Ludzie Michnika w TVP
"Gazeta Wyborcza" z 19 listopada zaatakowała TVP za obsadzanie "Wiadomości: dziennikarzami, którzy współpracowali z "Gazetą Polską". Sądząc po tonie artykułu – obecność w telewizji publicznej współpracowników "GP" to skandal niemieszczący się niezależnym redaktorom "Wyborczej" w głowach. O tym, że to ludzie Adama Michnika przez długie lata nadawali ton publicystyce i informacji w TVP, dziennikarze "GW" nie wspomnieli ani słowem.
23.10.2007 | aktual.: 23.10.2007 14:54
Przyczyną wyjątkowego oburzenia "Wyborczej" jest troje współpracowników "GP", którzy pełnić będą w TVP rolę researcherów (dokumentalistów) – a więc Filip Rdesiński, Karolina Wichowska i Urszula Radziszewska – oraz Piotr Czyszkowski z programu "Misja specjalna". Jak można wywnioskować z tekstu w "GW" – zatrudnienie wymienionych osób to wzmocnienie PiS-owskiej propagandy w mediach publicznych oraz zamach na obiektywizm i pluralizm telewizji. Na usta samo ciśnie się więc pytanie: jeśli troje współpracowników "Gazety Polskiej" może dokonać tak wielkiego dzieła dezinformacji, to jakie możliwości wpływu na orientację polityczną TVP miała "Gazeta Wyborcza", która od samego początku umieszczała tam swoich najważniejszych ludzi?
TV Wybiórcza
Przypomnijmy, że od połowy lat 90. aż do czasu afery Rywina obowiązywała w telewizji publicznej niepisana umowa, dotycząca podziału stanowisk w telewizji między SLD a centrolewicowym środowiskiem Unii Wolności, „Gazety Wyborczej” i „Polityki”. Podział był prosty: programy informacyjne przejęli postkomuniści i ich marionetki (np. Sławomir Jeneralski – prezenter „Wiadomości”, były agent służb PRL, potem poseł SLD), natomiast publicystyka i audycje kulturalne trafiły w ręce „demokratów” z Agory.
I tak: w latach 1994–1997 Jarosław Kurski (dziennikarz „GW” od 1992 r., obecnie zastępca redaktora naczelnego) prowadził w telewizji publicznej poprawne politycznie „Rozmowy Jedynki” – czyli przygotowywane pod odpowiednim dla „Wyborczej” kątem wywiady z politykami. Nieco później dołączył do niego kolejny znany dziennikarz „GW” – Witold Bereś, który w 1996 r. został mianowany szefem (!) działu publicystyki TVP1 (jaka byłaby reakcja gazety Michnika, gdyby to samo stanowisko objął dziś „anarchista” Piotr Lisiewicz?). W latach 2000–2002 Bereś zmienił front publicystyczny na kulturalny, a widzowie „Jedynki” mogli zapoznać się z przygotowanym przez niego cyklem filmów dokumentalnych pt. „Archiwum polskich wydarzeń kulturalnych”. Na czym polegały filmy Beresia? Na przedstawieniu najważniejszych momentów w polskiej kulturze od roku 1945 z właściwym komentarzem właściwych ekspertów, m.in. Jerzego Urbana, Włodzimierza Czarzastego (opowiadał o Jarocinie), Krzysztofa Teodora Toeplitza i Wojciecha Orlińskiego („GW”). O
pluralizmie Beresia najlepiej świadczy dobór komentatorów do odcinka poświęconego „Cesarzowi” Kapuścińskiego – byli to Mieczysław Rakowski (b. premier PRL), Marcin Meller („Polityka”), Artur Domosławski („GW”), Paweł Smoleński („GW”), Tomasz Łubieński (pisarz „salonu”) oraz Wojciech Giełżyński (reporter, były agent SB). Z Łubieńskim, a także z Kazimierą Szczuką, prowadził Witold Bereś również program „Dobre książki”, ukazujący się na antenie TVP1 od 2001 r.
