Mariusz Pudzianowski trenuje przed walką w ringu
11 grudnia na warszawskim Torwarze podczas Konfrontacji Sztuk Walki dojdzie do ekscytującego pojedynku. 32-letni mistrz strongmanów Mariusz Pudzianowski zmierzy się z 30-letnim bokserem Marcinem Najmanem. Walczący w formule MMA zawodnicy stosują techniki m.in. boksu, kickboxingu, judo, zapasów. Pojedynek trwa dwa razy po 5 minut plus 3 minuty dogrywki, o ile oczywiście wcześniej nie skończy się nokautem lub poddaniem jednego z rywali.
25.09.2009 | aktual.: 13.10.2009 15:54
Najman lekceważy swojego przeciwnika. Podczas konferencji prasowej wręczył Dominatorowi... rakietkę do badmintona, twierdząc, że zanim stanie do walki powinien spróbować czegoś lżejszego. Co na to Mariusz Pudzianowski?
- Wielkich bokserskich osiągnięć Marcin nie miał i nie ma. Nie potrafił nawet zdobyć tytułu mistrza Polski. Moim zdaniem jest przeciętnym zawodnikiem, za to dużo... gadającym. Więcej w tym teorii niż praktyki - twierdzi strongman.
Może się chce przy panu wypromować?
- Ale zapłata za promocję będzie bardzo... bolesna. Nasza walka będzie jak zderzenie na niestrzeżonym przejeździe malucha z lokomotywą.
Czy zgodzi się pan z opinią, że MMA to taka wojna uliczna?
- Nie, ja uważam, że to starcie, w którym przestrzega się reguł, stosując mieszane sztuki walki.
Co będzie najważniejsze - siła, kondycja, szybkość?
- Wszystko po trochu. Trzeba te elementy umiejętnie połączyć w jedno, a wtedy można liczyć na sukces. Musi powstać mieszanka wybuchowa, która wprost zmiecie przeciwnika.
* Mistrz olimpijski w boksie Jerzy Kulej mówi, że jeżeli nie pokona się pana w pierwszej minucie pojedynku, to zaczną się schody.*
- Ja nie myślę przeciągać tej walki w nieskończoność. Sądzę, że potrwa ona najwyżej dwie minuty i to ja w niej będę górą. Nie zamierzam się bawić, po prostu po męsku udowodnię swoją przewagę.
Co to będzie cios, rzut?
- Nie wiem, trzeba będzie zrobić wszystko, żeby szybko wykończyć rywala. Taktyka niech pozostanie moją tajemnicą.
Czy start w mistrzostwach świata strongmanów, które zaczynają się jutro na Malcie, nie będzie kolidował z pana przygotowaniami do walki z Marcinem Najmanem?
- Trochę będzie kolidował, ale ja przecież cały czas pracuję także pod kontem tego pojedynku. Trenowałem sporo na macie. Teraz był miesiąc przerwy, ale zaraz jak wrócę z mistrzostw 4 października rozpocznę intensywne przygotowania.
Żeby być skutecznym musi być pan lżejszy. Chce pan zrzucić kilkanaście kilogramów. Jak zamierza pan to zrobić?
- Chcę zrzucić 13 kilogramów, żeby przed walką ważyć 130 kg. A jaki jest na to sposób? Intensywny trening, w tym sporo biegania, a waga sama spadnie. Nie zamierzam ograniczać się w jedzeniu, ani stosować specjalnej diety. Nie będę przerzucał ton żelastwa, tylko ostro pracował nad kondycją.
Kto będzie pana trenerem?
- Znam paru chłopaków, którzy mają trochę pojęcia o zapasach, judo, boksie, kickboxingu i z nimi będę mocno ćwiczył. Sztab jest już gotowy. Przez dwa i pół miesiąca czeka nas mordercza praca od 6 rano do późnego wieczora.
Gdzie pan będzie trenować? U siebie w Białej Rawskiej?
- Nie, w Warszawie.
I codziennie będzie pan dojeżdżał do stolicy?
- Ależ skąd. Stanie w korkach zajęłoby więcej czasu niż sam trening. Na ten okres przeprowadzam się do Warszawy. Mam tam lokum.
Czy planuje pan jakieś poważny sparing przed walką?
- W wadze ciężkiej nie ma sparingów na poważnie. Jak pan sobie to wyobraża, że znajdę chłopca do bicia, znokautuje go i nabiorę większej pewności siebie. Nie jest mi to potrzebne. Znam swoją wartość. Podczas treningów nie zamierzam nikomu robić krzywdy. Stanie się to dopiero 11 grudnia, a w roli ofiary wystąpi Marcin Najman.
Dlaczego dopiero teraz zdecydował się pan na występ w MMA, choć proponowano panu to wcześniej?
- W żelastwie, czyli strongmanach, zrobiłem wszystko, co miałem do zrobienia. A teraz nadszedł czas na nowe wyzwanie.
Czy tu płacą więcej niż w strongmanach?
- Dużo więcej.
Organizatorzy twierdzą, że będzie to najdroższa walka w historii europejskich zmagań.
- I pewnie mają rację. Jasne, że wziąłem się za to także dla pieniędzy, ale przede wszystkim dla sportu, dla sprawdzenia się.
Kiedy bił się pan ostatni raz w podobny sposób?
- Na ulicy, w klubach unikam takich konfrontacji. Tam pojawiam się z... ochroniarzem, żebym nie musiał odpowiadać na zaczepki, po co mam zrobić komuś krzywdę. Sam nikogo nie prowokuję, jestem spokojnym facetem. A po raz ostatni biłem się przed kilkoma dniami na... macie na treningu.
Dlaczego wybrał pan MMA?
- Bo dali dobre warunki współpracy. Uważam jednak, że teraz nadszedł najlepszy czas na to wyzwanie. Poza tym sądzę, że tu mam większe szanse niż powiedzmy w K1, gdzie walczy się w stójce. Tu dochodzą starcia w parterze, a wtedy moje szanse rosną.
To znaczy, że tych walk będzie więcej?
- Będę walczył dalej, nawet jeśli, odpukać, nie dam rady w pierwszym pojedynku.
A co powiedziała pana mama, gdy dowiedziała się, że będzie się pan bił?
- (śmiech) Jestem na tyle dużym chłopcem, że moi rodzice nic do tego nie mają, choć przyznam, że zadowolona z tego powodu nie była. Ale cóż musi się z tym pogodzić.
Czy podczas walki jakaś pani szczególnie mocno będzie za pana trzymać kciuki?
- Oddzielam sprawy prywatne od zawodowych. O swoim życiu osobistym nie rozmawiam, zostawiam je dla siebie i dlatego nie udzielę odpowiedzi na to pytanie. Podczas walki w narożniku na pewno będzie mój brat.