Mazury - cud natury, czyli wspomnień czar. "Na jeziorach powstaje drugie miasto"
Niewielkie łódki, bezludne wybrzeża, ognisko w kameralnym gronie, gitara, namioty i cisza. To obrazki z wakacji na Mazurach jeszcze sprzed kilkunastu lat. Dla najmłodszego pokolenia brzmią jak prehistoria. Kraina polskich jezior zmieniła się nie do poznania.
Jachty – im większe, tym lepsze. Uprawnienia do sterowania nimi – już niekoniecznie. Dla samozwańczych "sterników" liczy się tylko to, żeby model był jak najnowszy, najbardziej lśniący, zajmował jak największą powierzchnię jeziora, by zadać szyku przed innymi letnikami.
Władze Giżycka przyznają, że w szczycie sezonu "na jeziorach buduje się drugie miasta".
Jakby luksusowo, czyli apartament na wodzie
Małgorzata Kulas-Szyrmer - kierowniczka biura promocji i polityki społecznej Urzędu Miejskiego w Giżycku - tłumaczy, z czego to wynika.
- Coraz więcej osób korzysta z houseboatów, pływających domków o wysokim standardzie, czyli takie wakacje na wodzie. Więc nagle na jeziorach "zamieszkuje" drugie tyle osób, co na lądzie. Takich turystów przybywa z roku na rok – mówi WP szefowa Biura Promocji.
Wypożyczalnie sprzętu i firmy, od których można wyczarterować jachty, motorówki i niemal każdego rodzaju sprzęt pływający zauważają, że poszukiwany jest coraz wyższy standard.
- Jeśli chodzi o jachty to coraz częściej ludzie pytają o jachty motorowe i houseboaty. Te pierwsze oferują po prostu standard pływających apartamentów. Żagle już nie są tak popularne – przyznaje w rozmowie z Wirtualną Polską Robert Kempa z Centrum Promocji i Informacji Turystycznej w Giżycku.
Odejście od tradycji żeglowania oznacza rezygnację ze zdobywania patentów i uprawnień do kierowania jednostkami na wodzie. Jeśli ktoś nie zrobił tego kilka, kilkanaście lat temu, teraz w ogóle się o to nie stara.
- Ludzie nie muszą mieć uprawnień. Rynek ma tego świadomość i producenci robią już w tej chwili takie jachty, żeby jak najwięcej osób mogło z nich korzystać. Do tego zmieniają się przepisy. Nawet te duże jachty można prowadzić bez uprawnień – relacjonuje Robert Kempa.
Dodaje, że w Giżycku są miejsca, gdzie można zdobyć "patent". Mnóstwo jest szkoleń 24-godzinnych. Ci, którzy je prowadzą ogłaszają, że w praktyce w ciągu jednego dnia przygotują każdego do kierowania jachtem motorowodnym. Takich ogłoszeń na Mazurach nie brakuje. Ale czy faktycznie w takim tempie można nauczyć się pływania jachtem?
- Pojawia się pytanie, czego się można nauczyć w ciągu 24 godzin? Czy to cokolwiek zmienia w konfrontacji z kimś, kto takiego przeszkolenia nie przeszedł. Oczywiście, zanim ktokolwiek udostępni komuś jacht, nawet najmniejszy, poinstruuje, co trzeba robić na pokładzie i jakie są podstawowe manewry – zapewnia nasz rozmówca.
Na Mazurach nie brakuje jednak amatorów pływania, których zaskakują podstawowy. - Dużo zależy od wyobraźni tych, którzy stają za sterami. Potrzeba tego, żeby np. wyobrazić sobie, że jacht nie ma hamulca. A niektórzy się dziwią: "jak to nie ma hamulca?" – mówi szef Biura z Giżycka.
- Ja sam bez patentu sternika i uprawnień motorowych musiałem kiedy stanąć za sterami. I wrócić do domu z całą resztą załogi. To można zrobić, tylko trzeba być opanowanym, spokojnym. Można to zrobić, ale po co kusić los? Jeśli ktoś spanikuje, nie będzie miał pojęcia, co zrobić – podkreśla.
Kempa uspokaja, że jednak nie każdy jacht czy łódź motorowodną dostanie "nowoupieczony sternik". Uprawnienia (nie 24-godzinne) są konieczne, jeśli chcemy wypłynąć na jezioro jednostką z dużą mocą silnika.
Slow life, slow food, slow Mazury
Na Mazury dotarł trend slow – slow jest life, food, więc i odpoczynek nad jeziorem. Na szlaku Wielkich Jezior nie brakuje więc przyjezdnych "drugiego nurtu" (jak nazywają ich miejscowi organizatorzy wypoczynku). Oni uciekają do lasu, gdzie trudno ich znaleźć. Wystarczy prosta infrastruktura, sanitariaty i kawałek ziemi, by rozbić namiot.
- Jest ucieczka w stronę klasyki. Ludzie są sentymentalni, więc pytają, czy istnieją jeszcze pola namiotowe. Jednak o takich, klasycznych miejscach rodem z lat 70. i 80. możemy zapomnieć – słyszymy w mazurskim punkcie informacji turystycznej.
Małgorzata Kulas-Szyrmer, kierowniczka biura promocji i polityki społecznej urzędu miejskiego w Giżycku, tłumaczy też, że pobyty turystów się skracają, nie mamy już turnusów, które trwają dwa tygodnie. Coraz więcej jest przedłużonych weekendów, po 4-5 dni.
- Coraz częściej turyści szukają miejsc o wysokim standardzie i miejsc klimatycznych. Jeśli szukamy ustronnej kryjówki przed światem, w której wypoczniemy, to jesteśmy gotowi za taki standard zapłacić – mówi WP.
- Według mnie pola namiotowe i kempingowe nie poszły zupełnie w zapomnienie. Są też pensjonaty spokojniejsze, ale też mające wysoki standard i klimat, to też wynika z rynku - tłumaczy.
Coś dla każdego i wszystko dla wszystkich
Pólnocny region Polski, krainę jezior, wybierają ci, którzy chcą odpocząć od codzienności oraz tłumów na Krupówkach czy parawanów nad Bałtykiem. Pytanie czy nie trafią z deszczu pod rynnę.
- Ludzie doceniają krajobraz i wodę, piękne jeziora nadal przyciągają, bez względu na pogodę. Wiele rzeczy jest w plenerze. Ważne, by zapewnić im coś, jak jest niepogoda. Takim przykładem jest kryte lodowisko, czynne przez cały rok. Więc zapraszamy zwłaszcza w upały do korzystania z niego. Taką popularnością cieszą się także parki wodne - mówi Kulas-Szyrmer.
- Turyści szukają także miejsc, gdzie się dużo dzieje, gdzie jest głośno. Są tacy, którzy zwiedzają po kolei wszystkie zabytki – wylicza.
Tak duża różnorodność oczekiwań i chęci spędzania wolnego czasu może potęgować chaos i tłok. Każdy bowiem przyjeżdża na Mazury, mniej lub bardziej nerwowo szukając aktywności, która mu odpowiada.
Także fani kina niebawem powinni udać się do Giżycka. W najbliższych dnia odwiedzi je Roman Polański. Dokładnie Polański od Quentina Tarantino. Czyli polski aktor z Hollywood Rafał Zawierucha.
Masz news, zdjęcie lub film związany z pogodą? Prześlij nam przez dziejesie.wp.pl