Matka Madzi była w depresji, ale jest poczytalna
Katarzyna W. mogła być w depresji poporodowej i cierpieć na zespół stresu pourazowego - mówi w wywiadzie dla WP.PL psycholożka Iwona Jędrusik, odnosząc się do linii obrony matki Madzi, opartej na szoku poporodowym. W opinii psycholożki nie oznacza to niepoczytalności, ale dla sądu może być okolicznością łagodzącą. Psycholożka zaznacza, że znacznie bardziej drastyczny przebieg ma psychoza poporodowa, która może wystąpić w ciągu kilku tygodni od porodu, czyli nie w momencie śmierci półrocznej Magdy. - Matka uważa, że ma kontakt z Bogiem, który powiedział jej, że dziecko jest demonem i każe jej zniszczyć go - mówi Iwona Jędrusik o jednym z przypadków.
WP: Według obrońcy Katarzyny W., jego klientka w momencie śmierci jej dziecka była w szoku poporodowym. Czy możliwe, aby matka była w takim stanie pół roku po porodzie?
Iwona Jędrusik: Problem jest z definicją tego terminu, ponieważ została ona skonstruowana przez karnistów. W literaturze dotyczącej zaburzeń psychicznych z okresu okołoporodowego i poporodowego nie ma czegoś takiego jak szok poporodowy.
WP: To znaczy, że ten termin prawny nie ma ścisłego odzwierciedlenia w psychologii?
- Tak, pod szok poporodowy można podciągnąć różne kategorie zaburzeń, ale różnią się one zasadniczo: przyczynami, czasem wystąpienia i częstością. Może to być psychoza poporodowa, depresja poporodowa lub zespół stresu pourazowego.
WP: Czy możliwe, że w przypadku Katarzyny W. mieliśmy do czynienia z przynajmniej jedną z tych przypadłości?
- Możliwe, mogła wystąpić nawet więcej niż jedna.
WP: Jak w praktyce wygląda ta psychoza?
- Przejawia się zaburzeniami w zachowaniu oraz urojeniami dotyczącymi samego dziecka np.: matka uważa, że ma kontakt z Bogiem, który powiedział jej, że dziecko jest demonem i każe jej zniszczyć go. Słyszy głosy, widzi nieistniejące rzeczy. Ma trudności w odróżnieniu rzeczywistości od wytworów swojego umysłu. Matka często jest przerażona i podejrzliwa, czuje się bezradna i niezdolna do zajmowania się dzieckiem. Ujawnia się skrajna zmienność nastrojów - od wielkiego smutku do agresywności, od zagubienia do poczucia misji. Istnieje ryzyko samobójstwa matki i/albo zabójstwa dziecka, dlatego psychoza poporodowa wymaga hospitalizacji i leczenia, czasami także terapii rodzinnej. Taki stan może występować do kilku tygodni po porodzie.
WP: Właśnie, a jakie stany zaburzonej świadomości mogą pojawić się pół roku po porodzie?
- Druga z jednostek chorobowych - depresja poporodowa może wystąpić, w zależności od osoby i sytuacji, w ciągu miesiąca lub roku od porodu. Również jest związana z wahaniami nastroju, lękiem, poczuciem niepewności, poczuciem winy, że się jest złą matką i żoną, bezradności, brakiem perspektyw, bezsennością i z napadami agresji. Mogą występować myśli i tendencje samobójcze oraz chęć powrotu do przeszłości bez dziecka.
WP: Czy może to przejawiać się tak, że matka planuje zamordowanie własnego dziecka i realizuje plan krok po kroku? To nie kojarzy się z ograniczoną świadomością.
- Za każdą osobą, która targa się na życie swoje czy kogoś innego stoi historia, np.: wieloletniego cierpienia, bycia ofiarą, nieudanego szukania pomocy, poczucia całkowitej utraty kontroli nad swoim życiem, depresji, rozpaczy i opuszczenia przez bliskich. Osoba taka może się przygotowywać do zamordowania siebie i/lub innej osoby, planować. Ważne jest również, że te osoby mają świadomość, ale skrajne emocje i stres, które przeżywają, powoduje zawężoną percepcję i błędną ocenę sytuacji -; często dochodzi do rozdzielenia działania od uczuć, osoby od zachowań. Są tak zdesperowane, że pragną uwolnienia i ulgi. Czują, że są w sytuacji bez wyjścia, więc dla nich jedyną możliwością jest rozwiązanie przez zabicie, ale sama śmierć nie jest celem.
