Małpa w czerwonym a seksafera
Niestety nie mogę napisać o niczym innym. Muszę wspomnieć dzisiaj „małpę w czerwonym”, którą prezydent uraczył dziennikarkę w Brukseli. Nie będę jednak komentował samej wypowiedzi „nielegalnie podsłuchanej podczas prywatnej rozmowy”, jaką dwie osoby publiczne przeprowadziły w miejscu publicznym i podczas pełnienia publicznych obowiązków w związku z publicznym wydarzeniem, jakim jest konferencja prasowa. Znacznie ciekawsze wydają mi się późniejsze, już nie „prywatne”, wypowiedzi pana prezydenta i jego „obrońców”.
20.12.2006 | aktual.: 21.12.2006 16:41
Otóż proszę sobie wyobrazić, że prezydent, dając egzegezę swojej niefortunnej (choć prywatnej) wypowiedzi powiedział: Nie chodziło mi o urodę tej pani, bo jeśli o to chodzi, to jest zupełnie wręcz przeciwnie. Wprawdzie nie wiadomo do końca, jakie jest przeciwieństwo „małpy w czerwonym”, ale z kontekstu (a także ze znanej powszechnie atencji prezydenta dla płci pięknej) można wnioskować, że prezydentowi pani dziennikarka się podoba. Fizycznie. Bo w sensie merytorycznym to zupełnie wręcz przeciwnie.
Inna szarmancka postać polskiego areopagu, minister Radosław „Radek” Sikorski również zwraca uwagę na niewątpliwe, choć jego zdaniem niestety już przebrzmiałe, uroki dziennikarki: Ja przypominam sobie panią redaktor Rosińską jako bardzo sympatyczną małpkę, ale stała się bardzo agresywna - powiedział minister obrony. Czyli sama sobie winna. Gdyby dziennikarka nie zachowywała się wobec polityków agresywnie jak, nie przymierzając, dziennikarz, byłaby co najwyżej małpką w czerwonym. A tak, nazwanie jej „małpą w czerwonym” jest w pełni uzasadnione.
Nie tylko mężczyźni doceniają uroki i sympatyczną naturę Ingi Rosińskiej. Elżbieta Jakubiak z Kancelarii Lecha Kaczyńskiego powiedziała, że zwrot "małpa w czerwonym" to zwrot pieszczotliwy. Nie wytłumaczyła wprawdzie, dlaczego prezydent tego typu pieszczoty wypowiada z zaciśniętymi zębami w prywatnej rozmowie z podsekretarzem stanu.
Jak z powyższego wynika, pani dziennikarka jest sympatyczną, piękną kobietą, która zasługuje na słowne pieszczoty z ust najwyższego urzędnika państwowego. Niestety pani dziennikarka stała się zbyt agresywna i pieszczota musiała pójść w parze ze skarceniem.
Skarcenie i pieszczota to tylko pozornie sprzeczności. Właśnie przez połączenie tych dwóch zachowań trzyma się w ryzach groźne kobiety w polskim życiu publicznym. Groźne dlatego, że wyrastające ponad „naturalny”, czyli opresyjny styl „kobiecości”. Pani powinna być ładna, sympatyczna i uległa. Jeśli tylko ośmieli się opuścić przeznaczone dla niej miejsce matki-Polki, może liczyć na ostrą reprymendę, obleczoną - jakże po ułańsku - w uprzejmą pobłażliwość. Taka ładna, a taka napastliwa; Mówiąc takie rzeczy, traci pani cały swój niezaprzeczalny urok; Grzeczne dziewczynki nie mówią tak brzydko. Grzeczne dziewczynki generalnie nie mówią, tylko ładnie się uśmiechają i szorują gary. Ale to natychmiast!
Przy okazji „seksafery” do publicznej debaty zaczął się przebijać temat godności kobiet. Nie jest to może jeszcze temat numer jeden, czy nawet numer trzydzieści sześć, ale i tak widać postęp wobec jeszcze niedawnego całkowitego milczenia. Może więc warto przy tej okazji zwrócić uwagę, że czasem to, co szarmanccy dżentelmeni traktują jako elegancki żarcik, jest, dla osób żarcikiem obdarzonych, ordynarnym molestowaniem.
Krzysztof Cibor, Wirtualna Polska