Lustra czy reflektory?
0 „Memoriale” Episkopatu w sprawie lustracji, różnicy między historykiem i dziennikarzem i św. Cyprianie z III wieku z ks. prof. Edwardem Stańkiem rozmawia ks. Marek Gancarczyk
18.09.2006 14:20
Ks. Marek Gancarczyk: Ksiądz Profesor jest jednym z autorów „Memoriału” Episkopatu w sprawie współpracy niektórych duchownych z SB. Jak rozumie Ksiądz Profesor słowo „lustracja”?
Ks. Edward Staniek: – Jest to wezwanie do tego, by człowiek stanął przed lustrem prawdy. Zobaczył sam siebie w prawdzie i pozwolił na to, aby prawdziwa jego twarz była ujawniona.
A „dzika lustracja”?
– To jest przymusowa lustracja. Ktoś zmusza kogoś, ażeby stanął przed lustrem. Albo sam ujawnia to, co w tym lustrze widzi, bez jego zgody. To jest niemoralne.
Czyli nie można zmusić do lustracji?
– Nie wolno. Szanując wolność człowieka, trzeba, aby on sam zdecydował się stanąć przed lustrem i zgodził się na publikację prawdy o sobie.
A jeżeli ktoś nie chce stanąć przed lustrem, trwa w zakłamaniu, a jego działanie przynosi szkodę. Co wtedy?
– Od tego jest władza, która powinna go rozliczyć. Z punktu widzenia etycznego władza odpowiada za decyzje wobec takiego człowieka; nie ma jednak żadnej możliwości przymuszania, ażeby jego prawdziwa twarz była ujawnia-na bez jego zgody.
Co przy tworzeniu „Memoriału” stanowiło dla autorów największą trudność?
– Jakiejś większej trudności nie było, ponieważ „Memoriał” przekazuje prawdy objawione i podaje normy, jak należy zachować się w sytuacji, o której mowa. Kościół wielokrotnie przechodził przez podobne sytuacje. Ma wypracowane metody wypolerowania lustra, które w danym momencie historii jest potrzebne, ponieważ pojawiło się wielu ludzi, którzy mają podwójną twarz. Kościół to zna. Dla mnie wspaniałym przykładem jest św. Cyprian z połowy III wieku, który napisał traktat „O upadłych”. To była wówczas lustracja wobec ludzi, którzy popełnili publiczny grzech zaparcia się wiary. I trzeba było zrobić lustro, wezwać wszystkich, by przed nim stanęli i ponieśli konsekwencje przewidziane przez Kościół. Traktat św. Cypriana jest modelem dla dokumentu, który był przez komisję wypracowywany.
Można zatem powiedzieć, że trudny problem współpracy niektórych duchownych z SB nie jest niczym nowym dla Kościoła?
– Ależ oczywiście, że nie! Kościół ma za sobą różne formy grzechów swoich wiernych w dziesiątkach odmian. Teraz są one związane ze współpracą z SB.
W dokumencie zostało wyraźnie i jednoznacznie powiedziane, że każdy rodzaj współpracy był grzechem. Dlaczego?
– Dlatego że była to współpraca, której Bóg nie oczekiwał. To było wbrew Bogu. Są granice, które Bóg postawił. Jeżeli je przekraczamy, wtedy człowiek postępuje wbrew Bogu. Bóg w czasach represji zażądał od chrześcijan świadectwa wiary, prawdy, uczciwości. W tej sytuacji jakiekolwiek „donoszenie” było krętą ścieżką. Na czytelne świadectwo wiary czekali ludzie z SB, na to świadectwo czekał Bóg, na to świadectwo czekał Kościół. * Czy wobec oficera SB też trzeba było dać świadectwo wiary?*
– Oczywiście, że tak. Jeżeli świadkiem grzechu był esbek, to grzech był już publiczny. Znam ludzi, którzy podpisali dokument o współpracy, ale nigdy nic więcej na tym polu nie zrobili. Jednak samo podpisanie sprawiło, że oni nie byli odważni. Ktoś był bardzo dobrym człowiekiem, ale zawsze się bał, że kiedyś mu to wyciągną. Nie był odważny na ambonie, nie był odważny w dyskusji. Początkowo dziwiłem się, dlaczego ktoś nie ma odwagi. Ale kiedy mi wyznał, że kiedyś podpisał dokument o współpracy, zrozumiałem, że to było złamanie jego kręgosłupa. To mi wystarczyło.
Po ogłoszeniu „Memoriału” komentarze w mediach były raczej skromne. Jak Ksiądz myśli, dlaczego?
– Od samego początku mówiłem głośno, że media nie zainteresują się „Memoriałem”. Dlaczego? Przyczyna jest bardzo prosta. Żyjemy w świecie reflektorów rzucających światło na innych, a nie luster potrzebnych do zobaczenia siebie w prawdzie. Kiedy postawi się lustro przypominające podstawowe normy, następuje natychmiastowa ucieczka od niego. Stawiający to lustro w mediach wiedzą, że też muszą się w nim przeglądać. I dlatego media nie są zainteresowane przypominaniem norm. To nie jest ich zadanie, wręcz przeciwnie, robią wszystko, aby normy były zapomniane.
Jakie błędy popełniono przy tym, co potocznie nazywa się lustracją?
– Błąd popełniono na samym początku. Nie wydano prawa, które określiłoby jako złe, z punktu widzenia społecznego, działanie Służb Bezpieczeństwa. Ci ludzie nie zostali potępieni, nie zostali ukarani. Nie ma takiego prawa. Pracownicy SB spełniali swoje zadania i uważa się, że była to ich praca i za to należy im płacić do dnia dzisiejszego. Skoro prawo ich nie potępia, bo, zdaniem prawodawcy, nie robili nic złego, to na jakiej podstawie mamy mówić, że współpraca z nimi była zła?
