Matka kapitana Protasiuka odpowiada Rosjanom
- Zawsze wiedziałam, że mój syn jest niewinny - mówi "Faktowi" Lucyna Protasiuk, matka dowódcy załogi rozbitego 10 kwietnia ub.r. samolotu. Wyznanie to komentarz do przecieków ze śledztwa. Wynika z nich, że Arkadiusz Protasiuk (36 l.) nie chciał lecieć do Smoleńska, bo nie miał prognozy pogody. Usiadł jednak za sterami w wyniku ostrych nacisków gen. Andrzeja Błasika (48 l.).
05.01.2011 | aktual.: 05.01.2011 11:37
Pilot prezydenckiego tupolewa kapitan Arkadiusz Protasiuk (†36 l.) nie chciał 10 kwietnia rano lecieć do Smoleńska, bo nie miał prognozy pogody. Wiedział, że tak ryzykowałby życiem pasażerów i załogi. Dopiero po ostrej wymianie zdań z szefem sił powietrznych generałem Andrzejem Błasikiem (†48 l.) zasiadł za sterami. Takie są ostatnie przecieki ze śledztwa, które rzucają nowe światło na przyczyny tragedii.
Matka pilota uważnie śledzi wszystkie informacje na temat przyczyn katastrofy Tu-154, dowodzonego 10 kwietnia przez jej syna. Szczególnie doniesienia o tym, że rosyjski raport MAK o przyczynach tragedii jako głównych winowajców katastrofy wskazuje wyłącznie polskich pilotów.
To właśnie te wnioski z raportu najbardziej oburzyły rodziny naszych pilotów. Tym bardziej, że przecieki z polskiego śledztwa mówią zupełnie co innego. Nasza załoga, wylatując 10 kwietnia rano do Smoleńska, nie miała np. prognozy pogody, a według innych doniesień, lotniska zapasowe, na których mogliby awaryjnie lądować, w ogóle nie były przygotowane na przyjęcie prezydenta Lecha Kaczyńskiego (†61 l.) i polskich polityków.
– Zawsze wiedziałam, że mój syn nie jest winny tej tragedii. Jestem już tym wszystkim zmęczona, pragnę tylko spokoju – mówi w rozmowie z "Faktem" Lucyna Protasiuk, mama kapitana samolotu.
Członkowie rodzin pilotów a także pracownicy 36. Specjalnego Pułku Lotnictwa Transportowego, który wozi ViP-ów, zeznali w prokuraturze, że nasi lotnicy często stawiani byli przez dowództwo pułku w trudnych sytuacjach – musieli latać, choć czasem ze względów bezpieczeństwa próbowali tego odmawiać.
Ale w wojsku rozkaz to rozkaz. Z zeznań wynika też, że część ViP–ów traktowała załogi jak prywatnych kierowców powietrznych taksówek, którzy w ostatniej chwili, na każde zawołanie, musieli stawiać się na Okęciu – takie m.in. zeznania opublikował tygodnik "Wprost".
Rodziny są teraz rozżalone, bo Rosjanie, zrzucając całą winę na Polaków, postępują wyjątkowo nieuczciwie. W raporcie przekazanym polskiej stronie Moskwa ani słowem nie wspomina bowiem o tym, co się działo na smoleńskiej wieży kontroli lotów. Nieznany jest też stan urządzeń lotniska Siewiernyj.
A z informacji, do których dotarł "Fakt", wynika, że rosyjscy kontrolerzy wiedzieli, iż pogoda nie pozwala na lądowanie, łączyli się w tej sprawie z Moskwą, aby "góra” podjęła decyzję. W końcu decyzję zostawiono polskiej załodze, zamiast kategorycznie zakazać lądowania. Także rosyjscy meteorolodzy – jak sami zeznali w prokuraturze – prognozę pogody przygotowywali byle jak i przekazywali ją, łamiąc procedury, tylko przez telefon. Dlatego polska strona – jak ujawnił premier Donald Tusk (54 l.) – nie zgadza się z raportem MAK. Stąd tyle naszych uwag do tego dokumentu.
Jak zapowiedział szef rządu w TVN24, jeśli zajdzie taka potrzeba, Polska zwróci się w sprawie ustalenia rzetelnych przyczyn tragedii smoleńskiej do międzynarodowych instytucji.
Polecamy w wydaniu internetowym fakt.pl:
On zarąbał sąsiada siekierą!