Matura z Lenina
Młody człowiek ubrany w koszulkę z podobizną Hitlera lub swastyką wywołałby skandal. Dlaczego wizerunek Lenina albo sierpa i młota spotyka się z uśmiechem i przyzwoleniem?
05.05.2006 | aktual.: 05.05.2006 10:37
Spuścizna Marksa i Lenina miała „miękkie lądowanie” w porównaniu z losem, jaki spotkał ideologię faszystowską. Kiedy w 1997 roku ukazała się „Czarna księga komunizmu”, wydawało się, że „nietaktowne” dotychczas porównywanie skali zbrodni komunistycznych i nazistowskich doczekało się swojego czasu. Znaczenie tej książki było tym większe, że współtworzyli ją historycy z różnych tradycji intelektualnych, a nad całością czuwał Stephane Courtois, dawny członek grupy francuskich maoistów. Dla wielu ludzi na Zachodzie szokiem były liczby zawarte w „Księdze”: sto milionów ofiar reżimów różnych odcieni czerwieni musiało przemówić do wyobraźni.
Lenin jest trendy
Tymczasem w wielu miastach na Zachodzie (zdarza się, że również w Polsce) ciągle można spotkać symbole „nadziei ludów”, jako równoprawną część popkultury lub środek demonstracji poglądów. Podobizny Lenina, napisy CCCP oraz atrakcyjne graficznie sierp i młot zdobią tysiące T-shirtów, konkurując z powodzeniem z Bobem Marleyem i Madonną. Dodajmy do tego stałą obecność w protestach młodego pokolenia symbolu „romantycznej” rewolucji, Che Guevary. Jego sztandarowe zawołanie „Hasta la Victoria Siempre” (zawsze do zwycięstwa) towarzyszy niemal wszystkim demonstracjom, których tłem jest bunt przeciw władzy czy globalizacji. Młodzi demonstranci zwykle nie wiedzą, że „romantyczny” Che jako minister kubańskiego rządu osobiście torturował więźniów.
Trudno wyobrazić sobie dziś młodego człowieka bezkarnie noszącego koszulkę ze swastyką lub podobizną Hitlera. Książę Henry przepraszał – i słusznie – cały świat za uświetnienie imprez towarzyskich przebraniem w mundur nazistów. Dlaczego symbole zbrodniczych systemów komunistycznych otrzymują taryfę ulgową? Może to świadczyć bardziej o ignorancji niż o sentymencie za nieznanym rajem utraconym. Nie tłumaczy to jednak wystarczająco fenomenu popularności rewolucji. – To nie tylko ignorancja, to także uwarunkowania polityczne – uważa prof. Wojciech Roszkowski. – Komunizm w Europie Zachodniej funkcjonuje jako ideologia. Jest postrzegany jako uprawniony punkt widzenia na świat i jako sojusznik w walce z nazizmem.
Daje to wiele do myślenia na temat świadomości społeczeństw zachodnich. Rozliczenie z nazizmem niemieckim i faszyzmem włoskim miało, na szczęście, wpływowych orędowników. Niestety, próba ukazania rozmiaru zbrodni komunistycznych nie wszędzie ma siłę przebicia, jako niepoprawne politycznie awanturnictwo. – Poważne siły intelektualne – dodaje Roszkowski – stoją za pewną nostalgią i przekręcaniem historii. Podręczniki na Zachodzie mało mówią o zbrodniach komunizmu. Wydaje się, że marksizm-leninizm posiada jakąś tajemniczą siłę uwodzenia. W niektórych środowiskach brakuje uznania, że ideologia ta jest błędna u samych podstaw, a nie dopiero w momencie, gdy zaludniają się gułagi. Warto też zwrócić uwagę, że faszyzm nie doczekał się przedłużenia w innej filozofii lub ideologii. Tymczasem popularne dziś różne nurty postmodernistyczne nawiązują – bardziej lub mniej jednoznacznie – do pewnych założeń marksizmu.
