Lublinianie w szponach hazardu
Problemy Pawła z Lublina zaczęły się niewinnie. - Ze znajomymi z pracy grywaliśmy czasami w pokera. Zawsze lubiłem karty. Ale wtedy to nawet nie graliśmy na pieniądze. Ot, tak - dla zabawy i zabicia czasu - wspomina. - Kiedyś ktoś zachęcił mnie, żeby pograć na automacie. Wygrywałem i mnie wciągnęło. Potem pojawiły się pierwsze niezapłacone rachunki, rosły długi. Opamiętałem się, kiedy zostawiła mnie narzeczona. Chociaż też nie od razu.
12.10.2009 | aktual.: 12.10.2009 11:32
Mikołaj pochodzi z małego miasta na Lubelszczyźnie. Nie gra od ponad trzech lat. - Wcześniej było wszystko - karty, zakłady, maszyny. Potrafiłem wymykać się z pracy, żeby pograć. Prawie mnie zwolnili. Doszło do tego, że wyciągałem pieniądze od dzieci. Jak nie grałem, bo brakowało kasy, to miałem delirium jak alkoholik na odwyku. Zacząłem mieć myśli samobójcze.
Do leczenia zmusiła go żona. - Małżeństwo udało mi się uratować, ale ze starszym synem relacji już raczej nie odbuduję - przyznaje Mikołaj. - Nie mogę też dziś stwierdzić, że na pewno nie wrócę do grania. Nałóg da się zaleczyć, ale nigdy się z tego nie wychodzi do końca - podsumowuje.
Ostatnio najbardziej popularnymi maszynami do gry są tzw. automaty o niskiej wygranej, czyli „jednoręcy bandyci”. Zgodnie z przepisami, jednorazowo można na nich wygrać do 15 euro. - To bzdura, łatwo można to obejść - twierdzi Mikołaj.
W ciągu ostatnich czterech lat ich liczba wzrosła w Polsce co najmniej dwukrotnie. Są wszędzie - na bazarach, stacjach paliw, dworcach, w kioskach. Na Lubelszczyźnie jest ponad 2 tysiące punktów, w każdym może być od jednego do trzech automatów.
Ze wzrostem popularności „bandytów” rośnie także liczba osób, które nad graniem przestają panować. Dr Bernadeta Lelonek w obronionej na KUL pracy doktorskiej opublikowała wyniki badań dotyczących zapalonych graczy na automatach. Okazało się, że cechy uzależnienia wykazuje 70 proc. z nich. Grają różni ludzie, w różnym wieku. - Najgorsze, że nie ma nad tym kontroli. Na maszynach bawią się nawet 12-letnie dzieci - mówi Mikołaj.
- Automaty to jedna z najbardziej wciągających gier - są łatwo dostępne, dają szybkie wygrane, mają dynamiczne tempo, dużo świateł, kolorów - wyjaśnia Andrzej Pierzchała, psycholog z Ośrodka Leczenia Uzależnień w Lublinie. - Oczywiście nie wszyscy wpadają w nałóg. To dotyczy ludzi w trudnej sytuacji, wtedy gra coś im załatwia, rozwiązuje jakiś problem. Jak ktoś funkcjonuje idealnie, to się nie uzależni - mówi .
- To jest nałóg jak każdy inny, dający nadzieję na lepsze samopoczucie, powodzenie, to swego rodzaju proteza szczęścia - uważa dr Ireneusz Siudem, psycholog z UMCS.
Andrzej Pierzchała w swojej pracy zetknął się z wieloma trudnymi przypadkami. - Najbardziej dramatyczne są te, które kończą się śmiercią. Ludzie nie dają sobie rady z problemami, długami i targają się na swoje życie - mówi.
Poza wszystkim automaty do gier to dochodowy biznes. Jedna maszyna może miesięcznie przynieść zysk w wysokości od kilkuset do nawet 10 tys. zł. W ubiegłym roku Polacy zostawili w kasynach, salonach i kolekturach totolotka ok. 17 mld zł, czyli blisko 40 proc. więcej niż rok wcześniej. Najszybciej rozrasta się rynek gier o niskich wygranych - do automatów trafia 40 proc. pieniędzy, jakie Polacy wydają na hazard.
Gdzie szukać pomocy
Ośrodek Leczenia Uzależnień w Lublinie, ul. Karłowicza 1, (81) 532 29 79. Informacje można znaleźć też na www.hazardzisci.org.