Marek Siwiec: bojownicy czeczeńscy to zawodowcy
Monika Olejnik rozmawia z Markiem Siwcem - szefem Biura Bezpieczeństwa Narodowego
Panie ministrze, terroryści opanowali teatr, grożą wysadzeniem teatru, żądają wycofania wojsk z Czeczenii. Na łamach „Gazety Wyborczej” Witalij Portnikow - to jest korespondent, komentator rosyjskiego radia Swoboda - mówi tak „Prezydent Putin powinien natychmiast przemówić do narodu. To on jest gwarantem bezpieczeństwa Rosjan. Pod takim hasłem zdobył władzę, a teraz okazuje się, że w Moskwie nie można pójść bezpiecznie do teatru. Cały wizerunek Putina legł w gruzach”. Nie... To jest jakaś uproszczona wizja tego, co się dzieje, dlatego że wyciąganie takiego wniosku, że w Moskwie nie można pójść do teatru i że to jest główny problem prezydenta Putina, jest według mnie nie całkiem na miejscu. Otóż sytuacja jest nowa, ale ona nie jest nowa, ponieważ to jest element dramatu czeczeńskiego i walki z Czeczenami, która trwa w warunkach już demokratycznej Rosji od 1993, a właściwie od 1994 roku. I trzeba pamiętać o tym, że to, co się dzisiaj dzieje, to nie jest scenariusz dramatycznie nowy. To, co się działo w 1995
roku w Budionowsku i w 1996 roku w Kislarze - czyli masowe ataki bojowników z zewnątrz, branie setek zakładników - niestety skończyło się setkami ofiar, ale powodowało zmianę polityki. To już było. Ten scenariusz już był, że wtedy Jelcyn został dwukrotnie właściwie zmuszony do tego, aby rozmawiać. Rozpoczęła się wojna, ta wojna czeczeńska Putina, ta wojna z 1995 roku. Było wiadomo, że pewne rozwiązania są już niemożliwe, a niemożliwe jest rozwiązanie takie, gdzie zezwala się Czeczeńcom na autonomię, a oni w tym czasie po prostu rozwijają rebelię na resztę kraju, tak jak próbowano robić w Dagestanie. W związku z tym, jeśli będziemy oddzielać to, co się w tej chwili dzieje i w Teatrze, i w Moskwie, i w Czeczenii od tego, co już było, to nigdy nie dojdziemy do logicznego wniosku. A wniosek, żeby prezydent przemówił rano do narodu nie wiedząc dokładnie, co się dzieje i jakie rozwiązania chce podjąć, jest po prostu wnioskiem naiwnym. Czy według pana możliwe jest spełnienie ultimatum terrorystów, którzy żądają
wycofania wojsk z Czeczenii? Po pierwsze, to są zawodowcy, którzy przygotowali się dobrze do ataku. Po drugie, jak na razie nie popełnili błędu, czyli działają według pewnego schematu, który jest typowy dla działań terrorystycznych, czyli wywołali zainteresowanie opinii publicznej, pokazali determinację zabijając milicjanta - nie zakładanika, tylko milicjanta. Podobno nie jest to jeszcze potwierdzone. Jeśli go nie zabili, to tym lepiej, to znaczy, że jeszcze jest większe pole manewru i dla władzy, i dla nich. Wypuścili dzieci, czyli wypuścili część zakładników. Również zawodowa jest reakcja ze strony władz, ponieważ władze powiedziały: jeżeli zostawicie zakładników, możecie sobie stąd po prostu jechać. Czyli zaczyna się dramat, który nie może się zakończyć tak po prostu natychmiast, spektakularnym gestem, tylko to jest operacja, która będzie jakiś czas trwała, bo to jest istota tego typu działań terrorystycznych. Tak więc jeżeli pozwala się ludziom dzwonić z telefonów komórkowych przez pierwsze kilkadziesiąt
