświadczeń, to za kilka miesięcy będzie można wejść na stronę
IPN, wpisać nazwisko dziennikarza i jeżeli okaże się, że on nie złożył oświadczenia, to też będzie dla wielu osób jakiś sygnał, wokół tej osoby będą różne podejrzenia narastały, dlaczego ona nie złożyła tego oświadczenia, bo przecież nie wszyscy tak, jak - nie wiem - Ewa Milewicz, ogłoszą publicznie, że tego nie złożyli, nie o wszystkich media poinformują. Myślę, że wiele osób znajdzie się w niezręcznej sytuacji z tego powodu, bo będą różne podejrzenia pod ich adresem kierowane.
Mam przed sobą numer "Newsweeka". Zdjęcie Marka Piwowskiego i jego oficera prowadzącego. Czy to jest happening. Czy to jest dowcip?
- Jest to utrzymane w konwencji dowcipu, ale sprawa chyba aż tak dowcipna nie jest. W najbliższych dniach ukaże się publikacja jednego z pracowników z IPN, która naświetli przypadek Marka Piwowskiego i jego oficera prowadzącego, od nieco innej strony - tzn. tej, która zachowała się w dokumentach i znowu będziemy mięli do czynienia z sytuacją, w której jedni będą uważali, że to Marek Piwowski powiedział prawdę, mówiąc o tej dość kabaretowej historii. A inni będą raczej skłonni wierzyć dokumentom i z takimi sytuacjami będziemy mięli do czynienia bardzo często, bo już z nią mamy do czynienia. To nie będzie żadna nowość.
Dużo jest tych dokumentów? Czytał Pan tę pracę?
- Nie.
Ile lat będzie trwała lustracja?
- Jeżeli ten model ustawy, która wchodzi w marcu, miałby być utrzymany, to moim zdaniem, kilkanaście. Dlatego, że przy tej skali osób podlegających lustracji i przy tej przewlekłości procedur sądowych, z którą mamy w Polsce do czynienia, to tego się na pewno w lat kilka zrobić nie da.
A IPN jest gotowy? Bo to jest zabieg informatyczny.
- Tak to jest gigantyczne wyzwanie informatyczne. My się staramy do tego przygotować, natomiast ja nie mam złudzeń, że tutaj będą opóźnienia. Dlatego, że to jest po prostu skala niewyobrażalna. Przedsięwzięcia tego w Polsce, na taką skalę, nikt nie robił. Doświadczenia Rzecznika Interesu Publicznego i starego modelu lustracji, to było doświadczenie o skali 30 tys. osób podlegających lustracji - to trwało dobrych kilka lat. W tej chwili mówimy o kilkuset tysiącach. Mimo, że na to są przeznaczone większe środki w IPN, więcej ludzi niż u rzecznika będzie się tym zajmowało, to ja sądzę, że to będzie trwało. I tu nie unikniemy różnego rodzaju opóźnień i problemów.