"Masowe morderstwo" w Madrycie
W czwartkowych zamachach bombowych na cztery pociągi podmiejskie w Madrycie zginęło łącznie 190 osób, a 1247 zostało rannych - poinformował rzecznik ministerstwa spraw wewnętrznych Hiszpanii. "To jest masowe morderstwo" - powiedział premier Jose Maria Aznar. Wśród rannych znajduje się co najmniej dwóch Polaków.
11.03.2004 | aktual.: 11.03.2004 21:17
Na trzech dworcach kolejowych, gdzie dokonano zamachów, śmierć poniosło 181 osób. Dalszych dziewięć zmarło w karetkach bądź też w szpitalach. Bomby w pociągach wybuchły w czasie porannego szczytu.
Na liście ofiar rannych w zamachach w Madrycie jest polskie nazwisko: Darek Paseski. Drugi ranny Polak przebywa w szpitalu.
ETA stoi za zamachami?
Według hiszpańskiego rządu, zamachy te, dokonane na trzy dni przed wyborami parlamentarnymi, są dziełem terrorystycznej baskijskiej organizacji separatystycznej ETA.
Jeden z pociągów, który stał się celem zamachu, jechał do centrum Madrytu z miejscowości Alcala de Henares, gdzie mieszka około 4 tysięcy Polaków. Wielu z nich dojeżdża do Madrytu do pracy. Na razie wiadomo, że wśród ciężko rannych jest Polak, przebywa on na oddziale intensywnej terapii.
"To jest masowe morderstwo" - powiedział premier Jose Maria Aznar po nadzwyczajnym posiedzeniu gabinetu. Obiecał schwytać sprawców i wyraził współczucie krewnym ofiar. Rząd ogłosił trzydniową żałobę narodową.
"ETA starała się dokonać masakry w Hiszpanii" - powiedział minister spraw wewnętrznych Angel Acebes, przypominając niedawne udaremnione zamachy. "Niestety, dziś osiągnęła swój cel" - dodał.
ETA zamierzała dokonać podobnego ataku w wigilię Bożego Narodzenia. Umieściła wtedy bomby w dwóch pociągach jadących do Madrytu. Bomby miały eksplodować na madryckim dworcu Chamartin, ale policja zatrzymała zamachowców i zapobiegła tragedii.
Acebes zwrócił też uwagę, że 29 lutego policja zatrzymała furgonetkę jadącą do Madrytu, wyładowaną 500 kilogramami materiału wybuchowego. Poza tym materiał wybuchowy użyty w czwartek był typowy dla ETA.
ETA zaprzecza
Arnaldo Otegi, przywódca radykalnej baskijskiej partii Batasuna, uważanej za polityczne skrzydło ETA, zaprzeczył, by seria zamachów była dziełem tej organizacji i przypisał akty terroru, jak to ujął, "arabskiemu ruchowi oporu".
Jednak minister Acebes oświadczył, że dla władz jest "absolutnie jasne", iż zamachowcami byli ludzie ETA.
Policja hiszpańska poszukuje dwóch mężczyzn, którzy na krótko przed eksplozjami w Madrycie wsiedli do pociągu na stacji Atocha, ale zaraz wysiedli i oddalili się.
Eksplozje o wpół do ósmej
Ataku nie poprzedziły go żadne ostrzeżenia. Bomby zaczęły wybuchać o wpół do ósmej rano w pociągu podmiejskim wjeżdżającym na duży dworzec Atocha, węzłową stację pociągów dojazdowych, dalekobieżnych i madryckiego metra. O tej porze kilkadziesiąt tysięcy osób korzysta z podmiejskiej komunikacji kolejowej, by dotrzeć do stolicy.
Eksplozje nastąpiły w czterech pociągach na stacjach Atocha, Santa Eugenia i El Pozo lub w ich pobliżu. Wybuchów było łącznie trzynaście, ale trzy z nich przeprowadziła sama policja, detonując pod kontrolą bomby lub podejrzane obiekty.
Na dworcu Atocha silna eksplozja rozerwała ostatnie wagony pociągu. Ekipy ratunkowe wydobywały ofiary uwięzione między żelastwem i przenosiły je na noszach do karetek pogotowia. Przyjechało ok. 40 karetek, ale rannych było tam około 250, więc do pomocy włączyły się taksówki i liczni kierowcy prywatni, ściągnięto także autobusy. Wiele ciał leżało na torach.
Tłum zapłakanych podróżnych opuszczał stację Atocha, podczas gdy ratownicy wynosili ciała owinięte płachtami złocistego materiału. Zakrwawieni ludzie siadali na krawężnikach chodników i telefonowali z komórek, aby powiadomić bliskich, że przeżyli zamach. W obawie przed innymi bombami policja zaczęła przeszukiwać dworce i sprawdzać wszystkie pozostawione tam przez rannych torby, walizki i pakunki.
W okolicy dworca El Pozo policja zabroniła mieszkańcom wychodzenia z domów. Jedna kobieta dostała ataku serca. Ewakuowano mieszkańców budynku stojącego naprzeciwko stacji Santa Eugenia. Ponad 70 rodzin czekało, aż policja zakończy przeszukiwanie terenu.
Przepełnione szpitale
Na poranny apel o oddawanie krwi dla rannych zgłosiło się tylu ochotników, że akcję przerwano już przed południem.
Z obawy przed przepełnieniem szpitali otwarto punkty ambulatoryjne na ulicach miasta. Do dwóch prowizorycznych szpitali tłumnie przybywały zakrwawione ofiary z ranami różnego stopnia.
Do szpitali, a także do miejsca tymczasowego składania zwłok w budynku Parku Juana Carlosa I, tłumnie przybywały osoby pytające o członków swoich rodzin.
Zamachy spowodowały chaos komunikacyjny w Madrycie. Podmiejskie linie kolejowe oraz część metra zamknięto, a na prawie wszystkich głównych ulicach stolicy powstały długie korki. Policja odradza podróżowania po mieście i nawołuje do zachowania spokoju.
Przywódcy europejscy potępili zamach. Przewodniczący Parlamentu Europejskiego Pat Cox przypomniał, że w niedzielę mają odbyć się w Hiszpanii wybory powszechne, i nazwał czwartkowy atak "wypowiedzeniem wojny demokracji".
Gdyby oskarżenia wysuwane wobec ETA potwierdziły się, byłby to najkrwawszy atak w historii tej organizacji. Od 1968 roku do czwartku baskijscy separatyści zabili ok. 850 osób; największy z dotychczasowych zamachów, na barceloński supermarket w 1987 roku, kosztował życie 21 osób. W zeszłym miesiącu ETA (Euzkadi Ta Askatasuna - co oznacza Kraj Basków i Wolność) ogłosiła jednostronne zawieszenie broni, ale ograniczyła je tylko do Katalonii.