Maciej Lasek: nie trzeba przeliczać trajektorii samolotu
- Nie ma potrzeby przeliczania trajektorii samolotu - stwierdził Maciej Lasek w rozmowie w rp.pl. Wiceszef tzw. komisji Millera odniósł się do pomiarów prokuratury, która podała, że brzoza w Smoleńsku jest złamana wyżej niż podano w raporcie.
13.02.2013 | aktual.: 13.02.2013 20:49
W poniedziałek Naczelna Prokuratura Wojskowa podała, że brzoza, w którą 10 kwietnia 2010 r. uderzył samolot Tu-154M, została przełamana na wysokości około 6,66 m od podłoża. Tymczasem w opublikowanym w lipcu 2011 r. protokole z prac komisji badającej katastrofę, którą kierował ówczesny szef MSWiA Jerzy Miller, podano, że drzewo złamano na wysokości 5,1 m. Podobną wysokość - "około 5 metrów" - podaje też w swoim raporcie Międzypaństwowy Komitet Lotniczy (MAK).
Szef Państwowej Komisji Badania Wypadków Lotniczych uważa, że pomiary Naczelnej Prokuratury Wojskowej nie wykluczają tez zawartych w raporcie. - Nie mam powodu aby zmieniać swoje stanowisko. Na podstawie pomiarów przeprowadzonych przez członków komisji na miejscu zdarzenia stwierdzono, że samolot zderzył się z brzozą na wysokości 5,1 m. - mówi rp.pl Lasek.
W raporcie komisji Millera podano wysokość uderzenia w brzozę, które doprowadziło do oderwania końcówki skrzydła, a nie wysokość przełamania drzewa - tak szef PKBWL Maciej Lasek tłumaczy 1,5-metrową różnicę między danymi komisji i prokuratury.
- Podtrzymuję to, co napisaliśmy, bo to jest rzecz, którą zmierzyli nasi koledzy na miejscu zdarzenia. Oni określili punkt zderzenia na wysokość 5,1 m - powiedział Lasek. Dodał, że "666 cm, podane przez prokuraturę, to wysokość kikuta". Lasek - podobnie jak w poniedziałek prokuratura - zwrócił uwagę, że drzewo jest ucięte nieregularnie.
Przewodniczący Państwowej Komisji Badania Wypadków Lotniczych zaznaczył, że brzoza była okorowana. Jego zdaniem stało się tak, ponieważ tuż przed uderzeniem samolot zaczął się wznosić i skrzydło uderzyło w drzewo pod kątem. - Przy prostopadłym uderzeniu drzewo nie powinno być okorowane - zauważył Lasek.
- Jestem sobie w stanie wyobrazić, że pierwsze miejsce kontaktu skrzydła z drzewem jest niżej niż miejsce przełamania - powiedział Lasek. Podkreślił też, że pomiar drzewa wykonała na miejscu polska komisja. - Nie jest to pomiar wykonany przez Rosjan - dodał.
Według Laska różnice między wysokościami podawanymi przez komisję i prokuraturę nie oznaczają, że trzeba na nowo obliczać tor lotu Tu-154M z 10 kwietnia 2010 r.
Lasek zaznaczył, że zderzenie z brzozą nie było przyczyną katastrofy smoleńskiej. Jak napisano w raporcie komisji Millera, przyczyną katastrofy było zejście poniżej minimalnej wysokości - przy nadmiernej prędkości opadania, w warunkach atmosferycznych, które uniemożliwiały zobaczenie ziemi - oraz spóźnione rozpoczęcie procedury odejścia na drugi krąg. Obie te przyczyny doprowadziły do zderzenia z drzewem, oderwania fragmentu lewego skrzydła, co doprowadziło do utraty sterowności i zderzenia z ziemią.
Szef PKBWL powiedział w rozmowie z rp.pl, że dane osoby odpowiedzialnej za zmierzenie drzewa chroni ustawa Prawo lotnicze, a metod pomiarowych nie może ujawnić z uwagi na "brak dostępu do materiałów źródłowych oraz na zakres informacji, które decyzją Prezesa Rady Ministrów zostały upublicznione w Raporcie i Protokole wraz z załącznikami do nich".
Lasek w rozmowie z rp.pl przypomniał także, że media podawały różne wysokości złamania drzewa - "od nieskończonej wysokości czyli braku brzozy, poprzez 9 m, 7,7 m, na 666 cm kończąc". - Myślę, że warto jest poczekać w tym (i nie tylko tym) zakresie na zakończenie pracy przez zespół biegłych prokuratury wojskowej. Pozwoli to uniknąć odnoszenia się do nie zweryfikowanych informacji i wprowadzania w błąd opinii publicznej - podkreślił.