Muzeum zamiast mauzoleum
W Stanach Zjednoczonych zrodził się pomysł zbudowania pomnika ofiarom komunizmu. Zyskało to aprobatę władz amerykańskich. Rangę jego podnosi fakt, że na lokalizację wybrano Kapitol. Autorem projektu jest profesor Lee Edwards, historyk z instytutu Heritage Foundation. W specjalnej wypowiedzi dla „Gościa” mówił: – Ten pomysł pojawił się zaraz po upadku muru berlińskiego. Wiedzieliśmy, że wielu ludzi zginęło pod rządami komunistów w okresie zimnej wojny. Chcemy pokazać, co komunizm uczynił – nie tylko tym, którzy zginęli, ale co zrobił nam wszystkim. Projekt Edwardsa nie ogranicza się tylko do pomnika. Trwają również prace nad stworzeniem w Internecie wirtualnego muzeum, które będzie dokumentować zbrodnie komunizmu na całym świecie. Trzeci etap natomiast to biblioteka i muzeum, utworzone w stolicy Stanów Zjednoczonych. W tym celu nawiązane już zostały kontakty z różnymi instytucjami i historykami na całym świecie.
Rozgłos, jaki udało się już uzyskać tej inicjatywie, otwiera drogę do przybliżenia opinii publicznej prawdy o utopii rewolucji i jej tragicznych skutkach. – Ludzie czasem pytają, czym był ten komunizm, po co budujemy pomnik – mówi Edwards. – Zaczęliśmy angażować ludzi do debaty i dyskusji o tym. Traktujemy to jako możliwość edukacji. Trzeba przyznać, że droga do realizacji pomysłu Edwardsa jest dosyć długa. Problemem jest zebranie wystarczającej kwoty, obliczonej na 750 tys. dolarów. Brakuje jeszcze kilkudziesięciu tysięcy. Z tego powodu m.in. fundacja zorganizowała w minionym tygodniu spotkanie w Nowym Jorku, na które zaproszono Lecha Wałęsę. Jego osoba jest w Stanach ciągle gwarancją powodzenia takich imprez. Za wejście na kolację na cześć człowieka-symbolu trzeba było zapłacić 1000 dolarów. Zebrane pieniądze dają nadzieję na rozpoczęcie prac już latem tego roku. Były prezydent ma szczególne powody do wsparcia projektu. – Ofiary komunizmu zasłużyły sobie nie tylko na pomnik, ale i na większe
zainteresowanie. Miliony ludzi zostały zamordowane przez ten system – nie zapominajmy o tym.
Mao i biznes
Oprócz problemów finansowych, pojawiła się też kwestia, czy pomysł nie upadnie w starciu z political correctness (polityczną poprawnością). Budowa pomnika nie spodobała się ambasadorowi Chin. Jednak rząd amerykański nie wykazuje chęci uwzględnienia tych zastrzeżeń. Wałęsa również nie dopuszcza myśli, żeby projekt Edwardsa mógł wykluczyć pamięć o ofiarach reżimu, który prowadzi jednocześnie świetne interesy z Ameryką. – Nie można dzielić ludzi wymordowanych: niezależnie, czy to było w Chinach, czy gdzie indziej, należy im się szacunek i co najmniej upamiętnienie. A jeśli jeszcze gdziekolwiek ktoś w imieniu komunizmu morduje, to tym bardziej, podwójnie powinno to być zapisane – kończy twórca „Solidarności”.
Zachód nie zdał jeszcze matury z komunizmu. Dziwne przyzwolenie na kult czerwonych symboli – nieważne, czy wynikające z niewiedzy, czy ze świadomego sterowania umysłami – musi przegrać w obliczu miażdżących dowodów kompromitacji tej ideologii. Może pomnik ku czci wszystkich, którzy mieli odwagę nie wierzyć w Marksa, Lenina, Stalina czy Mao, będzie kolejnym etapem dojrzewania społeczeństw zachodnich?
Jacek Dziedzina