Polska"Łowcy skór" rządzili pogotowiem

"Łowcy skór" rządzili pogotowiem

Od końca lat 90. do 2001 r. w łódzkim
pogotowiu nie rządził ówczesny dyrektor tej placówki, ale
dyspozytor Tomasz S. - wynika z zeznań lekarki łódzkiego
pogotowia, która zeznawała w procesie tzw. łowców skór.
Prokuratura nie wyklucza przedstawienia b. dyrektorowi zarzutu w
tej sprawie.

21.09.2005 | aktual.: 21.09.2005 18:56

Z przedstawionej przez świadka statystyki zgonów pacjentów w latach 2000-2001 wynika, że blisko połowa zgonów, które nastąpiły w trakcie udzielania pomocy przypadała na dwa zespoły, w których jeździli oskarżeni w tej sprawie sanitariusze. Relacjonowała też, jak od jednego z lekarzy usłyszała, że sanitariusze "w dyżurce licytują się, który więcej zabił".

W procesie toczącym się przed Sądem Okręgowym w Łodzi na ławie oskarżonych zasiada dwóch b. sanitariuszy i dwóch b. lekarzy pogotowia ratunkowego. Według prokuratury zeznająca w środę lekarka to jeden z kluczowych świadków oskarżenia. To jeden z tych sprawiedliwych lekarzy, dzięki którym ten proces ma taki kształt - powiedział prokurator Robert Tarsalewski.

Z zeznań lekarki Renaty W.-K., która od kilkunastu lat pracuje w łódzkim pogotowiu, wynika, że ówczesny dyrektor placówki Ryszard Lewandowski wiedział o procederze handlu informacjami o zgonach pacjentów, o zwiększonym zużyciu pavulonu w dwóch zespołach pogotowia. Świadek zeznała, że to od niego dowiedziała się o zwiększonym zużyciu leków zwiotczających.

Według niej w 2001 r. atmosfera z powodu korupcji w pogotowiu "stała się nie do zniesienia" i związki zawodowe pielęgniarek i lekarzy zaczęły protestować przeciwko dyrektorowi, który w końcu musiał odejść. Jak relacjonowała lekarka, dyspozytor Tomasz S. wielokrotnie mówił, że "ma coś" na ówczesnego dyrektora pogotowia, a wszystkie restrukturyzacje przeprowadzone w placówce pod koniec lat 90. były właśnie jego pomysłami i służyły "destabilizacji tego, co dzieje się w pogotowiu i uniemożliwieniu przeprowadzenia kontroli".

Świadek mówiła, że S. kierował ruchem karetek "jak chciał", a jego praca budziła ogromne zastrzeżenia. Chodziło m.in. o opóźnianie wyjazdów karetek, przetrzymywanie wizyt, wydłużanie czasu dojazdu. Wydaje się, że było to celowe działanie, bo na takie wizyty jeździły ulubione zespoły Tomasza S. - mówiła. Jej zdaniem, S. robił to świadomie, powodując zagrożenie życia pacjentów, i było to związane z handlem informacjami o zgonach.

Według lekarki zjawisko handlu informacjami o zgonach było wygodne dla dyrektora pogotowia, "bo nie musiał dawać podwyżek przez wiele lat".

We wrześniu 2001 r. lekarka po raz pierwszy spotkała się z plotkami nt. uśmiercania pacjentów pavulonem; kilka miesięcy później jeden z lekarzy zapytał ją, czy słyszała, że w jednym z zespołów - W1 - podaje się pavulon. Miał powiedzieć, że to wszyscy wiedzą, bo sanitariusze Andrzej N. i Karol B. "w dyżurce oficjalnie się licytują, który więcej zabił". Pod koniec 2001 r. na polecenie nowego dyrektora pogotowia lekarka kontrolowała nadmierne zużycie pavulonu przez zespoły wypadkowe. Kontrola wykazała, że zespoły W1 i W2, w których jeździli oskarżeni sanitariusze, zużywały duże ilości pavulonu, a recepty, na podstawie których lek był pobierany z magazynu, były przez nich fałszowane. Porównano je z odpowiednimi kartami zleceń wyjazdów zespołów. Okazało się - jak zeznała - że nie było w nich wpisywane użycie pavulonu, a wyjazdy dotyczyły np. biegunki. Później sprawdzano wszystkie zlecenia wyjazdu, które kończyły się zgonem. Wnioski były porażające. Jej zdaniem, bardzo rzucało się w oczy, że stan tych pacjentów
był stabilny i w większości byli oni przytomni. Ich stan pogarszał się gwałtownie w chwili przybycia pogotowia.

Przedstawiła też statystyki zgonów pacjentów w latach 2000-2001. Okazało się, że blisko połowa zgonów, które nastąpiły w trakcie udzielania pomocy, przypadała tylko na dwa z 17 zespołów. W obu jeździli oskarżeni sanitariusze; najczęściej z lekarzami, którzy również odpowiadają w tym procesie. Z danych wynika np., że w 2001 r. zespół W1 na czterech zmianach zanotował 24 zgony w trakcie udzielania pomocy; wszystkie nastąpiły na zmianie oskarżonego Andrzeja N. Liczba tych zgonów gwałtownie zmalała, gdy jesienią 2001 r. wycofano pavulon z apteczek karetek.

Sąd dociekał, czy pavulon, który wyciekał z pogotowia, mógł być wykorzystywany np. przez ginekologów do nielegalnych aborcji, czy przez weterynarzy. Według świadka, w żadnych z tych przypadków nie ma on zastosowania. To, do czego może on służyć? - pytał sędzia Jarosław Papis. Tylko jedno mi przychodzi do głowy. Do uśmiercania pacjentów - odpowiedziała lekarka.

Sąd odrzucił wniosek obrońcy sanitariusza Karola B. o zmianę aresztu na inne środki zapobiegawcze. Prokurator Tarsalewski powiedział dziennikarzom, że nie wyklucza przedstawienia zarzutów w śledztwie byłemu dyrektorowi pogotowia. Jeszcze nie skończyliśmy postępowania. To jest olbrzymie śledztwo, tutaj jest tylko jego fragment - przyznał.

Byli sanitariusze Andrzej N. i Karol B. są oskarżeni o zabójstwa w latach 2000-2001 pięciu pacjentów poprzez podanie im pavulonu (leku zwiotczającego mięśnie). Przed sądem nie przyznali się do popełnienia zbrodni (N. przyznał się do nich w trakcie śledztwa). Obaj przyznali się jedynie do brania pieniędzy od firm pogrzebowych za informacje o zgonach oraz fałszowania recept na pavulon.

Do winy nie przyznają się również lekarze Janusz K. i Paweł W., których prokuratura oskarżyła o narażenie 14 pacjentów na bezpośrednie niebezpieczeństwo utraty życia i nieumyślne doprowadzenie do ich śmierci oraz branie łapówek od zakładów pogrzebowych. B. sanitariuszom grozi dożywocie; b. lekarzom, którzy odpowiadają z wolnej stopy, do 10 lat więzienia.

Dotąd sąd przesłuchał już kilkudziesięciu świadków, m.in. byłych i obecnych pracowników pogotowia, lekarzy z łódzkich szpitali oraz członków rodzin zmarłych pacjentów. Natomiast prokuratura zapowiada kolejne akty oskarżenia w aferze "łowców skór".

Źródło artykułu:PAP
Wybrane dla Ciebie
Komentarze (0)