Trwa ładowanie...
10-06-2008 13:02

Macierzyństwo – męskie doświadczenie

„Organizowana przez nas duchowa adopcja polega na osobistej, codziennej modlitwie za jedno dziecko znajdujące się w łonie matki, a zagrożone sztucznym poronieniem. W swojej istocie duchowa adopcja jest ślubem składanym Bogu. Należy podkreślić, że jest to ślub czyniony publicznie”. [ulotka z 1988 r.]

Macierzyństwo – męskie doświadczenieŹródło: AFP
d43o9z3
d43o9z3

„Wszystko to jest wina mojej żony. No bo jak ma być normalnie, jak ona żadnych wartości im nie przekazała?!” – mówi oburzony pan Józef (lat 60). Jego najmłodsza córka właśnie wróciła z rocznego stypendium w Hiszpanii. Z poznanym tam chłopakiem i w czwartym miesiącu ciąży. Podobnie jak w przypadku starszej córki, która wyszła za mąż za Libańczyka, a teraz planuje rozwód, winę pan Józef przypisuje żonie. Dla mężczyzn z jego pokolenia dzieci i wychowanie to sfery aktywności i odpowiedzialności kobiet, a od tych sfer oni sami byli ściśle separowani; szczególnie w sprawach związanych z ciążą, porodem i okresem niemowlęctwa ich dzieci. Niektórym nie do końca się to podobało. „W ogóle mężczyzna, tak jak ja pamiętam, jak moje dzieci się rodziły, był strasznie izolowany. Kontakt był często taki, że człowiek przychodził i się przez okno widziało. No bo teraz ten mężczyzna może przychodzić, może brać udział w porodzie” – opowiada pan Emil (lat 52). Zaraz jednak dodaje zmieszany: „Znaczy ja chyba bym się na to nie
zdecydował, dlatego że trochę mnie przeraża ta sytuacja taka”. Ambiwalentna postawa wobec macierzyństwa i związanych z nim spraw jest bardzo charakterystyczna dla mężczyzn w wieku pana Emila. Z jednej strony ciekawość i pragnienie współuczestniczenia, z drugiej strach, zażenowanie i poczucie przekraczania jakiejś zakazanej granicy. Jest to tym ciekawsze, że obydwaj panowie należą do Ruchu Krzewienia Duchowej Adopcji Dziecka Poczętego, a więc w „sprawy kobiece” są naprawdę mocno zaangażowani. Jak o nich mówią? Jest kilka strategii.

Teoretycy

Wśród osób podejmujących duchową adopcję mężczyźni stanowią mniejszość. Ale mniejszość aktywną. Swego rodzaju ojcem założycielem ruchu jest właśnie pan Józef, który od ponad 20 lat organizuje w kościele Świętego Ducha w Warszawie ślubowania duchowej adopcji. Wspiera go pan Jan (lat 48), prywatnie bezrobotny kawaler, publicznie aktywista walczący o prawną ochronę „życia dzieci poczętych”. Obydwaj panowie są typami działaczy, społecznikami starej daty – garnitury, metalowe orzełki w klapach marynarek, w neseserach zawsze ulotki lub broszurki do rozdania. Witając się z kobietą, całują ją w rękę. Umykające im doświadczenie macierzyństwa, ciąży, a przede wszystkim aborcji próbują zamknąć w naukowych wywodach, zracjonalizować i przyswoić w formie lekkostrawnego zrozumienia odartego z emocji.

