Łowienie Niemca
Rodzina Gauditzów z Eisenhüttenstadt
przyjeżdża na ryby do Polski. W Niemczech na wędkowanie nie byłoby
jej stać. Po wejściu Polski do Unii Europejskiej w przygranicznym
Gubinie karierę robią zakłady usługowe, basen, obozy dla
płetwonurków, nawet prowizoryczne kino. Niemcy twierdzą, że po 1
maja mniej boją się Polski. A Polacy przyznają, że coraz lepiej
rozumieją potrzeby niemieckich gości - pisze "Gazeta Lubuska".
Rodzina Gauditzów czwartkowe przedpołudnie spędziła na brzegu łowiska w podkrośnieńskim Dychowie. Ludzie są tu sympatyczni, jest czysto i... tanio - mówi Petra Gauditz. Jak żartuje P. Gauditz, od dwóch miesięcy więcej czasu spędza w Polsce niż w Niemczech. Sanatorium w Ciechocinku, lekarz, zakupy, tankowanie samochodu, wizyty u polskich znajomych... Teraz wakacje spędza u niej dwoje dzieci z zaprzyjaźnionej polskiej rodziny. My jesteśmy w takiej mniejszej, rodzinnej unii - dodaje. Żeby tylko jeszcze gdyby ten wasz język był łatwiejszy....
Co najmniej równie zachwycony jest właściciel łowiska Franciszek Nowak. Wokół stawu aż gęsto od wędkarzy, niemal wszyscy mówią po niemiecku. On tylko dba o to, aby systematycznie do wody trafiły wyrośnięte ryby. Klient zza Nysy nie lubi odchodzić z pustą siatką - podkreśla "Gazeta Lubuska".
Między ceną wędkowania w Polsce i w Niemczech jest przepaść - tłumaczy Horst Waldbrandt. U nas muszę zdać egzamin, opłacać składkę, wykupić licencję i płacić za każdy kilogram złowionych ryb. A rzucam wędkę rzadko i ta przyjemność byłaby dla mnie za droga. W Polsce płacę tylko za złowione ryby, np. 13 zł za kilogram pstrągów. To okazja - dodaje. (PAP)