minut, czy ile to tam było, to znaczy, że chodzi o to, aby tę operację doprowadzić do jakiegoś momentu eskalacji, jakiegoś przełomu. W związku z tym nie oczekuję, że nastąpi na przykład spektakularny wybuch, że popełnią samobójstwo, że będzie wielka hekatomba. Bo trzeba pamiętać, jeszcze raz mówię, że po 11 września moralne oceny, reakcja międzynarodowa i to wszystko, co dotyczy myślenia ludzi o terrorze, jest radykalnie inne. Dawniej mogli liczyć na dużo większe zrozumienie, a nawet współczucie, i nie było potępienia tak szybkiego, tak jednoznacznego jak wobec tej sytuacji. Dzisiaj już wypowiedzieli się Amerykanie, już wypowiedzieli się Brytyjczycy, już wypowiedział się polski prezydent. I tu nie ma wiele miejsca dla nich na manewr. Ale wygląda na to, że są bezwzględni. Mają miny, mają karabiny maszynowe, grożą wysadzeniem teatru. Oczywiście są bezwzględni, są zawodowcami. Zobaczymy, co z tego wszystkiego wyjdzie. Punktem wyjścia skuteczności tego typu akcji - skuteczności w cudzysłowie, bo żeby nie było
żadnej wątpliwości: ja nie wierzę w skuteczność tej akcji, nie wierzę w to, że w ciągu tygodnia Rosja się wycofa z Czeczenii - punktem wyjścia, żeby taką operację przeprowadzić, jest uwiarygodnienie swojej siły. Czyli postraszenie tych, co są wewnątrz, postraszenie tych, co są na zewnątrz. Na razie trwa strasznie. Zobaczymy, co z tego wyjdzie, co będzie dalej. Ale to są kamikadze. Nie, to nie są kamikadze. Proszę pani, gdyby to byli kamikadze, to po pierwsze nikogo by nie wypuścili, po drugie doprowadziliby do rozgłosu, a następnie podpalili lont, obojętne jaką techniką, i mielibyśmy po prostu hekatombę, a to, co wydarzyłoby się potem, byłoby po prostu nieprzewidywalne w skutkach. A czy myśli pan, że Czeczenia w ogóle może liczyć na niepodległość po tym wszystkim, co się stało? Jeszcze raz mówię, trzeba sobie zadać pytanie, jaki jest możliwy nowy scenariusz w tej sytuacji. Otóż scenariusz, w którym dano autonomię Czeczenii, już był grany - scenariusz, w którym Rosja prowadziła wojnę, ale wojnę w pewnych
ramach. Prezydent Putin, i trzeba o tym pamiętać, był elastyczny i nie prowadził wojny totalnej. To nie był masowy państwowy terror, choć w Czeczenii było wiele ofiar, niewinnych ofiar. Otóż jednocześnie jego wysłannicy prowadzili rozmowy w Szwajcarii za pośrednictwem profesora Brzezińskiego. I były próby doprowadzenia do zbliżenia stanowisk. Oferował wielokrotnie rodzaj autonomii pod warunkiem, że dowódcy polowi - ci, którzy mają na rękach krew niewinnych osób - poddadzą się. I co jeszcze jest ciekawe, jeśli chodzi o Putina. Otóż on w przypadku Gruzji również prowadzi politykę wymagającą tam, gdzie chodziło o łapanie Czeczeńców terrorystów, którzy szmuglowali broń i ludzi do Czeczenii przez terytorium Gruzji, ale jednocześnie doszedł do pewnej zgody z prezydentem Szewardnadze. I gdybym miał odpowiedzieć, jaki jest nowy scenariusz, i właściwie jedyny, który pozostaje prezydentowi Putinowi, to jest po prostu rozpoczęcie bezwzględnej wojny. Powiem więcej, będzie miał wszelkie dane, aby wobec opinii
międzynarodowej, która działała w sposób powściągający, pokazać: proszę bardzo, patrzcie, co się u mnie dzieje, ja muszę działać, ja muszę działać, bo po prostu moi własni ludzie... Myślę, że o bezwzględności terrorystów może świadczyć to, że diaspora czeczeńska chciała oddać się w niewolę zamiast terrorystów i terroryści się na to nie zgodzili. No tak, ale ja bardziej patrzę na to z punktu widzenia wyobraźni diaspory czeczeńskiej, bo to są ludzie, którzy żyją pod presją. Były próby tworzenia pewnej nagonki - nie chcę powiedzieć bardziej dosadnie - ale oni nie czują się komfortowo prezentując wizerunek kaukaski, to jest pojęcie niemal rasistowskie, ale tak się czasami w Moskwie mówi. I oni żyjąc w tym mieście - większość z nich pewnie pracuje uczciwie, ale oczywiście są też przestępcy, też są mafie, też są zbrodniarze - chcą uniknąć odpowiedzialności zbiorowej. To, co zrobili, jest szlachetne, ale powiem uczciwie, bez znaczenia. Myślę, że komentatorowi Radia Swoboda chodzi o to, że prezydent miał Rosjanom