Często stawiają się w roli ekspertów. „Urodzenie, to, że dziecko się rozwija pod sercem matki przez dziewięć miesięcy, a następnie się rodzi, to jest czymś zupełnie naturalnym, zgodnym z naturą i prawidłowym” – mówi pan Jan. „Zabicie to jest wbrew naturze, więc wiadomo, że konsekwencje są, że okalecza się i psychicznie, i fizycznie tę kobietę, która potem może mieć i wyrzuty sumienia, i depresje jakieś. Ja wiem, bo czytałem na ten temat”. Kiedy pytam, czy rozmawiał kiedykolwiek z kobietą, która planowała przerwanie ciąży lub zrobiła to, cicho zaprzecza. Pomimo braku tego typu doświadczenia obydwaj panowie mają bardzo dużo do powiedzenia na temat ciąży, aborcji i poaborcyjnego syndromu. Posługują się przy tym bogatą retoryką i interesującymi porównaniami z dziedziny kolejnictwa. „Pędzi ekspres 200 kilometrów na godzinę i raptownie hamulce włączają” – tłumaczy pan Józef. „To właśnie w tym organizmie kobiety coś takiego zachodzi. Wszystko jest przygotowane na to dziecko i tutaj następuje raptownie takie
zahamowanie, przecięcie. Ale przecież te procesy tak nie zahamują od razu. Ta laktacja, te gruczoły, one pracują. I te wszystkie sprawy hormonalne”. Sprowadzenie ciąży i macierzyństwa, szczególnie niechcianego, do kwestii czysto fizjologicznych pozwala na odgrodzenie się od towarzyszących im emocji. Emocji nierzadko trudnych, wymagających dużej dozy empatii i zrozumienia, na które „teoretyków” często nie stać. Panowie bezbłędnie wyczuwają najnowsze trendy i zachwalają ciążę jako remedium na dolegliwości ciała, a nawet mankamenty urody. „Tak to na przykład kobiety, które mają jakieś kłopoty zdrowotne, a urodzą dziecko, to im się poprawia” – twierdzi pan Józef. Ciąża może być też zastosowana jako kuracja odmładzająca. „Nawet aktorki, czy osoby zwane businesswoman, osoby na stanowiskach, decydują się w wieku 40 lat na dziecko, bo to poprawia zdrowie i wygląd” – przekonuje pan Józef. Może też działać cuda, jak twierdzi pan Jan. „Ostatnio była rozmowa z taką panią, ona jest posłem w tej chwili, która właśnie
poprzez to, że była w stanie błogosławionym, że urodziła dziecko, przedtem była niewidoma, a poprzez to odzyskała wzrok”. Cuda dzieją się bez boskiej interwencji, wystarczą komórki macierzyste. „Dobrze na nią oddziaływało to dziecko, które się rozwijało w jej łonie. Właśnie przez te komórki macierzyste, które wtedy w organizmie matki są. One bardzo korzystnie wpływają na kobietę” – mówi z przekonaniem pan Jan.

Celem działalności pana Józefa i pana Jana jest m.in. całkowita delegalizacja aborcji w Polsce. Jako aktywiści każdą wypowiedzią starają się wpłynąć na rozmówcę. Ich poglądy dotyczące ciąży, macierzyństwa i aborcji mają w dużej mierze formę argumentów – ich zadaniem jest przekonanie słuchacza, że ciąża to coś niezwykle pozytywnego, a aborcja to samo zło. Choć opowiadane przez obydwu panów historie pochodzą z niepewnych lub nieznanych źródeł, wielokrotnie powtarzane zyskują status prawdziwości, którego nie są w stanie naruszyć żadne argumenty.

