Manfred von Richthofen vel "Czerwony Baron" - as myśliwski I wojny światowej
Był arogancki i humorzasty. Nie lubili go ani przełożeni, ani podwładni, ale szanowali wszyscy. W czasach narodzin lotnictwa wojskowego nie miał sobie równych. W okresie I wojny światowej odniósł 80 powietrznych zwycięstw. Żaden inny pilot nie zbliżył się do jego wyniku. Historię pioniera i mistrza podniebnych walk przybliża na łamach Wirtualnej Polski dr Tymoteusz Pawłowski.
26.07.2014 | aktual.: 28.07.2014 11:47
Sto lat temu samolot był wynalazkiem tak samo świeżym, jak dzisiaj prywatne loty w kosmos. Pierwszy udany lot wykonali bracia Wright w grudniu 1903 roku. Trwał on całe 59... sekund. Lotnictwo rozwijało się jednak bardzo szybko - w 1909 roku udało się pokonać kanał la Manche, samoloty trafiły też do sił zbrojnych. Wojskowi widzieli w nich przede wszystkim narzędzie do rozpoznawania pozycji wroga, ale szybko okazało się, że nadają się także do bombardowania. Niechlubną palmę pierwszeństwa należy przyznać Włochom, którzy atakowali Turków podczas wojny o Trypolitanię w 1911 roku.
Gdy latem 1914 roku wybuchła wojna światowa samoloty były obecne nad frontem już od pierwszych godzin. Nie ufano im jednak zbytnio: podczas bitwy nad Marną generałowie francuscy z zadowoleniem przyjmowali raporty lotników o postępach kontrofensywy, ale okładali ogniem artyleryjskim własne wojska, dopóki meldunek lotnika nie został potwierdzony bardziej klasycznymi metodami...
Oczywiście niemal od razu próbowano zwalczać samoloty przeciwnika w powietrzu. Było to bardzo trudne zadanie, gdyż nie było żadnej skutecznej broni. Zabierano na pokład rewolwery, karabiny piechoty, próbowano wlec za samolotem linę stalową zakończoną kotwicą, taranowano przeciwnika własną maszyną... ale nie dawało to większych rezultatów. (Warto jednak pamiętać, że każdy z wymienionych sposobów choć raz zakończył się sukcesem!)
Skuteczną bronią okazał się wreszcie karabin maszynowy. Zanim jednak stał się skuteczny, musiano rozwiązać wiele problemów. Pierwszym było "odchudzenie" broni (armijne karabiny maszynowe były zbyt ciężkie). Drugim - znalezienie sposobu celowania, bowiem wożenie w samolocie celowniczego karabinu maszynowego nie było skuteczne. Ostatecznie okazało się, że najlepszym rozwiązaniem jest zamontowanie broni na stałe i celowanie w przeciwnika całym samolotem.
Kolejny problem był ze śmigłem, które przeszkadzało w strzelaniu. Francuzi wymyślili jednak "synchronizator", czyli urządzenie zapobiegające przestrzeleniu śmigła przez własne pociski.
Wiosną 1915 roku pojawiły się zatem pierwsze rasowe samoloty myśliwskie, ale dopiero kolejny rok 1916 przyniósł zorganizowanie eskadr myśliwskich i walki powietrzne na dużą skalę.
"Czerwony Baron"
Pierwsza wojna światowa nie była wojną dla arystokracji. Ciężkie karabiny maszynowe, szybkostrzelna artyleria i gazy trujące zamieniły szlachetną sztukę wojny w rzeź. Co więcej, kawaleria - w której arystokraci spędzali swoje życie - okazała się zupełnie bezwartościowa. Przeprowadzenie szarży było niemożliwe, szanse na zdobycie rycerskiej sławy - zerowe. Kawalerzyści szukali zatem innych okazji do zostania bohaterami.
Tak też uczynił Manfred von Richtohofen. Urodził się jako dziedzic tytułu baronowskiego w majątku Kleinburg (dziś - jako Borek - jest dzielnicą Wrocławia). Jeszcze przed wojną - idąc w ślady ojca - został oficerem ułanów, ale w 1915 roku poprosił o przeniesienie do lotnictwa.
Manfred von Richthofen Domena Publiczna / Nicola Perscheid
W maju 1915 roku został obserwatorem lotniczym, a jesienią rozpoczął szkolenie na pilota, podczas którego wsławił się swymi "umiejętnościami": samolot rozbił już w pierwszym locie. Do jednostki myśliwskiej trafił zatem dopiero w sierpniu 1916 roku. Swoje pierwsze zwycięstwo odniósł po kilkunastu dniach, ale na następne musiał czekać dość długo. Nie był bowiem zdolnym pilotem, mistrzem akrobatyki lotniczej i strzelcem wyborowym. Był natomiast doskonałym taktykiem umiejącym wybrać odpowiedni czas, miejsce i sposób ataku.