WP: Czy na podstawie znanych faktów, można przypuszczać, że mogło tak być w przypadku Katarzyny W.?
- Nie możemy tego stwierdzić, ponieważ tych faktów jest niewiele i są sprzeczne. Co istotne, pani Katarzyna w dzieciństwie była ofiarą przemocy domowej. To z kolei może wytwarzać zespół stresu pourazowego (PTSD), który może zostać uruchomiony przez poród - zwłaszcza niechcianego, nieplanowanego dziecka. Sam poród również może być powodem traumy i PTSD.
WP: Przyjęcie tej linii obrony może doprowadzić do tego, że sąd przychyli się do wersji, według której Katarzyna W. działała w stanie ograniczonej świadomości? Można tak to określić?
- Osoby dotknięte depresją poporodową i PTSD nie tracą poczytalności. To emocje i sytuacja, w której są, powodują, że widzą świat i siebie nieadekwatnie i dlatego robią rzeczy, których normalnie by nie zrobiły.
WP: Jaka jest praktyka i orzecznictwo sądów w takich sprawach? Może to być okoliczność łagodząca w takim procesie?
- Łagodząca i tłumacząca na pewno tak.
WP: Ale raczej nie prowadząca do uniewinnienia?
- To kwestia dokładnych badań psychologiczno-psychiatrycznych i sprawdzenia, która diagnoza jest prawdziwa. Wyrok zależy od biegłych sądowych i - nie ukrywajmy - od poglądów sędziego.
WP: Czy w pani opinii jest prawdopodobne, że stan psychiczny matki tak znacząco wpłynął na to, co się stało?
- Sytuacja jest bardzo skomplikowana. W żadnej historii zabójstwa nie ma jednego powodu. Albo chcemy osądzić, albo chcemy zrozumieć.
WP: Wyrok wyda sąd, spróbujmy więc zrozumieć.
- Potrzebujemy bardzo wielu informacji. Nie wiem, czy dotyczy to pani Katarzyny, ale na podstawie badań z różnych krajów na temat dzieciobójczyń można sporządzić portret psychologiczny, czyli ich cechy wspólne. To zazwyczaj kobiety słabo wykształcone - mają wykształcenie podstawowe lub zawodowe, czasami niepełne. Często oceniają swoją sytuację osobistą i materialną jako bardzo trudną. Zwykle żadna z tych kobiet nie miała żadnej pracy ani innych własnych źródeł dochodów, były utrzymywane, albo przez partnera, albo przez rodzinę, czyli były zależne od innych osób. Większość z tych kobiet doświadczyła w dzieciństwie przemocy w różnej formie - psychicznej, fizycznej, seksualnej, ekonomicznej. Wychowywały się w rodzinach z problemem alkoholowym i w biedzie. W dorosłym życiu część z nich była także ofiarą przemocy swoich obecnych lub byłych partnerów. Co ważne, duży odsetek tych kobiet zachodziło w niechciane ciąże.
WP: Rozumiem, że duża część tych cech występuje w przypadku pani Katarzyny.
- Według Elizabeth Badinter, autorki książki "Historia miłości macierzyńskiej", dzieciobójstwo jest objawem głębokiej rozpaczy. Popełniane świadomie, nigdy nie dowodzi obojętności. Zaś autorka wcześniej opisanych badań - dzieciobójstwo nazywa zbrodniami z bezradności.
WP: Podobnych spraw rodzinnych, związanych z maltretowaniem dzieci i zabójstwami jest wiele, ale akurat ta jedna szczególnie zainteresowała społeczeństwo i w konsekwencji również media. Dlaczego tak się stało?
- To po części przypadek. Ta historia żyje już swoim życiem, poza rzeczywistą sprawą tej kobiety, tego mężczyzny i ich dziecka. Widziałam, co się działo, bo byłam wtedy w Sosnowcu. Telewizja i gazety podawały ciągle informacje o tym, że dziecko zaginęło, ludzie bardzo się zaangażowali w poszukiwania. Byłam świadkiem tego, że ludzie rozmawiali o tym w sklepach i na ulicach, sami powielali kartki ze zdjęciem zaginionego dziecka. Na co drugim słupie wisiało ogłoszenie o poszukiwanym dziecku. Bardzo dużo osób utożsamiło się emocjonalnie z tą kobietą, mężczyzną i ich trudną sytuacją. Zaangażowali się i stała się to dla nich ich osobista historia. Następnie okazało się, że być może matka i ojciec są zamieszani w zniknięcie, a później również w morderstwo dziecka. Ludzie poczuli się oszukani, ale też ośmieszeni tym, że się zaangażowali. Jak reagują ludzie, którzy czują się ośmieszeni? Złoszczą się, oceniają, chcą osądzić. To już nie jest historia kogoś obcego, o kim czyta się w gazecie, ale ich własna, w której
mają udział.
