PolskaLotnisko ewakuowane przez... etui na długopisy

Lotnisko ewakuowane przez... etui na długopisy

Etui na długopisy marki Parker spowodowało ewakuację z hali odlotów i przylotów łódzkiego lotniska.

04.02.2010 | aktual.: 04.02.2010 10:07

W małym futerale nie było ani drogich długopisów, ani tym bardziej bomby - feralne etui okazało się puste. Skończyło się na strachu.

Zamieszanie zaczęło się przed godz. 19 i trwało prawie godzinę. - Etui leżące na stoliku zauważył wartownik służby ochrony lotniska - mówi Katarzyna Dobrowolska, rzecznik portu im. Reymonta. - Ponieważ w pobliżu nie było nikogo, kto przyznałby się do pudełka, w trosce o bezpieczeństwo pasażerów, nasze służby powiadomiły grupę rozpoznania pirotechnicznego komendy miejskiej, która stacjonuje przy ul. Pienistej.

Pasażerowie natychmiast musieli opuścić terminal nr 2, gdzie znaleziono etui. Wyprowadzono ich do budynku nr 1 - siedziby władz lotniska.

- Zajmowałem stolik obok tego, na którym leżało pudełko. Nie wiem, kto je zostawił i nie przypuszczałem, że może być groźne. Nagle przyszedł facet w mundurze i w zdecydowanych słowach kazał nam opuścić halę - opowiada Paweł Rogoski, warszawianin, który z Łodzi wybierał się w lot do Edynburga.

- Samolot ze Szkocji wylądował u nas o godz. 20.05, kiedy było już po ewakuacji. Do Edynburga wystartował 25 minut później, czyli zgodnie z planem. Do innego budynku musiało przejść kilkadziesiąt osób, które przyszły na odprawę przed lotem do Szkocji. Ta właśnie miała się zacząć, gdy strażnik zauważył pudełko - opowiada Katarzyna Dobrowolska. Rzeczniczka dodaje, że łącznie do Edynburga poleciało około 120 osób. Napięcie na lotnisku opadło, gdy jeden z pirotechników dokładniej przyjrzał się etui leżącemu na blacie stołu, który został otoczony taśmami.

- Pudełko było uchylone. Pirotechnik zobaczył, że po prostu nic w nim nie ma i podniósł etui - mówi młodszy aspirant Adam Kolasa z biura prasowego Komendy Wojewódzkiej Policji.

Pracownicy lotniska nie ujawnili w środę, czy po etui zgłosił się w końcu właściciel, zaś policja nie miała tej informacji w dokumentacji z przeprowadzanych na miejscu czynności.

Sporo szczęścia w tym zamieszaniu mieli pasażerowie lotu do Nottingham. Odprawa lecących tym kursem osób miała zacząć się dokładnie w tym czasie, w którym odkryto "bombę", ale ich samolot przyleciał wcześniej. W chwili ogłoszenia alarmu wszyscy siedzieli już na pokładzie samolotu.

Wobec szczęśliwego obrotu sprawy nie było potrzeby użycia robota służącego do neutralizacji ładunków wybuchowych, który od końca stycznia jest własnością Straży Granicznej na lotnisku.

Oficjalne wydanie internetowe* www.polskatimes.pl/DziennikLodzki*

Wybrane dla Ciebie
Komentarze (0)