dać poczucie gwarancji bezpieczeństwa, a tej gwarancji już w tej chwili nie ma, bo to jest powtórka z 11 września. Wie pani, bo to nie jest powtórka z 11 września dlatego, że 11 września nastąpiło mimo wszystko anonimowe zamordowanie kilku tysięcy ludzi. Dzisiaj mamy do czynienia z zawodowym aktem terroru. Otóż czy prezydent Putin dał Rosjanom poczucie bezpieczeństwa? Przez pewien czas dał poczucie bezpieczeństwa, bo ten terror, który na przykład polegał na wysadzaniu budynków mieszkalnych w powietrze, został zatrzymany. Ta wojna w jakimś sensie doprowadziła do ograniczenia terroru. Dzisiaj mamy do czynienia z kilkoma spektakularnymi sukcesami militarnymi, zestrzeliwano śmigłowce, czyli jakby Czeczeńcy odzyskali drugi oddech, a może i trzeci, i poszli dalej. Według mnie poszli za daleko. Ale jak mówi Witalij Portnikow to jest tak, że wojna w Czeczenii wyglądała bardzo dobrze w telewizji, nie dopuszczano tam dziennikarzy, umniejszano wagę doniesień o stratach własnych i zawyżano straty partyzantów. No tak, bo
to była wojna, w której trudno było... Otóż każda władza, która prowadzi tego typu wojny, dba o to, żeby wyglądać w telewizji lepiej niż w rzeczywistości. Ta wojna jest brutalna. Ona pociąga za sobą bardzo wiele ofiar w ludziach, w cywilach – i to po obu stronach, powiedzmy sobie szczerze. Ale w tej wojnie, jeszcze raz mówię, do tej pory były pewne hamulce i pewne regulacje. Otóż działał przedstawiciel OBWE, przywódcy międzynarodowi wypowiadali się w tej sprawie. Próbowano rozróżnić to, co się dzieje w Czeczenii, i to, co się dzieje na przykład w Afganistanie mówiąc, że aspiracje małego narodu są jednak ważne. Uważam, że w tej chwili to wszystko jest nieaktualne. Jeszcze raz mówię, klimat dla tego działań po 11 września jest inny. Prezydent Putin tę sytuację wykorzysta raczej do tego, żeby się wzmocnić, żeby pokazać, że potrafi być bardziej bezwzględny. Powiem więcej: może również wykorzystać tę sytuację do przeprowadzenia pewnych działań wewnątrz struktur swojego kraju i powiedzmy wprost, że niezależnie od
tego, co jest dla mnie kluczową sprawą, czyli jak to wszystko zostanie zakończone, jak zachowają się władze. Bo jeżeli władze zachowają się w sposób nieprofesjonalny, ja nie mówię nawet o ilości ofiar, jeśli one by - nie daj, Boże – były... Tylko można w tej całej sprawie zachować się profesjonalnie i na razie wygląda na to, że tak się władze zachowują. Można też po prostu zachować się z pewnym poczuciem buty, arogancji i nie szanowania życia własnych obywateli. I to może być prawdziwym problemem prezydenta Putina, gdyby tak się zachowywały podległe mu instytucje. Wiceminister spraw zagranicznych mówił, że Rosja nie może sobie pozwolić na to, żeby Czeczenia była państwem niepodległym. Rosja dała taką szansę Czeczenii w innych realiach, w połowie lat 90., i Czeczenia stała się wtedy miejscem eksportu fundamentalizmu, eksportu terroru, czego najbardziej spektakularnym przejawem był atak Basajewa na sąsiedni Dagestan. I tak się zaczęła ta wojna, która doprowadziła do sytuacji, jaką dzisiaj mamy. Prezydent Putin
już dostał wolną rękę w sprawie Czeczenii po 11 września, teraz dostaje już właściwie dwie wolne ręce. Tak, dobrze to pani określiła. On dostaje dzisiaj dwie wolne ręce i one na dodatek nie są w dybach.