Mała Madzia zginęła podczas imprezy? Katarzyna W. znów przed sądem
Kolejni świadkowie stanęli przed Sądem Okręgowym w Katowicach - w procesie przeciwko Katarzynie W., oskarżonej o zabicie półrocznej córki Magdy. Byli to m.in. policjant, znajomy męża Katarzyny W. oraz chłopak, który w styczniu ub. roku znalazł oskarżoną leżącą na chodniku.
26.07.2013 | aktual.: 26.07.2013 15:52
Na 1 sierpnia sąd zaplanował wysłuchanie kolejnych świadków - m.in. już wcześniej raz wzywanych zakonników, a także nauczycieli, którzy uczyli Katarzynę W. pierwszej pomocy. 19 sierpnia sąd planuje przeprowadzić uzupełniającą opinię biegłych z zakresu psychiatrii i psychologii.
Policjant relacjonuje spotkania i rozmowy osadzonej Beaty Ch. z Katarzyną W.
Pierwszy świadek to cieszyński policjant kryminalny, który uczestniczył w postępowaniu dotyczącym Beaty Ch., oskarżonej o zamordowanie dziecka w Będzinie. Kobieta poprosiła go kiedyś o rozmowę i relacjonowała mu, że będąc na terenie aresztu w Katowicach, kilkakrotnie spotkała się z Katarzyną W. i tam na spacerniaku opowiedziała jej, jak doszło do śmierci córki.
- Było to w trakcie jakiejś imprezy w jej mieszkaniu w Sosnowcu, był tam obecny jej mąż Bartek i i kilka innych osób, nie pamiętam dokładnie jakie. Pobieżnie pamiętam, do czego się sprowadzał ten jej przekaz – w trakcie tej imprezy, Katarzyna W. miała się dopuścić zabójstwa córki przez uduszenie, a potem zainscenizować jej upadek - opowiada mężczyzna.
Policjant ten wcześniej w śledztwie złożył obszerniejsze zeznania - dotyczące zrelacjonowanej mu przez Beatę Ch. treści jej rozmów z Katarzyną W. Katarzyna W. miała szeroko opowiadać jej o okolicznościach zabójstwa swej córki, o zaangażowanych w nie osobach oraz o swoich motywacjach.
Obrońca Katarzyny W. mec. Arkadiusz Ludwiczek pytał go m.in. czy Beata Ch. zmieniała w postępowaniu dotyczącym swojej sprawy własną wersję wydarzeń. Policjant potwierdził.
Znajomy Katarzyny W.: Bartłomiej był bardzo zdenerwowany po rozmowie z żoną
Sąd odebrał też zeznania znajomego męża Katarzyny W. Mateusza M., który w dniu upozorowania porwania dziewczynki spotkał się z Bartłomiejem W. Wcześniej tego dnia obaj umawiali się na wieczór przy komputerach. Wieczorem, gdy już się spotkali, słyszał rozmowę Bartłomieja W., który dzwonił do żony m.in. z pytaniem czy dotarła już do rodziców. Szczegółów już nie pamiętał.
Potwierdził jednak wcześniejsze zeznania ze śledztwa m.in., że Bartłomiej W. po rozmowie z żoną bardzo zdenerwowany przekazał mu, że w drodze jego żona została napadnięta, a ich córki nie ma. Opowiadał wtedy również, jak wraz z jeszcze jednym znajomym pojechali na miejsce rzekomego porwania, a także zrelacjonował przebieg dalszych działań i poszukiwań dziecka. Mecenas Ludwiczek pytał go podczas rozprawy m.in. o szczegóły pierwszych chwil po rzekomym porwaniu, świadek ten jednak niewiele już pamiętał.
Świadek Mateusz K.: znalazłem z kolegą leżącą Katarzynę W.
Przed sądem stanął również 18-letni Mateusz K., który wraz z kolegą znalazł leżącą na alejce Katarzynę W. Opisywał, że leżała twarzą do ziemi, nie zauważył u niej obrażeń, była nieprzytomna. Obok był pusty wózek. Po odzyskaniu przytomności pytali ją, co się stało - nie bardzo pamiętała. Na pytanie, gdzie jest dziecko, przeraziła się i zaczęła pytać o to samo. Po przyjeździe karetki obaj nastolatkowie poszli do domów.
