Łukaszence "puściły nerwy", dlatego stłumił protest?
Podczas niedzielnych wyborów prezydenckich na Białorusi doszło do daleko idących fałszerstw - ocenił na konferencji prasowej dyrektor Polskiego Instytutu Spraw Międzynarodowych Marcin Zaborowski. Według analityków PISM poparcie dla Łukaszenki spada.
20.12.2010 | aktual.: 20.12.2010 14:20
Według Zaborowskiego, sytuacja jest krytyczna, skoro doszło do protestów, manifestacji i użycia siły. - Wydarzenia z ostatniej nocy z Mińska każą przypuszczać, że stopień poparcia społecznego dla Alaksandra Łukaszenki systematycznie się obniża - powiedział dziennikarzom w siedzibie PISM analityk Łukasz Adamski.
- Wbrew oficjalnym zapewnieniom o 80% poparciu dla Łukaszenki należy przypuszczać, że poparcie dla niego i łączne poparcie dla kandydatów opozycji jest mniej więcej równe. Być może opozycja zdobyła nawet więcej głosów, ale tego nie da się zweryfikować - wskazał.
Jak dodał, "białoruski system wyborczy i białoruska państwowa komisja wyborcza są całkowicie niewiarygodne". - Trudno też przeprowadzać niezależne badania społeczne na Białorusi z uwagi na niechęć społeczeństwa do ujawniania opinii - przyznał.
Adamski podkreślił, że "brutalność, z jaką (niedzielny) protest został stłumiony, świadczy, iż prawdopodobnie władze Białorusi są pod coraz silniejszą presją". - Być może Łukaszence "puściły nerwy", chociaż nie było powodów do takiego zachowania się oddziałów specjalnych - dodał.
Analityk z PISM Anna Maria Dyner oceniła, że wydarzenia na Placu Niepodległości świadczą, że skala fałszerstw w wyborach "musiała być dość znacząca". Jak zauważyła, nawet sondaże powyborcze ośrodka TNS Ukraina, oficjalnie dopuszczonego do badań, wskazywały, że dwóch najważniejszych kandydatów opozycji: lider kampanii "Mów prawdę!" Uładzimir Niaklajeu i lider kampanii "Europejska Białoruś" Andrej Sannikau zebrali po ponad 6%, czyli znacznie więcej, niż podano w oficjalnych wynikach.
Jako przykład konkretnych naruszeń wyborczych Dyner wskazała wyniki wyborów w obwodach zamkniętych (szpitalach, więzieniach itp.), gdzie Łukaszenka dostał ponad 90% głosów. Według niej, świadczy to, że "najbardziej tam wybory były fałszowane".
Dyner wskazała też na przypadki, gdy wyborca od komisji dowiadywał się, że już teoretycznie uczestniczył w przedterminowym głosowaniu, przy czym po sprawdzeniu okazywało się, że na liście widniał inny podpis. Jak zauważyła, takie pojedyncze przypadki były przedstawiane w mediach białoruskich. Wydaje się jednak, że "w skali kraju może ich być więcej".
Według Dyner obserwatorzy zwrócili uwagę na przedterminowe głosowanie, które rozpoczęło się 14 grudnia. Czas między głosowaniem przedterminowym a właściwym jest bowiem okresem, gdy "zawsze dochodzi do największej liczby fałszerstw, dlatego że nie ma zabezpieczenia urn wyborczych". Jak zauważyła Dyner, "ludzie byli zmuszani do wcześniejszego głosowania". Dotyczy do głównie studentów w akademikach, którym grożono wyrzuceniem z domu studenckiego lub relegowaniem z uczelni, i żołnierzy, którzy "szli na rozkaz do komisji wyborczej".
Adamski zwrócił uwagę, że trwa dialog między Unią Europejską a Białorusią i że Mińsk jest żywotnie zainteresowany poprawą stosunków z UE. - Przez ostatnie dwa-trzy lata były pewne przejawy liberalizacji (...) warunków, w jakich działało białoruskie społeczeństwo obywatelskie oraz białoruska opozycja. (...) Dialog, który UE zintensyfikowała z Białorusią w 2008 r. doprowadził do drobnych postępów, a także zapewnił łagodniejszy przebieg kampanii wyborczej - zauważył analityk. Podkreślił, że wydarzenia w Mińsku "każą postawić duży znak zapytania nad perspektywami owego dialogu". - UE powinna zareagować stanowczo, jeśli nie chce stracić siły moralnego oddziaływania na społeczeństwo białoruskie - uznał Adamski.
Analityk PISM podkreślił, że w polsko-białoruskich stosunkach dwustronnych pozostaje do rozwiązania kwestia "legalizacji niezależnego Związku Polaków na Białorusi". Pozostaje też aspekt dalszej polityki UE wobec Mińska. - Polityka dialogu miała pewne konkretne osiągnięcia: fakt, że startowało dziewięciu opozycyjnych kandydatów, że mogli oni prowadzić kampanię wyborczą w sposób w miarę swobodny, to zwiększyło możliwości oddziaływania idei demokracji, praworządności, sprzeciwu wobec autorytaryzmu na społeczeństwo białoruskie - zaznaczył.