Magda chodzi na wesela "z ogłoszenia". Była na stu pierwszych i ostatnich randkach
- Kiedyś na portalu randkowym dodałam taki opis: "Ja pracuję i ty też musisz pracować, ja mam auto i ty też musisz je mieć, ja mam zainteresowania i dobrze, byś ty też miał pasje, ja nie piję alkoholu i dobrze, żebyś też go nie nadużywał, ja jestem niezależna finansowo i ty też musisz mieć swoje pieniądze". Fala krytyki, która się na mnie wylała, była niewyobrażalna – mówi nasza rozmówczyni, która od lat randkuje w sieci.
Szczupła, atrakcyjna rozwódka, która wie, jak się zachować - tak pisze o sobie w internecie Magda. Niedawno 35-latka zamieściła na białostockim portalu (b1.pl) ogłoszenie, iż chętnie wybierze się na wesele w roli osoby towarzyszącej. Magda zgodziła się opowiedzieć nam co nieco o sztuce zawierania internetowych znajomości.
Marianna Fijewska, Wirtualna Polska: Na białostockim portalu napisałaś, że chętnie potowarzyszysz komuś podczas wesela - to było twoje pierwsze tego typu ogłoszenie?
Magda: Jestem rozwódką, mam jedno dziecko, które na dwa weekendy w miesiącu jest u ojca. Postanowiłam napisać ogłoszenie, że chętnie potowarzyszę komuś podczas wesela, bo świetnie czuję się w weselnym klimacie. Lubię tańce i jedzenie. To ma być czas dla mnie - relaks, odpoczynek, sposób na poznanie nowych ludzi. W ogłoszeniu zawarłam wszystkie ważne informacje: jak wyglądam, że umiem się zachować i nie narobię wstydu. Napisałam też, że w grę wchodzą tylko wesela w Białymstoku lub bliskiej okolicy, żebym w każdej chwili mogła wrócić do domu, gdyby mój partner źle się zachowywał.
Doświadczyłaś już sytuacji, w których partner zachowywał się nieodpowiednio?
To było kilka lat temu. Wystawiłam w internecie podobne ogłoszenie, odpisał na nie Piotr, informatyk. Zaproponował spotkanie zapoznawcze w pizzerii. Spóźnił się, w dodatku nie mieliśmy o czym rozmawiać, ale wesele miało odbyć się już za kilka dni, wszystko było opłacone, a ja miałam wolny weekend, bo dziecko spędzało czas u ojca, więc finalnie zgodziłam się na nie iść. Na miejsce musiałam dojechać sama, bo mój towarzysz nie wpadł na to, by po mnie przyjechać. Siedzieliśmy przy okrągłym stole z innymi znajomymi pary młodej. Piotrek udawał, że mnie nie zna, nie odzywał się do mnie ani słowem, rozmawiał tylko ze swoimi znajomymi, a przy tym ciągle przeklinał: "Ja pier…, pamiętasz, jak ten zaje… tamtemu, jak się napier…". Byłam w szoku, uciszałam go, ale bezskutecznie. Piotrek był już mocno wypity. Najadłam się wstydu, ale też jedzenia - po same uszy, bo było naprawdę pyszne! Trochę potańczyłam ze znajomymi Piotrka i zmyłam się przed oczepinami, bez pożegnania, bo nawet nie wiedziałam, gdzie szukać mojego partnera. Nie mam z nim kontaktu, od razu zablokowałam jego numer i konto na Facebooku.
To było najgorsze wesele?
Zdecydowanie najgorsze, naprawdę podziwiam swoją wytrwałość. Dziś, gdyby mój weselny partner zachowywał się w tak chamski sposób, wyszłabym po pierwszym daniu, a nie czekała do północy.
A inne kiepskie wesela? Było ich sporo?
Pamiętam jedno fajne wesele, ale z kiepskim partnerem. Nazywał się Czarek, był rolnikiem z Podlasia. Na spotkanie zapoznawcze przyjechał po mnie swoim autem, które śmierdziało krowami. Na szczęście jechaliśmy do kina w Białymstoku, które jest dość blisko mnie. Droga zajęła nam 15 minut, nie wiem, czy wytrzymałabym dłużej. Sam Czarek też nieładnie pachniał, ale pomyślałam, że może po prostu nie zdążył ogarnąć się po pracy. Rozmowa średnio się kleiła, ale zgodziłam się iść na wesele, bo tak jak w przypadku Piotrka, wszystko było opłacone, a ja miałam wolny weekend. W dzień wesela Czarek przyjechał pod mój dom tak samo śmierdzącym samochodem, jak kilka dni wcześniej. Na szczęście byłam wyperfumowana! Wyglądał jak z poprzedniej epoki - miał kremowy garnitur i białe skarpety frotte do czarnych pantofli. Był cichy i spokojny. Rodzina cały czas zagadywała go, czy jestem jego dziewczyną, czy tylko koleżanką. Widziałam, że bardzo się zawstydził i zupełnie nie wiedział, co mówić, więc weszłam w rolę jego dziewczyny i udawałam ją przez całe wesele.