Pracownik Rutkowskiego: Katarzyna W. nie chciała współpracować, zmieniała relacje
Sąd przesłuchał także Radosława D., pracownika Krzysztofa Rutkowskiego. Mężczyzna opisywał relację Katarzyny W. z rzekomego porwania jej córki oraz próby odtworzenia trasy przejścia kobiety z Madzią do momenty, kiedy miała stracić przytomność. - Już wtedy nie zgadzał się czas przejścia. Według jej relacji miało zajmować to przejście ok. 15 minut, a w rzeczywistości był to czas godziny, a nawet ponad godziny - mówił. Dodał, że wielokrotnie zajmując się w swojej pracy porwaniami "opiekunowie, rodzice dzieci zachowywali się zupełnie inaczej". Współpraca z Katarzyną W. była zupełnie inna. - Nie chciała współpracować, konfabulowała, nie udostępniała wszystkich informacji, a wręcz ukrywała je, utajniała. Gdy wychodziły w trakcie jakieś niejasności, dopytywaliśmy, żeby sprecyzować czas, miejsce pewnych zdarzeń, wtedy zmieniała swoje relacje - powiedział Radosław D.
Świadek akcentował, że już podczas pierwszych działań w terenie zauważono, że zdecydowanie nie zgadzał się czas przejścia z domu Katarzyny W. do miejsca, w którym miała zostać napadnięta. Katarzyna W. dopytywana o to, miała podawać dodatkowe szczegóły - np. że wracała do domu po pieluchy. Była przy tym nieswoja, nie robiła wrażenia osoby szukającej i oczekującej pomocy.
Pracownik Rutkowskiego zaznaczył, że ważna była próba badania wariografem - chodziło jednak nie tyle o samo badanie, co reakcję małżeństwa W. na jego zapowiedź. Bartłomiej W. nie miał wątpliwości, by poddać się badaniu; jego żona ostatecznie też wyraziła zgodę, natomiast potem utrudniała badanie.
Pytany przez sąd pracownik Rutkowskiego przyznał, że poza własną analizą zachowania Katarzyny W. nie ma informacji, które wskazywałyby, że oskarżona świadomie rzuciła dzieckiem o ziemię.
Obrońca oskarżonej mec. Arkadiusz Ludwiczek pytał m.in. o sytuację, gdy Katarzyna W. została przez pracowników poddana presji na rzecz ujawnienia prawdy. Świadek mówił, że zachowywała się wówczas agresywnie. - Po tym, jak przekazaliśmy jej informacje, że wiemy, że kłamie, że jest świadek, ona zachowywała się agresywnie, obrażała rodziców Bartka, zatykała uszy, zamykała się w łazience. Nie starała się bronić poprzedniej wersji wydarzeń - opisywał.
Na pytanie, czy oskarżona z własnej inicjatywy wskazała pierwotne - nieprawdziwe - miejsce ukrycia ciała dziecka, pracownik Rutkowskiego mówił, że tak. Katarzyna W. zachowywała się wówczas spokojnie, jednak miejsce rzekomego ukrycia ciała dziecka wskazała z oddali, nie chcąc do niego się zbliżać. Krótko potem Katarzyna W. została przekazana policji. Potem świadek nie rozmawiał już z nią na ten temat.
Jednego dnia zniknęły zabawki i ubranka małej Madzi
Kolejnym świadkiem w procesie jest Piotr B., policjant z Sosnowca, który dokonywał oględzin mieszkania małżeństwa W. w dniu zgłoszenia porwania. Sporządził też protokół. - Z tej dokumentacji zdjęciowej i protokołu oględzin wynika, że cały pokój, w którym przebywało dziecko wcześniej, przed zaginięciem, był wypełniony ubrankami, zabawkami. Dzień później już nie było nic - mówił sędzia. I dopytywał o męża Katarzyny W. Bartłomieja podczas oględzin mieszkania. - Był spokojny. Odpowiadał na pytania, nie histeryzował, znajdował się w ponurym nastroju - ocenił.