d43o9z3

Doznaniowcy

Pan Mieczysław inaczej podchodzi do sprawy. Może dlatego, że ma za sobą doświadczenie porodu. „Ktoś mówił, że w momencie, jak ktoś podejmuje tę duchową adopcję, to czasem… To nie jest za każdym razem i to wcale nie musi być, może być tak, że Pan Bóg zsyła taką łaskę, że w momencie rodzenia się tego dziecka to człowiek czuje bóle porodowe” – wspomina pan Mieczysław. Sam doznał takiej łaski. „Raz miałem sytuację, że rzeczywiście się bardzo dziwnie czułem. Czasem co prawda dokuczają mi korzonki i wiem, jaki to jest ból, jak wygląda, jak się go czuje. Natomiast to był taki ból, który był dla mnie o tyle dziwny, bo on pochodził gdzieś tam z krzyża, powiedzmy, z brzucha, ale w żaden sposób nie mogłem go nazwać, że to jest coś związanego z korzonkami. I ból taki nietypowy, i taki narastający. Nie trwało to długo. To była kwestia pół godziny, może godziny. I był nie na zasadzie takiej, że mi uniemożliwiał działanie, tylko na zasadzie, że złapało, pokazało, a później się cofnęło. To tylko na zasadzie
zasygnalizowania. Zapamiętałem”. Doświadczenie to pan Mieczysław uznaje za niezwykle cenne, uważa, że dzięki niemu stał się kimś wyjątkowym. Na pytanie, czy wydaje mu się, że teraz lepiej rozumie kobiety i ich przeżycia, odpowiada twierdząco. Interesujące jest w świetle tego, że bóle porodowe porównał z zapaleniem korzonków. Dla wielu mężczyzn, z którymi rozmawiałam, samo doświadczenie ciąży nie jest czymś istotnym. Rzadko się na nim skupiają, nie dostrzegają wysiłku ani uczuć, które kobiety wkładają w te dziewięć miesięcy swojego życia. Dla mężczyzn najbardziej liczy się poród – spektakularny, napawający lękiem, krwawy rytuał zakończony konkretnym, wymiernym efektem. Ciąży nie traktują jako czegoś wyjątkowego czy trudnego. Nawet w skrajnych przypadkach. Ich obojętność nierzadko szokuje. „Nawet, jeżeli ona się nie może pogodzić z tym dyskomfortem, w jakiej sytuacji ono się poczęło” – pan Mieczysław ze stoickim spokojem odpowiada na moje pytanie o przypadek poczęcia dziecka z gwałtu – „że będzie jej to
przysparzało problemów, można takie dziecko oddać do adopcji, są rodziny, które na to czekają. Jest wiele różnych sposobów, gdzie po narodzeniu kobieta nawet nie musi myśleć o tym dziecku”. Dziewięć miesięcy znika, ukryte gdzieś za horyzontem znacznie ważniejszych zdarzeń. Być może skupienie na przyczynie i skutku to jakieś typowo męskie skrzywienie…

Podbieracze

Niektórzy z mężczyzn czują, że w swoim życiu padli ofiarami stereotypów i bezsensownych zasad, które nie pozwoliły im w pełni doświadczyć tego, co jest naprawdę ważne. Czują, że nigdy tak naprawdę nie byli blisko swoich dzieci i zazdroszczą żonom. „Nie powinno być tak, że mama tylko i wyłącznie się zajmuje, a ojciec jest tylko tą maszynką do robienia pieniędzy i to życie polega tylko na tym, że po południu czy wieczorem przyjdzie, popatrzy, popatrzy, poczyta jakąś gazetę i to jest wszystko” – denerwuje się pan Zdzisław (62 lata). Podobne zdanie ma pan Emil: „I źle było, że ten mężczyzna był tak izolowany, bo powinien w tym brać udział pełny taki, żeby wiedzieć o wszystkim, żeby to inaczej wyglądało”. Dlatego postanowił „podebrać” żonie odrobinę jej wyjątkowego doświadczenia. „Mam taką satysfakcję, że pierwszą córkę zobaczyłem ja pierwszy. Nie żona, tylko ja, bo była po cesarce, po narkozie i tobołeczek z dzieciątkiem pielęgniarka mi wyniosła na korytarz i pokazała mi. No i w drodze wyjątku zobaczyłem ten
tobołeczek” – wspomina wyraźnie wzruszony. Pan Emil nie poprzestał jednak na samych przyjemnościach i podjął się też pewnych obowiązków. „Mieliśmy taką możliwość, że ja szedłem rano do pracy, żona chodziła po południu albo odwrotnie. Tak żeby zawsze ktoś z dziećmi był w domu. To kosztowało dużo zdrowia, bo trzeba było spełnić tę funkcję jedną i drugą i tym dzieciom pomóc w czymś tam, nakarmić je, dopilnować wszystkiego, już momentami miałem dosyć”.

