Masłowska freestajluje
Gorącą premierą Międzynarodowych Targów Książki jest powieść „Paw królowej” Doroty Masłowskiej.
Masłowska cieszy się opinią cudownego dziecka polskiej literatury – mówi literaturoznawca Andrzej Zieniewicz z Uniwersytetu Warszawskiego. – To, co zaproponowała w „Wojnie polsko-ruskiej...”, było na swój sposób świeże i oryginalne. Ten slang z ulicy, ten prymitywizm, tego jeszcze nie było – przekonuje badacz, dodając: – To głos najmłodszego pokolenia, którego wcześniej w literaturze nie mieliśmy.
Masłowska stała się nie tylko zjawiskiem literackim, ale i rynkowym. Okazało się, że w wolnorynkowej rzeczywistości wyłączności nie mają twórcy namaszczeni przez krytykę i uniwersyteckie opinie. Młodość stała się atutem, a wręcz kartą przetargową – wielki sukces pierwszej powieści Masłowskiej napędził koniunkturę na młode talenty. Następni w kolejce byli Agnieszka Drotkiewicz i Mirosław Nahacz.
Antytrendy bycie trendy
– Druga książka Masłowskiej powstawała pod dużą presją – twierdzi Zieniewicz. – Promocję pierwszej zapewnili Paweł Dunin-Wąsowicz i Jerzy Pilch. To oni stali się ojcami jej sukcesu. Tym razem nie będzie tak łatwo – komentuje.
Zarówno wydawca Masłowskiej, jak i uznani literaci, w tym również Marcin Świetlicki, promowali jej talent. Pisarka przeprowadziła się z Wybrzeża do Warszawy, otrzymała Paszport „Polityki” i nagrodę publiczności nagrody NIKE. Czas dzieliła między studia kulturoznawcze na UW, pisanie tekstów do „Przekroju”, potem redagowanie i wywiady w „Lampie” – nowym wcieleniu pisma Dunina-Wąsowicza. Została też mamą.
W przeciwieństwie do literatów starszego pokolenia potrafiła się oprzeć i tak zapewnionej sławie, odrzucała propozycje wywiadów w pismach kobiecych, intratnych występów i reklam. Jak ognia unikała etykietki bycia trendy, co paradoksalnie taką ją właśnie czyniło.
Biografia z przekąsem
Długo oczekiwany „Paw królowej” to rozliczenie z tamtym okresem życia i „warszawką”. Narratorka snuje swoją opowieść, koncentrując się na historiach osób, których losy nieuchronnie się przeplatają. Podobnie jak w pierwszej powieści i tu wpisuje siebie w grono bohaterów literackich – tym razem pojawia się jako MC Doris, która przemierza na rowerze ulice Warszawy. Ważną postacią powieści jest Patrycja Pitz (celowe jest tu skojarzenie z potocznym „picem”), wyróżniająca się nieprzeciętną brzydotą. Bohaterka – pracująca w jednej ze stołecznych gazet, któregoś dnia trafia do domu Stanisława Retro – muzyka, który jak wieszczą media, jest homoseksualistą i stara się ratować swoją nadwątloną pozycję popgwiazdki. Do tego zestawu dochodzi Katarzyna Lep, która przyjechała z prowincji robić karierę modelki, ale wylądowała na stanowisku ekspedientki w piekarni. Inwentarz postaci dopełnia menedżer Szymon Rybaczko, który zleca porte parole autorki napisanie powieści za pieniądze Unii Europejskiej. Ci, którzy lubią
doszukiwać się biograficznych smaczków, znajdą tu z pewnością coś dla siebie.
Kpina w wolnym stylu
Fabuła „Pawia królowej” wydaje się jednak rzeczą drugorzędną. To, co rzuca się w oczy, to przede wszystkim żywioł języka. O ile w pierwszej powieści dominował styl dresiarza Silnego, o tyle tu całość pulsuje nerwowym rytmem hiphopowego freestajlu. Język podporządkowany jest raperskiej składni i rymowi, często też zdarzają się cytaty z Jeden Osiem L lub innych zespołów tej sceny.
– Mnie nie jara taki pomysł – mówi Ekonom z hiphopowego składu Fenomen, który sam posiłkował się literackimi cytatami. – Jeżeli to jest tylko taka reklama, to ludzie słuchający rapu mogą się poczuć manipulowani, że Masłowska posłużyła się ich językiem, żeby zachęcić klientów – dodaje.
Nic jednak nie wskazuje na to, żeby to był prosty koniunkturalizm. Taki język Masłowskiej to świadomy wybór – parodia tego, co teraz modne, pastisz mowy-trawy, którą mówi pokolenie Masłowskiej.
Marka Masłowska
Przede wszystkim jednak w „Pawiu królowej” pokazuje Masłowska swoją nową obsesję, która godnych reprezentantów ma w literaturze, choćby w postaci Sławomira Shutego. – Masłowska wpisuje się w nurt istniejącej już w literaturze krytyki konsumpcyjnej kultury – komentuje polonistka Dagmara Siwczyk. – Bo ta kultura miesza wysokie z niskim, na równi stawia tom dzieł Szekspira i bełkot hiphopolo – dodaje.
Dlatego obok freestylowego konceptu znajdziemy tu liczne kryptocytaty, z których możemy się dowiedzieć rzekomych mądrości, jakie wygłaszali na przykład Platon lub Fryderyk Nietzsche. Druga książka Masłowskiej jest też doskonale przygotowanym marketingowo produktem. Wydana jest w oryginalnym, kwadratowym formacie, okładkę zdobi wystylizowany na secesję rysunek, a zdjęcie Masłowskiej na koturnach, trzymającej w niedbałej pozie dziecko, może się kojarzyć z czasami hipisowskich komun. Gęsty tekst ilustrują z kolei turpistyczne obrazki jak z niezależnych zinów czy komiksów.
– Może to być sygnał, że wszystkie chwyty dozwolone, mieszamy style i gatunki. Ale to też zaznaczenie, że wszelkie głosy krytyki społeczeństwa same w sobie też stają się towarem – komentuje Siwczyk. – Ja bym się do Masłowskiej odnosił z rezerwą – kontrapunktuje Zieniewicz. – Nie można dać się ponieść fali medialnych zachwytów i literackiej mody – dodaje. Niezależnie od opinii nie ulega wątpliwości, że „Paw...” będzie lekturą dla wymagających i wytrwałych.
Iza głowacka
Dziś w PKiN ruszają 50. Międzynarodowe Targi Książki, szczegóły w weekendowym Metropolu.