Policjantka: mieliśmy zabezpieczy DNA, w mieszkaniu nie było żadnych rzeczy dziecka
Następnie przed sądem stanęła policjantka Małgorzata K. Opowiadała zdziwienie policjantów po wizycie w mieszkaniu małżeństwa W. - "nie było żadnych rzeczy, oprócz łóżeczka". Dodała, że nie było nawet pieluszek. Policjantka mówiła, że rzeczy dziecka potrzebne były policji w celu analizy DNA.
Sąd pokazał zdjęcia z mieszkania zrobione dzień wcześniej przez policyjny zespół. Na fotografiach widać dużo zabawek i dziecięcych ubranek. Policjantka nie była w stanie przypomnieć sobie, które rzeczy były, a których nie było już na drugi dzień. - Zwróciło naszą uwagę na pewno to, że w kuchni nie było żadnych buteleczek, czy innych akcesoriów dziecięcych. Rzeczy do badań genetycznych, pani W. wydała nam z kosza na pranie - dodała.
"Pytała męża: kto by marnował czas na wychowanie dziecka?
Przed sądem stanął też jako świadek Stanisław S., który z własnej inicjatywy zgłosił się do prokuratury. Podczas jednego z jego nocnych przejazdów pociągiem z Wrocławia do Krakowa, prawdopodobnie w styczniu 2011 r. (rok przed śmiercią Magdy ), do jego przedziału w Gliwicach weszli - jak mówił - z całą pewnością Katarzyna W. i Bartłomiej W. Mężczyzna miał momentami przytulać się policzkiem do brzucha kobiety, ta natomiast miała w pewnej chwili demonstracyjnie spytać: "kto by marnował czas na wychowanie dziecka ()?". Obrońca Katarzyny W. mec. Arkadiusz Ludwiczek poprosił o włączenie jego notatek do akt. Potem wypytywał o jego sytuację życiową.
Obrońca Katarzyny W. złożył także wniosek o przesłuchanie biegłych z zakresu informatyki, którzy sporządzali opinię po "badaniu" komputerów Katarzyny W. i jej męża. Jak przekonywał , w ten sposób uda się dowieść w jaki konkretnie sposób Katarzyna W. odwiedzała strony, które stanowią podstawę do zarzutu zabójstwa z premedytacja: czy miały miejsce przez wpisanie konkretnego adresu URL, wpisania fraz w wyszukiwarce czy kliknięcia w pewne podpowiedzi lub linki.
Zdaniem obrony - sposób wejścia na niektóre strony, mniej lub bardziej intencjonalny - ma znaczenie dla oceny tezy oskarżenia dotyczącej motywu zarzucanego oskarżonej czynu. Prokurator Zbigniew Grześkowiak zaznaczył jednak, że złożony przez biegłych materiał zawiera rozróżnienie, na które wskazuje obrońca. Sąd zamierza rozpoznać ten wniosek do następnej rozprawy.
Proces Katarzyny W.
Podczas rozprawy sąd planuje przesłuchanie łącznie kilku świadków. Na wcześniejszych rozprawach odebrano już zeznania członków najbliższej rodziny, niektórych znajomych, kobiet współosadzonych z Katarzyną W., a także biegłych medycyny sądowej, którzy wydali opinię o przyczynie śmierci dziecka - wskazując, że było to gwałtowne uduszenie.
Sąd 10 lipca przedłużył też oskarżonej areszt o trzy miesiące. Ocenił przy tym m.in., że w tym czasie realne jest zakończenie procesu.
Sprawa Katarzyny W. zaczęła się 24 stycznia 2012 r., gdy policja przekazała mediom informację o zaginięciu półrocznej dziewczynki z Sosnowca. Według relacji matki dziecko miało zostać porwane z wózka w centrum miasta. Na początku lutego ciało dziecka znaleziono w zrujnowanym budynku w parku przy torach kolejowych w Sosnowcu.
Zdaniem prokuratury Katarzyna W. 24 stycznia miała cisnąć dzieckiem o podłogę, a kiedy okazało się, że mimo to niemowlę przeżyło, dusić je przez kilka minut. Sama oskarżona twierdzi, że Magda zmarła na skutek wypadku. Według niej dziecko wypadło jej z rąk na podłogę i zmarło po kilku nieudanych próbach nabrania powietrza.