Mafia paliwowa współpracowała z wojskowymi?
Krakowska prokuratura apelacyjna nie komentuje doniesień o rzekomych związkach mafii paliwowej z pracownikami wojskowego lotniska w Rudnikach k. Częstochowy. Tymczasem minister obrony narodowej Jerzy Szmajdziński pytany o to przez dziennikarzy powiedział, że "niczego wykluczyć się nie da i ten przypadek powinien być zbadany".
28.07.2005 | aktual.: 28.07.2005 19:11
"Gazeta Wyborcza" napisała, że Przemysław K., skruszony śląski baron paliwowy, zeznał, iż płacił łapówki oficerom z lotniska wojskowego w Rudnikach. W zamian - według gazety - potajemnie przechowywał trefną benzynę w zbiornikach, które były przeznaczone na paliwo dla myśliwców.
Jak powiedział zastępca szefa Prokuratury Apelacyjnej w Krakowie, prok. Ryszard Tłuczkiewicz, Przemysław K. był przesłuchiwany w Krakowie w śledztwie paliwowym. Prokuratura nie ujawnia jednak treści jego wyjaśnień i tego czy pojawił się w nich wątek dotyczący podczęstochowskiego lotniska.
Według "GW", Przemysław K. w 1996 r. oficjalnie wynajął od armii bazę paliwową sąsiadującą z lotniskiem. Jego ludzie nielegalnie produkowali tam benzynę. Od części wojskowej odgradzał ich pilnowany przez żołnierzy płot z drutu kolczastego - podaje "GW".
K. - jak pisze gazeta - miał w zeznaniach przyznać, że trefną benzynę podziemnym rurociągiem przesyłał także do zbiorników na terenie jednostki wojskowej, gdzie magazynował ją do czasu sprzedaży.
Jak ustaliła "Gazeta Wyborcza", śląska policja zrobiła tajny nalot na bazę paliwową w Rudnikach w 1997 r. Zaplombowano wtedy zbiornik ze 100 tys. litrów benzyny. Wstępne ekspertyzy potwierdziły, że jest ona trefna. Kilkanaście godzin później, w czasie kolejnych badań okazało się, że benzyna jest najwyższej jakości. Do dzisiaj nikt nie wie, jak to możliwe, bo plomby nie były zerwane. Nawet aresztowany za związki z mafią paliwową b. komendant śląskiej policji Mieczysław K. w swoich pamiętnikach określił tę operację mianem "drugiego cudu w Kanie Galilejskiej" - pisze dziennik.
Pod koniec czerwca Przemysław K., tuż przed rozpoczęciem procesu w sprawie śląskiej afery paliwowej, dobrowolnie poddał się karze. Został skazany na dwa lata więzienia w zawieszeniu na pięć lat i 600 tys. zł grzywny. Jego żona na rok i trzy miesiące w zawieszeniu na trzy lata i 100 tys. zł grzywny. Oboje odpowiadali za wyłudzenie 5,2 mln zł. Szefowie Note zwrócili całą zagarniętą kwotę oraz odsetki - w sumie 15 mln zł.