Istnieje jednak dosyć powszechne przekonanie, że współpraca z SB była złem.
– Powszechne przekonanie nie wystarczy. Musi być jasno określone prawo. Dopiero kiedy zobaczymy, że tamci zostali ukarani, ponieważ występowali przeciwko narodowi, to zgodnie z logiką i ci, którzy z nimi współpracowali, też podlegają karze.
„Memoriał” zwraca się do dziennikarzy z mocnym apelem o odpowiedzialność. Co ma zrobić dziennikarz z wiedzą, którą pozyska o agencie?
– Dziennikarz szuka pokarmu, który chce przekazać ludziom. Historyk z prawdziwego zdarzenia zanim opublikuje, czyli przekaże opinii publicznej jakąś prawdę, siedzi nad tym kilka lat, bo wie, że im świeższe, bliższe wydarzenia i więcej dokumentów, to tym bardziej trze-ba być ostrożnym w przekazie tych wiadomości. Wystarczy, że ktoś napisze dużo na podstawie 400 stron, które ma do dyspozycji, a za trzy lata ktoś przyniesie mu pięć dodatkowych stron, które dotyczą tego samego, i trzeba będzie wszystko zmienić, bo te 5 stron odsłonią zupełnie inny mechanizm danej sprawy. Jest wielu dziennikarzy, którzy zbyt pochopnie przekazują wiadomość. Dziennikarze wielokrotnie mi mówili, że to jest informacja na dziś, a jutro będzie inna. Ale to podejście jest dalekie od odpowiedzialności * Czy to znaczy, że apel został wystosowany w próżnię?*
– Jeżeli dziennikarz jest odpowiedzialnym człowiekiem, musi wiedzieć, że na jego konto jest wpisana reakcja wszystkich odbiorców. To on bierze za to odpowiedzialność. Kiedy ta odpowiedzialność dochodzi do głosu, dziennikarz staje się maksymalnie ostrożny, aby nie skrzywdzić człowieka, o którym mówi, a tym bardziej nie wyrządzić krzywdy tym, którzy to usłyszą. Tu jest sedno sprawy. Dzisiaj o wiele bardziej rani się słuchaczy czy czytelników aniżeli tych, którzy są w takiej czy innej mierze winni. Bo oni i tak są zranieni od początku, bo noszą to w sumieniu. Natomiast dzisiaj ranimy niewinnych ludzi, których te wiadomości niszczą.
Czy są takie sytuacje, kiedy lepiej, by ludzie nie wiedzieli o grzechach innych?
– Oczywiście! Nigdy nie należy nagłaśniać grzechów. To jest podstawowa zasada. Nagłaśnianie zła jest kolejnym złem.
Ale dziennikarze są od informowania. Ludzie mają prawo wiedzieć o wszystkim, więc również o grzechu.
– Czy to jest rzeczywiście cel? Czy tak się buduje? Czy to jest twórcze? Kiedy cokolwiek robię, muszę się zastanowić, jaki to ma sens. A sens ma wtedy, kiedy to jest twórcze. Gdybym miał wydobywać z historii Kościoła, którą dość dobrze znam, same błędy, powstałby fałszywy obraz. Zawsze mówię, że w każdym, nawet najpiękniejszym domu musi być kloaka, musi być śmietnik, do którego zrzuca się nieczystości. Ale rozpoczynanie zwiedzania tego domu od kloaki i ocenianie wszystkiego pod jej kątem jest nieporozumieniem. Trzeba powiedzieć, że tam jest kloaka i na tym koniec. Po co w niej grzebać? Żeby cały dom był śmierdzący? To nieprawda, że ludzie mają wszystko wiedzieć. Co im to daje? Przekazana wiadomość jest pokarmem dla człowieka. Albo przekazany pokarm jest zdrowy i człowiek rośnie, albo podajemy mu truciznę i człowiek marnieje. Niestety, żyjemy w świecie mało odpowiedzialnych ludzi. Do nich należą współpracownicy SB i do nich należą ci, którzy dziś chcą ich kamienować. To wszystko.
ks. Edward Staniek
dr hab., profesor Papieskiej Akademii Teologicznej w Krakowie, patrolog, były rektor Wyższego Seminarium Duchownego w Krakowie, wiceprzewodniczący komisji teologiczno-duszpasterskiej „Pamięć i Troska”, ceniony kaznodzieja i rekolekcjonista.
Co z upadłymi?
Św. Cyprian urodził się na początku III wieku. Ochrzcił się jako dojrzały mężczyzna około 246 roku, a już dwa lata później został biskupem swego miasta, Kartaginy. Żył w bardzo niespokojnych czasach. Prześladowania chrześcijan przez cesarza Decjusza spowodowały, że przez pewien czas musiał ukrywać się w pobliżu miasta. Prześladowania te zrodziły poważny problem duszpasterski: co począć z tymi, którzy zastraszeni, wyparli się swojej wiary? Odrzucić? Przyjąć z powrotem na łono Kościoła? Konflikt doprowadził nawet do schizmy. Biskup Cyprian stanowczo odrzucił roszczenia tych, którzy domagali się natychmiastowego przyłączenia „upadłych” do społeczności wiernych. W piśmie De lapsis (O upadłych), wysłanym do wiernych w Rzymie, ubolewał nad odejściem w czasie prześladowania tak wielu braci od wiary, ale jednocześnie wyraźnie zaznaczył, że „ci, którzy złożyli ofiarę, i ci, którzy złożyli ofiarę kadzielną”, muszą, choć się nawrócili, odbyć surową, odpowiednią do ich przewinień, pokutę. 14 września 258 r., w czasach
prześladowania Waleriana, Cyprian został ścięty w pobliżu Kartaginy.