A po weselu?
A po weselu Czarek chciał zaprosić mnie jeszcze gdzieś, lecz stanowczo odmówiłam ze względu na jego brak higieny i to, że po prostu nie był w moim typie.
Nie spotykały cię nigdy nieprzyjemności ze strony partnera na wesele, gdy - tak jak w przypadku Czarka - stanowczo odmówiłaś dalszych spotkań?
Raz odezwał się do mnie trzydziestokilkuletni mężczyzna, który już na wstępie napisał, że jest prawiczkiem i czy prócz pójścia na wesele, mogłabym się z nim przespać. Odpisałam, że nie ma takiej opcji, bo nie wyobrażam sobie seksu z nieznajomym z internetu. Wtedy on się zbulwersował i zaczął mnie wyzywać, pisząc, jaka to jestem ograniczona i dlaczego nie chcę mu pomóc, żeby wreszcie mógł zobaczyć, jak to jest z kobietą. Zablokowałam go.
Mówiłaś, że zakładasz też konta na portalach randkowych - nie dostajesz więcej wiadomości, w których mężczyźni naciskają na seks?
Oczywiście, że dostaję. Nigdy nie płacę za portale randkowe, a w większości przypadków oznacza to, że mogę wysłać jedną darmową wiadomość dziennie i uwierzcie, że ta jedna wiadomość to czasem za dużo, bo mimo ogromu mężczyzn, po prostu nie ma z kim pisać.
Jak określiłabyś mężczyzn, których spotykasz na portalach randkowych?
Przekrój jest bardzo szeroki - od zboczeńców, którzy wprost pytają, czy umówimy się na seks, przez desperatów, którzy nie zamieniają ze mną ani jednego zdania i od razu pytają: "Kawa będzie u mnie czy u ciebie?" albo piszą: "Chodź, od razu zobaczmy się w realu!" - jakbym była produktem, który ma mieć wyłącznie ładne ciało - po osoby, które w ogóle nie mają odwagi się spotkać i najchętniej pisałyby o pierdołach w nieskończoność.
Ilu mężczyzn poznałaś przez internet?
W sieci randkuję od ośmiu lat, ale tylko wtedy, gdy mojego dziecka nie ma w domu. Loguję się mniej więcej raz na dwa tygodnie, czasem częściej, co trzy dni. Myślę, że byłam już na około stu pierwszych i ostatnich randkach.
Co musi mieć w sobie facet, żeby pierwsza randka nie była też ostatnią?
Chciałabym, by mężczyzna był pewny siebie, taktowny, miał zainteresowania… Kiedyś na portalu randkowym dodałam taki opis: "Ja pracuję i ty też musisz pracować, ja mam auto i ty też musisz je mieć, ja mam zainteresowania i dobrze, byś ty też miał pasje, ja nie piję alkoholu i dobrze, żebyś też go nie nadużywał, ja jestem niezależna finansowo i ty też musisz mieć swoje pieniądze". Fala krytyki, która się na mnie wylała, była niewyobrażalna. Faceci pisali z oburzeniem, że szukam księcia z bajki, a moim zdaniem to nie są wymagania z kosmosu.
Udało ci się poznać przez internet kogoś, z kim znajomość okazała się długotrwała i wartościowa?
Gaweł był rozwodnikiem, dziesięć lat starszym ode mnie. Z zawodu kierowca - trzy dni w trasie, dwa w Białymstoku. Spotkaliśmy się w kawiarni, od razu zapytał, gdzie chcę usiąść, na co mam ochotę, czego się napiję, co zjem. Zaczęliśmy rozmawiać i okazało się, że Gaweł strasznie się jąka, zastanawiałam się, czy wszystko jest w porządku, ale rozmowa naprawdę się kleiła. Kawiarnia, w której się spotkaliśmy, była w centrum handlowym, a ja musiałam kupić jeszcze kilka rzeczy przed zebraniem w szkole syna. Zapytałam, czy potowarzyszy mi w zakupach - zgodził się i od razu wziął ode mnie torbę z butami, które kupiłam przed naszym spotkaniem. Szliśmy koło siebie, a ja czułam się bezpiecznie, mimo że widziałam tego człowieka po raz pierwszy.
