Manifestacja skrajnych nacjonalistów w Moskwie
Prawie 300 nacjonalistów i skinheadów manifestowało w centrum Moskwy, oskarżając władze o "represje polityczne". "Rosyjski marsz" obstawiało ponad 2 tys. milicjantów. Aresztowano cztery osoby.
Manifestanci przybyli na wezwanie radykalnego, skrajnie nacjonalistycznego Ruchu przeciw Nielegalnej Imigracji (DPNI), oficjalnie na wiec w obronie konstytucyjnych praw więźniów, nazwany przez organizatorów "Rosyjskim marszem".
Wiece DPNI odbyły się w 20 miastach Rosji, w tym w Petersburgu, gdzie zgromadziło się ok. 200 osób, i Nowosybirsku, gdzie przyszło 400 ludzi.
Zebrani na moskiewskim Placu Triumfalnym manifestanci wzywali do wykreślenia z kodeksu karnego artykułu o podżeganiu do nienawiści etnicznej i domagali się uwolnienia "rosyjskich więźniów politycznych".
Zaliczyli do nich m.in. żołnierzy skazanych za zbrodnie na ludności cywilnej w Czeczenii oraz emerytowanego pułkownika wywiadu wojskowego GRU Władimira Kwaczkowa, aresztowanego za próbę zamachu na ojca rosyjskiej prywatyzacji Anatolija Czubajsa w 2005 r.
Uczestnicy manifestacji, wśród nich wielu skinheadów w czarnych, skórzanych kurtkach, nieśli plakaty z hasłami przeciwko imigrantom i antysemickie transparenty. Wykrzykiwali: "Rosja dla Rosjan!", "Żydowski faszyzm. Nie ma nic gorszego!". Wznosili ręce w nazistowskim pozdrowieniu "Heil Hitler".
W wiecu wziął udział lider nacjonalistycznej partii "Rodina" Dmitrij Rogozin.
Manifestację, na którą zezwoliły władze Moskwy, potępiło Biuro Praw Człowieka. Jego dyrektor Aleksandr Brod oskarżył uczestników marszu o "szowinizm i agresywną ksenofobię".
W listopadzie nacjonaliści zmobilizowali na manifestacji w Moskwie, nazwanej "Rosyjskim marszem", blisko tysiąc osób, by żądać "uprzątnięcia" nielegalnych emigrantów.