Szczęśliwie dla Richthofena złożyło się, że jednym z jego pierwszych sukcesów było zestrzelenie brytyjskiego asa myśliwskiego majora Lanoe Hawkera. Niemiecki baron stał się więc bohaterem propagandy: było o nim głośno w prasie, wydawano pocztówki z jego podobizną (tak wówczas traktowano i innych pilotów).
W początkach 1917 roku zasiadł za sterami doskonałego myśliwca Fokker Dr I i na nim zaczął odnosić wielkie sukcesy. Został dowódcą eskadry lotniczej, a wówczas pomalował swój samolot na jaskrawy, czerwony kolor. Czerwony trójpłatowy Fokker stał się symbolem niemieckich zwycięstw lotniczych, a sam Richthofen został okrzyknięty "Czerwonym Baronem".
Krwawa jatka
Richthofenowi przyznano 80 zwycięstw powietrznych - żaden inny pilot w czasach I wojny światowej nie odniósł ich więcej. Zawdzięczał je przede wszystkim chłodnej głowie, która pozwalała mu ocenić szanse zwycięstwa.
Innym źródłem osobistych sukcesów - ale już nie sukcesów lotnictwa niemieckiego - była strategia obu walczących stron. Francuzi i Brytyjczycy prowadzili bardzo aktywne działania bojowe, najczęściej nad terenem zajętym przez wroga. Rozpoznawali jego pozycje, bombardowali i... ponosili straty.
Niemcy natomiast prowadzili przede wszystkim działania defensywne. Wiedzieli mniej o przeciwniku, z rzadka atakowali jego wojska, ale mogli zaatakować na dogodnych dla siebie warunkach i zadać duże straty. Nawet jeśli w starciu powietrznym ponieśli porażkę albo zostali ranni, czy mieli uszkodzony samolot - a i takie przygody zdarzały się Czerwonemu Baronowi - mogli wrócić na nieodległe lotnisko lub lądować wśród swoich żołnierzy.
Ówczesne samoloty myśliwskie w niczym nie przypominały współczesnych, mogły więc wylądować niemal wszędzie. Belgijskiemu asowi myśliwskiemu - Willyemu Coppensowi - zdarzyło się nawet wylądować na balonie obserwacyjnym, uruchomił uszkodzony silnik i udało mu się także wystartować.
Pierwszowojenne samoloty myśliwskie były niewielkie i lekkie. Ważyły 400 kilogramów, a napędzał je silnik o mocy około 100 koni mechanicznych (czyli taki, jaki dziś montuje się w samochodzie osobowym średniej klasy). Nieliczne osiągały prędkość 200 km/h, co i tak było dużym osiągnięciem, biorąc pod uwagę że były zrobione z drewnianych listew obciągniętych płótnem. Pilot nie był osłonięty żadnym pancerzem, nie miał również spadochronu, a walki toczyły się na dystansach kilkudziesięciu metrów.
Nic więc dziwnego, że Richtofen dawał swoim podwładnym następujące rady: "Celuj w pilota, a jeśli walczysz z samolotem dwumiejscowym - najpierw zabij strzelca pokładowego, nie będzie ci przeszkadzał w celowaniu w pilota". Jak widać "Czerwony Baron" był dość cyniczny, był również chłodny wobec innych, humorzasty i arogancki. Nie lubili go ani przełożeni, ani podwładni. Uwielbiały go natomiast tłumy Niemców i szanowali go przeciwnicy.
A.R. Brown Domena Publiczna / Imperial War Museum
Manfred von Richthofen zginął 21 kwietnia 1918 roku. Został zestrzelony podczas walki powietrznej, którą toczył z kanadyjskim asem Arthurem Royem Brownem. Brownowi zaliczono tylko 10 zwycięstw powietrznych - czyli o wiele mniej niż Richhofenowi - ale był jednym z najlepszych dowódców myśliwskich wszechczasów: w walce powietrznej nie stracił żadnego pilota ze swojego dywizjonu. Tak też toczyła się walka powietrzna 21 kwietnia: Arthur Roy Brown rzucił się na pomoc ostrzeliwanemu przez Richthofena koledze. Walka trwała kilka minut i samoloty znalazły się nad linią frontu, wreszcie maszyna Czerwonego Barona rozbiła się na ziemi. Richtofena dosięgnął pojedynczy pocisk, wystrzelony najprawdopodobniej przez Australijczyka Cedrica Popkina, obsługującego w okopach ciężki karabin maszynowy.
Australijczycy przy wraku samolotu "Czerwonego Barona Domena Publiczna
Jednak zyski propagandowe były ważniejsze od prawdy i powietrzne zwycięstwo nad niemieckim asem przyznano asowi kanadyjskiemu. Dziś - tak jak i sto lat temu - propaganda jest równie ważną częścią wojny co strategia i taktyka.
Tymoteusz Pawłowski dla Wirtualnej Polski