W najlepszych latach współpracy między SLD a środowiskiem „inteligentów” (2000–2001) swoją autorską audycję w TVP miał mieć nawet sam Adam Michnik, ale wskutek narastającego konfliktu między Agorą i „grupą trzymającą władzę” projekt ambitnej audycji o historii najnowszej i kulturze został zarzucony. Nie wyklucza to jednak faktu, że wcześniej interesy Michnika z Robertem Kwiatkowskim (prezesował TVP w latach 1998–2004) układały się bardzo pomyślnie: naczelny „Wyborczej” w najlepszej porze oglądalności opowiadał w studiu o niebezpieczeństwie lustracji, występował wraz z Kwiatkowskim w programach rozrywkowych, wreszcie polecał mu swoich ludzi. A ponieważ od grudnia 1995 do kwietnia 1999 r. przewodniczącym KRRiT był Bolesław Sulik – prywatnie przyjaciel Adama Michnika – swobodny przepływ kadr między „GW” a TVP nie budził wątpliwości liczących się wówczas mediów. W telewizji publicznej „zahaczyli się” zatem tacy wieloletni dziennikarze „Wyborczej” jak Jacek Żakowski i Piotr Najsztub, którzy od 1997 r. prowadzili
w TVP słynny „Tok Szok” (w latach 2004–2005 Żakowski występował w „Jedynce” z własną, niezwykle stronniczą „Summą zdarzeń”). W tym samym czasie dla Telewizji Polskiej pracowała m.in. Maria Wiernikowska, znana korespondentka „GW”, czy reporter „Wyborczej” Wojciech Tochman, prowadzący w TVP1 od 1996 do 2002 r. program „Ktokolwiek widział, ktokolwiek wie”. W mediach nie słychać było też protestów, gdy inny dziennikarz z gazety Michnika – Tomasz Lipko – dołączył jakiś czas temu, tak jak niedawno Rdesiński i Wichowska, do ekipy przygotowującej telewizyjne „Wiadomości”. Zadziwiająca różnica w potraktowaniu obu tych przypadków wynika zapewne z tego, że Lipko ma odpowiednie, centrolewicowe poglądy (w sierpniu 2007 r. odszedł z tego powodu z TVP), oraz z długoletniej tradycji zatrudniania ludzi związanych z „Gazetą Wyborczą” w programach informacyjnych. Wystarczy wspomnieć choćby Macieja Stasińskiego (współpracownik „GW”, brat wicenaczelnego tej gazety), który w 1994 r. objął wpływową posadę szefa sekcji zagranicznej
w „Wiadomościach”, czy Jerzego Modlingera, korespondenta TVP na Litwie. Niepokoje redaktor Kublik
Dziennikarze „Gazety Wyborczej” współpracowali nie tylko z TVP, ale i z innymi mediami publicznymi – o czym redaktor Agnieszka Kublik, odpowiedzialna za tekst o rzekomym przejmowaniu przez „GP” telewizji, również dziwnym trafem nie chce pamiętać. Dla przykładu: Mikołaj Lizut prezentował w programie III Polskiego Radia „Salon prasowy Trójki” (w 2005 r.), a Monika Olejnik – koleżanka Agnieszki Kublik – wiele lat prowadziła w tej samej stacji rozmowy z politykami. Powodów, dla których autorka tekstu w „Wyborczej” tych wszystkich rzeczy nie zauważa, ostrzegając za to czytelników przed współpracownikami „Gazety Polskiej”, można się jednak domyślać. Agnieszka Kublik krytykuje bowiem każdego dziennikarza, który ośmielił się zarzucić cokolwiek towarzystwu Michnika – niezależnie czy jest to Filip Rdesiński z „GP”, czy Piotr Czyszkowski z telewizyjnej „Misji specjalnej” (według pani redaktor „Misja” to „program propagandowy przypominający najgorsze czasy PRL-owskiej propagandy”).
Charakterystyczny jest tu tekst z „GW” (1994 r.), w którym Kublik zaatakowała Barbarę Czajkowską, prowadzącą w TVP2 wieczorne rozmowy z politykami. Przyczyną ataku było zbyt ostre potraktowanie przez Czajkowską Aleksandra Halla, byłego wiceprzewodniczącego Unii Demokratycznej – który podobnie jak dzisiejsi negatywni bohaterowie „Misji specjalnej” znajdował się wówczas pod ochroną „Wyborczej”. Reakcja Agnieszki Kublik była natychmiastowa: „Program oglądałam z niedowierzaniem. Zwykle kulturalna, a nawet czasami przesadnie szafująca grzecznościowymi formułkami Barbara Czajkowska pokazała się wczoraj z całkiem innej strony. Kąśliwe uwagi, niestosowne komentarze, ironiczne miny! Nie była to rozmowa dziennikarza z politykiem. Czajkowska – jak zwykle dobrze przygotowana – zachowywała się jak prokurator, który z zasady podważa wszystko, co mówi świadek, i równocześnie jak sędzia wydający wyrok”.
Grzegorz Wierzchołowski, Anna M. Sekretarska