Marzenia na jasnych zasadach
Telenowela dokumentalna "Miasto marzeń",
która zniknęła z anteny, ma być nadal emitowana - ta wiadomość
rozniosła się wśród mieszkańców Leska lotem błyskawicy. "Chyba
nikt już nie będzie chciał występować przed kamerami" twierdzi
jednak Paweł Kusal junior, bohater poprzedniej edycji programu.
Zawiedzeni programem są również inni mieszkańcy Leska - pisze
"Dziennik Polski".
23.01.2006 | aktual.: 23.01.2006 00:44
"Miasto marzeń" pojawiło się na antenie TVP1 w marcu ub.r. Na przykładzie garstki ludzi, mieszkańców Leska na Podkarpaciu i Czaplinka w Zachodniopomorskiem, chciano pokazywać zmiany zachodzące w lokalnych społecznościach. Telewizja obiecała pomagać bohaterom w realizacji ich planów. Taki program z powodzeniem był nadawany wcześniej w Niemczech.
U nas dokument jednak pokazywano coraz rzadziej w porach małej oglądalności, aż wreszcie we wrześniu ub.r. zniknął z ekranów. "Pozostaliśmy zawieszeni w próżni. Absolutnie nikomu nie udało się zrealizować żadnego marzenia" - twierdzi Paweł Kusal junior.
Mariusz Witlański, informatyk i członek Bieszczadzkiej Grupy Sportów Ekstremalnych, ma dość telewizji. Zaproponowano mu, by dla telewizji zorganizował imprezę wyczynową dla kilkunastu sławnych aktorów. Zarezerwował czas, napisał scenariusz, nakupił sprzętu. Wtedy dowiedział się, że telewizja wycofuje się z tego pomysłu. Teraz nie da się teraz namówić do udziału w programie. "Chyba, że oddadzą mi dziesięć tysięcy, które musiałem wydać z ich powodu" - stwierdza.
Zawiedzeni są mieszkańcy Leska, biorący udział w "Mieście marzeń". "W niczym nam nie pomagali. Scenariusz miało pisać życie, ale chcieli więcej i więcej, kazali nam robić rzeczy, których w rzeczywistości byśmy nigdy nie robili. Wyszedł z tego taki społeczny "Big Brother". Zapomniano tylko, że o ile kilka osób zamkniętych w domu można łatwo kontrolować, to nie da się tego zrobić z mieszkańcami całego miasta" - opowiada Paweł Kusal junior.
A jego ojciec, znany leski kolekcjoner i weterynarz dodaje: "Mieli pokazać Lesko w ładnych kolorach, a przedstawili zapyziałe, starogalicyjskie, brzydkie, niedołężne, zaspane. Z perspektywy czasu widzę, że to było wielkie nieporozumienie. Co innego chciała telewizja, co innego chcieliśmy my, a jeszcze co innego z tego wyszło. Program jest potrzebny, ale musi być robiony na uczciwych zasadach". Byłby - jak kilka innych osób - skory wystąpić, gdyby miał wpływ na to, co by potem pokazano na wizji. (PAP)