Matka Polaka: zabili mi syna, a teraz są niewinni?!
Matka polskiego imigranta Roberta Dziekańskiego, który 14 października 2007 roku zmarł na lotnisku w Vancouver po porażeniu paralizatorem przez policję jest rozżalona, że funkcjonariusze odpowiedzialni za śmierć jej syna nie ponieśli żądnych konsekwencji.
13.02.2011 | aktual.: 13.02.2011 15:10
Niezależna Komisja Skarg Publicznych Przeciwko Kanadyjskiej Królewskiej Policji Konnej (Royal Canadian Mounted Police – RCMP) w miniony czwartek zamknęła ostatecznie sprawę Roberta Dziekańskiego. W końcowym raporcie stwierdzono, że RCMP wprowadziła już w życie większość zaleceń z poprzednich dochodzeń. Głównie dotyczą one używania elektrycznych paralizatorów. Mówi się w nich także m.in. o konieczności polepszenia jakości szkolenia funkcjonariuszy.
Matka Roberta Dziekańskiego nie jest jednak w pełni usatysfakcjonowana. Głownie dlatego, że funkcjonariusze, który przyczynili się do śmierci Dziekańskiego, nigdy nawet nie zostali zdyscyplinowani i przez cały czas pobierają pełne wynagrodzenia.
- Ten raport to takie zapewnienie, że po tym co się stało będzie lepiej, ale ci funkcjonariusze, którzy odpowiadają za to, że zmarł mój Robert, nie ponieśli żądnych konsekwencji – mówi Zofia Cisowski. - Czy to jest w porządku? – pyta.
- Od 11 lat płacę podatki w Kanadzie i jestem wściekła, że także z moich pieniędzy odpowiedzialni za tę sprawę nadal otrzymują swoje pensje – dodaje Cisowska, która z powodu rozchwiania emocjonalnego po stracie syna, nie jest w stanie pracować.
- Kiedy tylko pomyślę o Robercie cała zaczynam się trząść – mówi pani Zofia.
Nieznający angielskiego Robert Dziekański 13 października 2007 roku przyleciał do Vancouver. Nie potrafił porozumieć się z lotniskowym personelem i nie mógł odnaleźć matki.
Kiedy po wielu godzinach spędzonych na lotnisku Dziekański zaczął zachowywać się agresywnie funkcjonariusze policji postanowili go obezwładnić używając paralizatora. 40-letni Polak, wkrótce potem zmarł, bez próby udzielenia mu jakiejkolwiek pomocy.
Dochodzenie wykazało, że czwórka policjantów, która "uspokajała" Dziekańskiego, skłamała mówiąc, że groził on im przy pomocy biurowego zszywacza i w związku z tym użycie paralizatora wobec niego nie było uzasadnione. Ostatecznie jednak nie postawiono im żadnych zarzutów.
Trzech z nich, w tym Kwesi Millington, który pięciokrotnie użył paralizatora wobec Dziekańskiego, nadal pracuje w policji. Czwarty funkcjonariusz, który pełnił wówczas funkcję dowódcy na lotnisku w Vancouver, został zawieszono ale nie w związku ze sprawą Dziekańskiego, tylko dlatego, że brał udział w wypadku samochodowym, w którym zginął motocyklista.
Zofia Cisowski w 2009 roku złożyła pozew sądowy przeciwko, rządowi Kanady, władzom prowincji Brytyjska Kolumbia, gdzie leży Vancouver, władzom lotniska i czwórce funkcjonariuszy. Po oficjalnych przeprosinach wygłoszonych przez zastępcę szefa RCMP Gary'ego Bassa i wypłaconym jej w ramach ugody odszkodowaniu za śmierć syna, wycofała pozew. Wysokości zadośćuczynienia nigdy nie ujawniono.
Z Nowego Jorku dla polonia.wp.pl
Tomasz Bagnowski
NaSygnale.pl: Przypalali księdza żelazkiem!