Mimo niektórych trudnych wspomnień pan Emil niczego nie żałuje, bo z własnego doświadczenia wie, że mężczyzna, który nie uczestniczy w wychowaniu dzieci, wiele traci. „Bo to są okresy z życia dziecka, które się nie powtórzą. Ono dzisiaj ma cztery lata, pięć lat, sześć, ale ono już nie będzie miało z powrotem czterech. Będzie tylko starsze. I gdzieś tam też wycinek z tego życia ucieknie, jeśli człowiek się nie będzie tym dzieckiem zajmował”. Takie zaangażowanie w życie dzieci, a szczególnie córek, może prowadzić do sytuacji, w których mężczyzna nie czuje się do końca komfortowo. Pan Emil ze śmiechem wspomina swoje zażenowanie, kiedy córki przychodziły do niego z różnymi, czasem typowo kobiecymi, problemami. „Moje córki, jak dorastały, były starsze i miały jakieś tam swoje problemy, to one czasem przychodziły do mnie rozmawiać o takich rzeczach, o których czasami się rozmawia tylko z mamą. Zwierzały mi się, opowiadały o takich swoich sprawach, a ja musiałem słuchać”. Mimo że dzielił z żoną bardzo wiele spraw i
doświadczył rzeczy, które w jego pokoleniu były zarezerwowane dla kobiet, pan Emil nadal czuje pewien niedosyt. „Jednak w tej pierwszej części życia dziecka, niemowlęcej i takiego wczesnego dzieciństwa to jednak kobieta spełnia tę ważniejszą funkcję, bo jednak mężczyzna w niektórych sytuacjach nic nie może zrobić. Bo na przykład karmić dziecka nie może” – mówi wyraźnie zmartwiony. Ojcowie narodu

Doświadczenia ciąży, porodu i macierzyństwa są dla mężczyzn dostępne jedynie pośrednio. Niektórzy z nich odgradzają się od tych zjawisk, inni robią wszystko, żeby być jak najbliżej nich. Pod względem podejścia do „kobiecych spraw” mężczyzn zaangażowanych w Ruch Krzewienia Duchowej Adopcji Dziecka Poczętego łączy jedna, bardzo ważna sprawa, w której to oni, a nie kobiety odgrywają główną rolę. „W moim przypadku i w przypadku moich kolegów każdy z nas ma taki jakby ciąg, taką sukcesję w tej sprawie. A to jest bardzo wielka sprawa, bo przecież nie od dziś wiadomo, że ilość dzieci stanowi wartość narodu, jego siłę, jego wielkość” – podsumowuje pan Józef, dając tym samym do zrozumienia, że właśnie społecznikowskiej pracy kilku pokoleń mężczyzn Polska zawdzięcza swój rozwój. Szczególnie rozwój demograficzny.

d43o9z3

Skupieni w ruchu mężczyźni nie ograniczają się więc do chęci decydowania o kobietach i ich sprawach. Mimo znacznego oddalenia od „kobiecej sfery” właśnie sobie gotowi są przypisywać zasługi za wyniki pracy i wysiłku, który kobiety wkładają w ciążę, poród i wychowywanie dzieci.

Ramka: Osoba decydująca się na duchową adopcję ślubuje podczas specjalnego nabożeństwa, że będzie przez dziewięć miesięcy codziennie modlić się w intencji poczętego dziecka, którego matka waha się, czy dokonać aborcji. Głównym celem modlitwy jest wpłynięcie na decyzję kobiety, a tym samym uratowanie życia jej dziecka. „Adoptować” można naraz tylko jedno dziecko, przy czym wybiera je sam Bóg – osoba podejmująca duchową adopcję nie wie, kim są rodzice i dziecko, za które się modli.

Klaudyna Świstow

d43o9z3
Oceń jakość naszego artykułu:
Twoja opinia pozwala nam tworzyć lepsze treści.

WP Wiadomości na:

Komentarze

Trwa ładowanie
.
.
.
d43o9z3
Więcej tematów