Mafijna rura na lotnisko wojskowe
Sensacyjny wątek afery paliwowej.
Przemysław K., skruszony śląski baron paliwowy, zeznał, że płacił
łapówki oficerom z lotniska wojskowego w Rudnikach. W zamian
potajemnie przechowywał trefną benzynę w zbiornikach, które były
przeznaczone na paliwo dla myśliwców - pisze "Gazeta Wyborcza".
28.07.2005 | aktual.: 28.07.2005 06:28
Przemysław K. w zamian za obietnicę nadzwyczajnego złagodzenia kary poszedł na współpracę z organami ścigania. Dzięki jego zeznaniom do aresztu trafił m.in. generał Mieczysław Kluk, b. szef śląskiej policji.
Teraz obciąża oficerów lotnictwa. Twierdzi, że w latach 1996-97 za łapówki zezwalali mu na potajemne korzystanie ze zbiorników na wojskowym lotnisku w Rudnikach k. Częstochowy. Przez wiele lat było lotniskiem zapasowym dla 10. pułku myśliwskiego w Łasku. Teraz jest w prywatnych rękach.
W 1996 r. Przemysław K. oficjalnie wynajął od armii bazę paliwową sąsiadującą z lotniskiem. Jego ludzie nielegalnie produkowali tam benzynę. Od części wojskowej odgradzał ich pilnowany przez żołnierzy płot z drutu kolczastego.
- K. przyznał, że trefną benzynę podziemnym rurociągiem przesyłał także do zbiorników na terenie jednostki wojskowej. Magazynował ją tam do czasu sprzedaży - mówi informator "GW". Było to możliwe dzięki przychylności opłacanych przez mafię paliwową oficerów lotnictwa. Prokuratura ma ich nazwiska. - K. miesięcznie wypłacał im po 2 tys. zł - dodaje informator "GW".
Baron paliwowy przyznał też, że wojskowi pomogli mu storpedować kontrolę śląskiej policji, która nakryła go na nielegalnej produkcji benzyny. - Gdyby ta operacja zakończyła się sukcesem, organa ścigania wcześniej rozbiłyby mafię paliwową - mówi informator "GW".
Śląska policja zrobiła tajny nalot na bazę paliwową w Rudnikach w 1997 r. Zaplombowano wtedy zbiornik ze 100 tys. litrów benzyny. Wstępne ekspertyzy potwierdziły, że jest trefna. Niestety, kilkanaście godzin później w czasie badań oficjalnych okazało się, że benzyna jest najwyższej jakości. Dla funkcjonariuszy to był szok, bo plomby nie były zerwane. Do dzisiaj nikt nie wie, jak to było możliwe. Nawet aresztowany za związki z mafią paliwową generał Kluk w swoich pamiętnikach określił tę operację mianem "drugiego cudu w Kanie Galilejskiej". (PAP)