Brzoza przełamana na wysokości 666 cm
Naczelna Prokuratura Wojskowa poinformowała, że brzoza, w którą uderzył 10 kwietnia 2010 r. samolot Tu-154M, została przełamana na wysokości około 666 cm. Dodała, że drzewo "zostało przełamane w sposób nieregularny".
"Brzoza została przełamana na wysokości ok. 666 cm, licząc od poziomu podłoża, a nie jak wcześniej podano omyłkowo ok. 770 cm" - podała prokuratura.
Wcześniej media informowały, że według pomiarów biegłych powołanych przez polskich prokuratorów brzoza, o którą miał skrzydłem zahaczyć Tu-154M, jest złamana prawie trzy metry wyżej, niż napisano w raporcie końcowym z badań katastrofy przez komisję ówczesnego szefa MSWiA Jerzego Millera (gdzie wskazano wysokość 5,1 m). Media powoływały się na rosyjski protokół z oględzin miejsca katastrofy sporządzony jeszcze w dniu tragedii; cytowały też informację polskiej prokuratury, według której brzoza miała zostać złamana na wysokości 7,7 m.
Prokuratura przeprasza za pomyłkę
"Wojskowa Prokuratura Okręgowa w Warszawie przeprasza za błędne podanie danych, będące niezamierzonym efektem oczywistej omyłki rachunkowej. Omyłka ta wynikła z chęci jak najszybszego udzielenia odpowiedzi na pytanie dziennikarza" - napisał rzecznik prasowy NPW płk Zbigniew Rzepa w komunikacie. Dodał, że należy mieć na uwadze, że "drzewo zostało przełamane w sposób nieregularny oraz że rośnie na podłożu, które utrudnia precyzyjny pomiar".
Prokuratura wojskowa przypomniała jednocześnie, że od 17 lutego do 8 marca tego roku prokurator oraz polscy biegli będą uczestniczyć w Moskwie w badaniach fragmentów brzozy, które zostały ścięte i zabezpieczone przez polskich specjalistów w październiku zeszłego roku.
Podczas przeprowadzonych w październiku oględzin - jak dodała prokuratura - przeprowadzono pomiary brzozy "za pomocą przymiaru wstęgowego, wykorzystując do tego podnośnik hydrauliczny". "Do dalszych badań laboratoryjnych odcięto dwa fragmenty brzozy: z głównego pnia - od górnej części złamania w dół na odcinku o długości 156 cm; z części przełamanej również na długości 156 cm, mierząc od górnej części (...) złamania w kierunku wierzchołka drzewa" - podała NPW.
- Wysokość pnia brzozy, liczona od poziomu podłoża, po odcięciu odcinka o długości 156 cm, wynosi 510 cm. Średnica drzewa w miejscu jego ścięcia wynosi 52 cm - sprecyzował płk Rzepa. Wynika z tego, jak dodał, że do przełamania doszło na wysokości 666 cm.
Kpt. Marcin Maksjan z NPW sprecyzował, że podana w protokole z dokonanych w październiku oględzin średnica drzewa jest wartością z miejsca odcięcia przez biegłych zabezpieczonej części brzozy. - Średnicy drzewa w miejscu przełamania protokół oględzin nie zawiera, ale trzeba pamiętać, że to miejsce przełamania jest bardzo trudne do wymierzenia, ponieważ ma ono kształt nieregularny - dodał prokurator. Ocenił, że różnice w obu wartościach - z miejsca odcięcia i przełamania - nie powinny być znaczne.
Już w styczniu prokuratura informowała odnosząc się do zabezpieczonych w Moskwie fragmentów drzewa, że "z uwagi na charakter tego dowodu, jego niepodzielność, badanie będzie prowadzone wspólnie, przez polskich i rosyjskich biegłych".
W raporcie komisji Millera wysokość przecięcia brzozy określono na 5,1 m. "O godz. 6:41:02 na wysokości 1,1 m nad poziomem lotniska, w odległości 855 m od progu DS 26, samolot zderzył się lewym skrzydłem z brzozą o średnicy pnia 30-40 cm, w wyniku czego nastąpiła utrata około 1/3 długości lewego skrzydła. Spowodowało to wejście samolotu w niekontrolowany obrót w lewą stronę" - napisano w tym raporcie.
W sobotniej "Rzeczpospolitej" dr Jan Łukaszkiewicz z Katedry Architektury Krajobrazu ze Szkoły Głównej Gospodarstwa Wiejskiego w Warszawie oceniał, że "rozbieżności muszą wynikać z faktu, że drzewo na początku nie zostało dokładnie zmierzone, a jego parametry oszacowano".