Szybko umówiliśmy się na kolejne spotkanie - kawę i ciastko w fast foodzie, bo Gaweł był w trasie. Później trzecie spotkanie, na które przyszedł z pękiem czerwonych róż i chyba tym mnie przekupił. Różami i swoim uśmiechem. Pojechaliśmy coś zjeść i na spacer. Po trzech spotkaniach byłam w stanie stwierdzić, że łączy nas bardzo dużo. Lubiliśmy spacerować i ciągle się przy sobie uśmiechaliśmy. Byliśmy razem przez cztery lata. Dużo podróżowaliśmy, on był bardzo zorganizowany, zawsze zajmował się rezerwacjami, a ja nie - ja mam duszę artystyczną i nie przeszkadzało mu to.
Gaweł dobrze gotował, robił nam śniadania i najlepsze wesele w życiu spędziłam właśnie z nim - latem nad jeziorem koło Suwałk. Łączyła nas miłość i przywiązanie, ale bez seksu. W łóżku chemii nie było. Spędziłam z Gawłem wiele pięknych chwil i dziś trochę żałuję, że nie jesteśmy razem, ale ja szukam partnera, przyjaciela i kochanka, a on kochankiem nie był.
Inna relacja, która przetrwała to relacja z Grzesiem - rolnikiem z Podlasia. Grześ szukał w internecie partnerki na wesele, więc odpisał na ogłoszenie, które wcześniej zamieściłam. Na spotkanie zapoznawcze wybraliśmy się do parku. Dobrze nam się rozmawiało. Ślub i wesele odbywały się we wsi pod Białymstokiem - za mąż wychodziła jego sąsiadka.
To była bardzo duża impreza. Jedzenie, muzyka, zabawa na najwyższym poziomie. Grześ pił, ale dobrze się trzymał. Poświęcał mi dużo czasu i bardzo dobrze tańczył. Po weselu chciał czegoś więcej, bo wpadłam mu w oko, ale on mi nie. Minęło już kilka lat, dziś regularnie się spotykamy i piszemy prawie codziennie. Czasem mówi: "Magda, zostań moją żoną", a ja mu na to, że małżeństwo z rozsądku mnie nie interesuje. Grześ uważa mnie za swoją przyjaciółkę, a ja jego za przyjaciela.
Chciałabyś poznać w internecie tego jedynego, idealnego?
Chciałabym poznać partnera, przyjaciela i kochanka w jednej osobie. Nie tracę na to nadziei, mimo stu pierwszych i ostatnich randek. Wśród moich znajomych jest kilka par, które poznały się w sieci i są bardzo szczęśliwi. Myślę pozytywnie. Przecież miłość sama się nie znajdzie. Trzeba jej pomóc, na przykład zamieszczając ogłoszenie w internecie.
Komentarz seksuolożki, psycholożki, trenerki i wykładowczyni Patrycji Wonatowskiej:
Współcześnie ludzie często poznają się przez internet. To nie tylko wygodne, ale przede wszystkim w ogóle możliwe. W grupie wiekowej 30+ można zaobserwować pewne trudności w poznawaniu "znajomych znajomych", dlatego zawiązywanie znajomości internetowych może dawać poczucie lepszego poznania człowieka. W mediach społecznościowych ludzie od razu wymieniają się pytaniami o poglądy i nastawienie do życia. Rozmowa na ten temat stanowi niejako zaproszenie drugiej strony do swojego świata. Ten specyficzny rodzaj komunikacji ma swoje plusy i minusy - z jednej strony kontakt internetowy może pomóc w uniknięciu wchodzenia w relacje, które nie mają przyszłości, ponieważ osoby od razu wymieniają się informacjami, czego oczekuję. Z drugiej jednak strony może utrudniać zawarcie wartościowej znajomości, ponieważ dana osoba może bardzo dużo uwagi poświęcać na dobór partnera czy partnerki "idealnej". Myślę, że im większa szczerość w stosunku do samego siebie, tym większa szansa na poznanie osoby, z którą będzie możliwe stworzenie dłuższej relacji. Dlatego tak ważne jest, by najpierw samemu odpowiedzieć sobie na pytania: czego szukam? Jakiej formy relacji? Co jest dla mnie teraz ważne? Oraz: w jakim obrębie chcę i mogę przesunąć swoje granice, by jednocześnie nie przekraczać siebie?
* na prośbę rozmówczyni zmieniliśmy jej imię (przyp. red.)