WP: Dlatego wszelkie informacje o sprawie, mniej lub bardziej istotne, absorbują uwagę czytelników.
- Pamiętajmy również o tym, że gdy matka zabija swoje dziecko, to reagujemy bardzo emocjonalnie, ponieważ podważa to mit o tym, że matka nie zrobi krzywdy swojemu dziecku i że matka musi kochać dziecko. To zburzenie pewnego porządku. WP: Pozwoliliśmy sobie na pewne spekulacje na temat kondycji psychicznej Katarzyny W., spróbujmy więc rozważyć jeszcze jedną hipotezę. Czy możliwe, że Katarzyna W. działała pod wpływem silnych emocji i miałaby problem z zaplanowaniem wszystkiego, ale ktoś jej pomagał i ustawiał wszystko od początku?
- Dużo osób jest zaangażowanych od początku w tą historię, w tym osoby z rodziny i całkiem obce. Ta historia bardzo się zmieniała. Przypuszczam, że ta kobieta i mężczyzna byli i są pod silną presją i wpływem różnych osób. Zachowanie pani Katarzyny jest bardzo niespójne i zmienne, może to świadczyć zarówno o tym, że jest pod wpływem kogoś, jak i o przeżywaniu silnego stresu. Zachowanie pana Bartłomieja (męża pani Katarzyny), też jest niespójne i dziwaczne. Ale on jest całkowicie wykluczony ze śledztwa.
Mieszkając z kimś w jednym domu, sypiając w jednym łóżku, zauważymy, że partner ma katar. Czy można nie zauważyć, że dzieje się z nim coś poważniejszego? Nie sypia po nocach, ma zmartwienie, jest zmęczony, irytuje się, gdy musi zajmować się dzieckiem - można nie zauważyć tego? Zwłaszcza, gdy mówił wcześniej, że nie chce mieć dziecka.
Niestety ta dramatyczna historia jest często powtarzającym się schematem - młoda kobieta jako dziecko, a może również później, doświadczała przemocy w rodzinie - nie wiemy jak długo i jak bardzo okaleczającej. Mając kilkanaście lat ucieka z tego domu kiedy tylko może, szuka miejsca, które byłoby bezpieczne, bez awantur rodziców. Znajduje organizację katolicką, spotyka tam chłopaka, który wydaje jej się inny niż wszyscy. Zakochują się w sobie, ona czuje się akceptowana, ciągnie ich do siebie, uprawiają seks. Nie mają pojęcia na temat antykoncepcji, ona zachodzi w ciążę. Jest przerażona, on być może też. Co robi się w takich sytuacjach? Trzeba się żenić - mówią rodzice.
WP: To zdarza się dość często, nie musi kończyć się źle.
- Narodziny dziecka zawsze są kryzysem. Nawet dla ludzi, którzy mają sprawdzony związek, są ze sobą od lat, chcą nadal być razem i chcieli mieć dziecko. Jest to trudny czas i całkowita odmiana. Jeśli w związku cokolwiek jest nie tak, na pewno wyjdzie to, gdy urodzi się dziecko. Katarzynie i Bartłomiejowi musiało być bardzo trudno, gdy na świat przyszła Magda, nie mieli żadnych umiejętności bycia ze sobą, wcześniej nie nauczyli się tego, nie sprawdzili. Do tego doszło dziecko, które przeorganizowało całe ich życie, wprowadziło chaos, podporządkowało wszystko sobie. To młodzi ludzie, chcieliby gdzieś wyjść, zająć się sobą, a nie ma takiej możliwości.
Historia, gdy matka zabija dziecko jest zawsze dramatem. Rzuca on bardzo ostre światło nie tylko na matkę, nie tylko na ojca, na ich rodziny, ale także na całe społeczeństwo, na naszą kondycję i tolerancję.
