"Ludzie moralnie wartościowi nie czują się świętymi"
Nikt chyba trafniej nie ujął istoty moralności niż Leszek Kołakowski. I to nie dlatego, że ją definiował, opisywał, szukał znaczeń, badał w jej rozlicznych teoriach. Nie. On po prostu zawsze pisał o odpowiedzialności moralnej i mówił: nie uciekniesz! Żaden system, żadna wiara, żadne usprawiedliwienia nie zwolnią cię od niej. Jeśli myślisz, że jest inaczej, że wystarczy pan Bóg, kodeks etyczny, posłuszeństwo autorytetom lub teodycea - mylisz się. Istotą moralności i człowieczeństwa jest - prywatna odpowiedzialność.
27.07.2009 | aktual.: 27.07.2009 10:44
W "Etyce bez kodeksu" Kołakowski pisze, że w życiu każdego człowieka jest taki moment, kiedy dowiaduje się o dwóch sprawach. Jedną jest to, że świat jest zły, że są na nim wojny, krzywdzone dzieci, kobiety zmuszane do prostytucji i inne okropieństwa. Drugą to, że możemy się z tego świata wycofać. Możemy powiedzieć mu "nie", popełniając samobójstwo. Jeśli tego nie robimy - a z reguły tego nie robimy - to znaczy, że powinniśmy wziąć na siebie odpowiedzialność za ten świat. I nic nie jest już takie jak przedtem. Świat to spadek, który mamy nie tylko konsumować, kontemplować czy znosić go, lecz czuć się zań odpowiedzialni.
Odpowiedzialność ta jest - do pewnego stopnia - niezależna od sprawstwa. Nie możemy więc mówić, że nic nas nie obchodzi daleka wojna, bo nie mamy na nią wpływu, lub że mamy czyste ręce jeśli nie przyłożyliśmy się do czynienia zła. Musimy wiedzieć, że wszelkie zło tego świata jest powodowane przez istoty takie jak my. Jak każdy z nas. To w nas tkwi zarzewie zła. I mimo, że nie jesteśmy sprawcami, że nie zawsze możemy przeciwdziałać, nie pozostajemy bez winy. Bo jesteśmy ludźmi, a to ludzie ludziom gotują zły los.
Kołakowski w tym samym tekście pisał o złudnej wierze w kodeksy moralne. Pisał, że - po pierwsze - takie kodeksy są niemożliwe, bo nie da się po prostu ich skonstruować. Życie moralne jest bowiem tak złożone i tak niepowtarzalne, że nie można różnych przypadków rozstrzygnąć według zbioru zasad. Nawet świętych. Po drugie, nawet gdyby taki kodeks był możliwy, posłuszeństwo mu rozmijałoby się z tym co najcenniejsze w życiu moralnym: z wrażliwością i indywidualną odpowiedzialnością. Bo czasem trzeba złamać reguły, by ochronić jakąś wartość, czasem trzeba zawiesić ważność jakiejś wartości, by ochronić inną, czasem trzeba postąpić wbrew powinnościom, co nie znaczy, że wbrew wartościom, których powinności te chronią.
Jak mówił Kołakowski, w życiu moralnym nie istnieje symetria roszczeń i powinności. Istotą obowiązku moralnego nie jest bowiem jego uogólnialność, a jego ekskluzywność: czuję że jest moim obowiązkiem coś, czego zarazem nie mam prawa wymagać od innych. Życie moralne według Kołakowskiego jest jak świat, w którym jest sporo dziur. Zszywając jedną, powiększam inną. Poruszam się we mgle. Sztywne drogowskazy są fikcją. Za każdą decyzję, która rości sobie prawo do bycia moralną, ponoszę pełną odpowiedzialność i nigdy nie wiem, i nie dowiem się, czy była ona właściwa. Ta niepewność powoduje, że ludzie moralnie wartościowi nigdy nie czują się świętymi. I że święci nie zawsze są moralnie wartościowi.
Magdalena Środa specjalnie dla Wirtualnej Polski