"Lot na inne lotnisko byłby dodatkowym opóźnieniem"
Z Witoldem Filusem, pilotem z 30-letnim stażem, rozmawia Teresa Semik.
12.04.2010 | aktual.: 13.04.2010 09:06
Czy pasażerowie prezydenckiego samolotu, który się rozbił w Smoleńsku, cierpieli?
- Nie sądzę. Wszystko działo się w ułamkach sekundy.
Uświadomili sobie grozę sytuacji?
- Zbyt krótki czas, a jeśli nawet, nie zdążyli się przestraszyć. Było po wszystkim.
A piloci?
- Oni mieli większy ogląd sytuacji, ale przy tych prędkościach, jakie miał samolot, też nie było czasu na długotrwałe przerażenie.
Jakie są pana subiektywne odczucia na temat przyczyn tej katastrofy?
- Moim zdaniem winą nie należy obarczać pilotów. Śmiem przypuszczać, że obecna katastrofa miała coś wspólnego z wypadkiem wojskowego samolotu CASA, który rozbił się w okolicy Mirosławca. Tam też piloci chcieli koniecznie wylądować bez względu na warunki pogodowe, by wszyscy mieli blisko do domu. Niestety, chyba nie wyciągnięto z tamtej katastrofy odpowiednich wniosków.
Sądzi pan, że naciskano na pilota prezydenckiego Tupoleva TU-154, by koniecznie lądował w Smoleńsku?
- Nie można tego wykluczyć. Była presja czasu. Samolot wystartował z Warszawy z opóźnieniem. Lot na zapasowe lotnisko tylko to opóźnienie potęgował.
Co to za pilot, który poddaje się presji otoczenia i ryzykuje nie tylko swoim życiem? Czy w lotnictwie cywilnym dochodzi do tego typu wypadków?
- Nie, a przecież wykonujemy codziennie tysiące połączeń. Za łamanie przepisów piloci ryzykują utratą licencji. Pilot wojskowy chyba jest między młotem a kowadłem. Jeśli poleci na zapasowe lotnisko, może usłyszeć, że mógł spróbować wylądować, ale nie podjął ryzyka. Wielu nie ulegnie tej presji, a ktoś może tak.
Pilot prezydenckiego Tupoleva TU-154 zaryzykował lądowaniem we mgle?
- Są lotniska, jak na przykład Monachium, gdzie często występuje mgła, i to nie są żadne warunki nadzwyczajne. Istotne jest dobre oprzyrządowanie, które pozwala lądować w tych warunkach.
Wiemy już, że na lotnisku wojskowym w Smoleńsku nie było ILS (Instrument Landing System), czyli radiowego systemu nawigacyjnego, który wspomaga precyzyjne lądowanie samolotu w warunkach ograniczonej widzialności i niskiego zachmurzenia.
- Nie znamy jednak warunków, jakie obowiązywały i panowały na tym lotnisku, a to jest podstawowa informacja. Jeżeli, na przykład, widzialność pozioma ma być nie mniejsza niż 600 metrów, a pułap chmur nie niższy niż 300 metrów, to każde przekroczenie tych wartości jest już ryzykiem. Myślę, że piloci TU-154 zaryzykowali i się nie udało. Mogło, ale tym razem było inaczej.
Trudno nie spytać, dlaczego się nie udało?
- Z telewizyjnych relacji wynika, że w pobliżu pasa był duży budynek. Może pilot pomyślał, że to początek pasa, który w tej mgle wyłonił mu się nagle z lasu. Zniżył lot, a przy tych prędkościach zmiany następują prędko.
Jeden ze świadków zauważył, że lewe skrzydło samolotu było obniżone.
- Może próbował zrobić lekki skręt. Nie wiemy, ile razy podchodził do lądowania, bo na ten temat są sprzeczne informacje. To jest duży, prędki samolot. Pilot w tej mgle musiał trafić na początek pasa, by zdążyć wyhamować. Może popełnił jakiś drobny błąd, może wystąpiła usterka maszyny, tego nie wiemy. Niemniej w moim odczuciu decydująca w tych okolicznościach była presja czasu.
Jest pan pilotem PLL Lot. Też pan w takich sytuacjach ryzykuje?
- Nie ma takich opcji w lotnictwie cywilnym. Po pierwsze, jeżeli nie ma warunków do lądowania, po prostu się nie startuje. Po drugie wybiera się lotnisko zapasowe bez dyskusji i zastanawiania się nad czasem - samolot się spóźni czy nie. Po trzecie, jeżeli warunki pogodowe do lądowania mogą się zmienić, można wziąć odpowiednio więcej paliwa i oczekiwać nad lotniskiem do momentu takiej poprawy warunków atmosferycznych, które umożliwią bezpieczne podejście do lądowania. Śledząc wydarzenia w Katyniu można było odnieść wrażenie, że to zamglenie po pewnym czasie ustąpiło. Być może prezydencki TU-154 mógł przeczekać złe warunki w powietrzu, jeśli nie było presji czasu, by wylądować jak najszybciej, bo przecież uczestnicy uroczystości już czekają. Na to wygląda, że wariant zapasowego lotniska w ogóle nie był brany pod uwagę.
Skoro samolot wystartował do Smoleńska z opóźnieniem, jest możliwe, żeby pilot nie znał aktualnych warunków pogodowych w miejscu lądowania?
- Tego sobie nie wyobrażam. Warunki pogodowe można aktualizować cały czas.
Polecamy w wydaniu internetowym www.polskatimes.pl/DziennikZachodni: Spotkania Medyczne Krystyny Bochenek będą kontynuowane