WP: Czego dowiedzieliśmy się o sobie dzięki tej sprawie?
- Dowiedzieliśmy się m.in. tego, co zawiodło. Zawiodła rodzina, w której urodziła się i żyła ta dziewczyna, skoro ona jako dziecko doświadczała przemocy ze strony rodziców. Zawiódł system pomocy dla rodzin z problemem przemocy domowej i alkoholu - ochrona podstawowych praw dziecka. Następnie całkowicie zawiodła edukacja seksualna - poradnictwo antykoncepcyjne dla nastolatków. Gdyby to działało, jest szansa, że nie byłoby niechcianej ciąży. Kolejna rzecz - gdy już była w ciąży, to prawny przymus rodzenia pozbawił ją i jego decyzji o świadomym macierzyństwie/rodzicielstwie. Zawiódł także system pomocowy dla młodych matek, szczególnie dla tych, które nie wybrały macierzyństwa świadomie. Zawiodło też małżeństwo, którym oni byli - jako para nie sprostali rodzicielstwu. A otoczenia pani Katarzyny i Bartłomeja nie było w stanie pozwolić im na wyłamanie się z nakazu trzech M: miłość, małżeństwo, macierzyństwo.
WP: Z czego to wynika? Wszystko stało się za szybko, nie zdążyli odpowiednio się poznać?
- Ich decyzja o małżeństwie nie była świadomym wyborem tego, że chcą razem żyć, ale była podyktowana faktem, że ona była w niechcianej ciąży, dlatego decydowali pod presją. Gdyby nie ciąża, być może żyliby ze sobą, a ślub wzięli za pięć, za dziesięć lat, a być może w ogóle nie stworzyliby związku.
WP: Rysuje pani obraz Katarzyny W., która od dłuższego czasu była pod wpływem silnych emocji i stresu. Od dawna zbierało się wiele okoliczności, które wpłynęły na to tragiczne zdarzenie.
- Dla mnie to przede wszystkim tragiczna historia tej kobiety, tego mężczyzny i dziecka. Do tego ostro pokazująca nietolerancję naszego społeczeństwa, powszechne przyzwolenie na przemoc w rodzinie, słabość instytucji pomocowych oraz ograniczenie praw reprodukcyjnych kobiet w Polsce. Oczywiście można powiedzieć, że mogła urodzić dziecko i je oddać. Trzeba jednak pamiętać, że do tego potrzeba wielkiej odwagi, ponieważ spotyka się to z ogromną niechęcią i negatywną oceną społeczeństwa. Przecież ta kobieta żyje w konkretnym środowisku, ma swoich teściów, rodziców, sąsiadów, znajomych. Prawdopodobnie większość z nich by ją potępiła, podobnie jak ona potępiłaby samą siebie. Myślę, że czuje się winna tego, że nie sprostała roli matki. Nie chciała być matką, nie wiemy też, czy chciała być żoną. Tak się dzieje, gdy ludzie są wpychani w pewne role, a nie są na nie gotowi. Presja otoczenia ma znaczenie, bo to naprawdę młodzi ludzie.
WP: Pani wyjaśnienie tłumaczy, co zdarzyło się do śmierci córki Katarzyny W. i bezpośrednio po tym. Później było jednak wiele epizodów, nie pasujących do tego obrazu zagubionej kobiety - konferencje prasowe, wywiady dla mediów, sesje fotograficzne w dziwnych okolicznościach. Z czego to mogło wynikać?
- Mogło być tak, że ta kobieta całkowicie się zagubiła. Osoby, które przeszły jakikolwiek traumatyczny stres - jak przemoc w domu, mają mały kontakt ze swoimi uczuciami, a bardzo zależy im na akceptacji otoczenia. Wokół jest wiele osób, które mogły doradzać jej i mężowi, mogły sugerować różne rzeczy w dobrej i złej wierze. Jest tam wiele stron - rodzina, część społeczeństwa, która uznała to za swoją osobistą historię, zaangażowane są media, prywatny detektyw. Każdy próbuje coś udowodnić, odreagować własny strach czy złość, pokazać coś, co wydaje mu się prawdziwe.
WP: Czy z psychologicznego punktu widzenia, dla Katarzyny W. nie byłoby korzystniej przyznać się, przynajmniej do bardzo dużego udziału w śmierci swojego dziecka? Mogłaby otrzymać niższy wyrok, być może byłoby to lepsze dla jej kondycji psychicznej - po wyznaniu, co zrobiła, okazaniu skruchy.
- Nie wiem w jakiej jest kondycji psychicznej pani Katarzyna i na ile czuje się w pełni odpowiedzialna za śmierć swojego dziecka. Ludzie pod wpływem dużego stresu mogą wyprzeć z pamięci pewne fakty, przeinaczać je. Nie wiem również, na ile ona ma świadomość swojego udziału, na ile się z tym utożsamia. To, że o wszystkim wie, nie znaczy, że utożsamia się z tym, co się stało. Osoby w silnym urazowym stresie często dysocjują się, czyli rozdzielają i tracą kontakt z częścią siebie.
WP: Musi uzasadnić przed samą sobą to, co zrobiła, żeby nie widzieć siebie w bardzo złym świetle?
- Może wierzyć w różne wersje. Nie wiem, jaki ma kontakt z rzeczywistością. Wszystko jest kwestią diagnozy psychologicznej i psychiatrycznej. Ja widzę młodą osobę, która nie radzi sobie z rzeczywistością, samotną i bezradną. Gdyby była wyrachowana, miałaby bardzo dokładnie zaplanowaną linię obrony, a jest w tym niespójna, wydarzyło się z jej udziałem wiele niekorzystnych dla niej rzeczy.
WP: Spodziewa się pani, że jedną ze strategii obrony może być próba wykazania niepoczytalności u pani Katarzyny W.?
- Nie wiem, jakie są opinie biegłych, a ona sama niewiele się wypowiada. Trudno określić, na ile ma kontakt z rzeczywistością, czy rozumie powagę sytuacji, co pamięta, na ile utożsamia się z samym faktem, że była w ciąży, urodziła i miała dziecko. To, że wygląda normalnie, nie oznacza, że nic złego się z nią nie dzieje.
WP: Obraz jest bardzo niespójny - najpierw płacz przed kamerą, później sesja zdjęciowa w bikini na koniu. Wyglądało to, jakby coś było bardzo nie w porządku, jakby była bardzo pogubiona.
- Jest jeszcze inna strona - młoda kobieta, która pragnie być ważna, zaistnieć. Rozumiem, że być może nie jest to adekwatne do sytuacji, ale jeśli ktoś proponuje jej, że może być w gazecie, w telewizji, w internecie - to uwodzi. Dla niej to ekscytujące, że przychodzi dziennikarz i prosi ją o wywiad, o zdjęcia. Nagle jest ważną osobą, jest słuchana, oglądana, podziwiana - to dziecięce spełnienie marzeń o byciu w centrum zainteresowania i pokusa nie do odrzucenia. Dużo starsi i bardziej obyci z mediami ludzie gubią się w tym.
WP: Widać to chociażby po niektórych politykach.
- To prawda, jest to uwodzące prawie dla każdego - bo sprawia, że czujemy się ważni i dostrzegani. Skoro innych uwodzi bycie znaną osobą, dlaczego nie miałoby uwieść pani Katarzyny i pana Bartłomieja. Nagle wszyscy się nią i nim interesują: co każde powie, jak wygląda, jak się zachowa. Proszę pamiętać, że dzieci wychowywane w przemocy, jako dorośli dramatycznie pragną uwagi, nie ważne jakim kosztem.
WP: Nie wiemy jaki będzie wyrok, ale nawet jeśli po kilku latach wyjdzie z więzienia, może ułożyć sobie jeszcze życie, będzie mogła normalnie funkcjonować, czy to piętno zostanie jej do końca życia? Jej twarz jest teraz wszędzie znana.
- Bardzo serdecznie życzę jej, żeby mogła przez to przejść. Nie ważne, że być może wydaje się nam, że jej to nic nie obchodzi. To takie doświadczenie, które zmienia całe życie, mam nadzieję, że jej życie zmieni na coś dobrego. Dużo zależy od tego jak zachowają się jej mąż, rodzina, przyjaciele. Także od tego, czy dostanie profesjonalną pomoc i wsparcie oraz czy będzie funkcjonowała w opinii publicznej jako zbrodniarka.
Iwona Jędrusik jest psycholożką. Od czternastu lat pracuje terapeutycznie, kryzysowo, doradczo i rozwojowo z dorosłymi, indywidualnie i grupowo. Prowadzi gabinet terapeutyczny "Miejsce Mocy", zajęcia warsztatowe, szkolenia i wykłady.