Łódzcy dilerzy pracują niczym akwizytorzy
Na łódzkich ulicach pojawiły się nowe niebezpieczne narkotyki, przypominające działaniem amfetaminę i marihuanę. Ich dilerzy są nieuchwytni dla policji. Zamiast sprzedawać prochy w bramach, handlują narkotykami przez telefon, niczym rasowi przedstawiciele handlowi.
03.10.2009 | aktual.: 05.10.2009 11:18
Skrzyżowanie Piotrkowskiej z Zamenhofa. Przy chodniku zatrzymuje się osobowy seat. Wysiada z niego mężczyzna. Ubrany jest w dżinsy, białą koszulę z długim rękawem, starannie wyczyszczone buty i okulary przeciwsłoneczne na nosie. Szybkim krokiem idzie do jednej z knajp. Dosiada się do drugiego mężczyzny. Rozmawiają krótko. Na koniec podają sobie ręce i rozchodzą się każdy w swoją stronę.
- Tak wygląda większość transakcji narkotykowych w Łodzi. Dilerzy nie stoją już przy bramach, nie kręcą się po klubach. Sprzedają towar na telefon. Można się z nimi umówić nawet na forum internetowym - mówi nasz informator, 29-letni bankowiec z Łodzi.
Dilerzy działają jak rasowi przedstawiciele handlowi. Dbają o stałych klientów, którym, przy zakupie większej partii narkotyków, oferują gratisy i promocyjne ceny. Cały czas poszerzają swoją ofertę. Z naszych informacji wynika, że w Łodzi pojawiły się dwa nowe narkotyki. Pierwszy z nich to "masakra", przypominająca działaniem marihuanę. Drugi narkotyk nosi nazwę "piko".
- "Piko" to nazwa potoczna leku sprzedawanego legalnie w Czechach i Słowacji, o działaniu zbliżonym do amfetaminy - mówi Joanna Kącka z Komendy Wojewódzkiej Policji w Łodzi.
Jednak, zdaniem Dawida Chojeckiego z Krajowego Biura ds. Przeciwdziałania Narkomanii, "piko" to nie nowy narkotyk, a wcielenie metamfetaminy.
- To siostra amfetaminy, rozpowszechniona głównie na południu Polski. Bywa używana w czasie imprez, podczas nauki i w sytuacjach wymagających zwiększonej koncentracji. "Piko" to jej nowa, uliczna nazwa - tłumaczy Chojecki.
Zmiana nazwy używki może służyć zwiększeniu zysków dilerów, tym bardziej że w Polsce nie ma programów zwalczających obrót tym narkotykiem.
Policjanci tego nie komentują, ale przyznają z kolei, że liczba transakcji narkotykowych wzrasta. Z policyjnych statystyk wynika, że tylko w pierwszym półroczu tego roku łódzcy policjanci stwierdzili aż 1255 przestępstw narkotykowych. To o blisko 450 spraw więcej niż w analogicznym okresie ubiegłego roku. Podobnie wygląda sytuacja w całym województwie, gdzie liczba spraw narkotykowych wzrosła o jedną trzecią.
Ostatnio policjanci na prywatnej posesji pod Pajęcznem zlikwidowali nielegalną plantację konopi indyjskich. Kryminalni zabezpieczyli prawie 600 krzewów marihuany. Jej wartość na czarnym rynku sięgała ok. 300 tys. złotych. Zatrzymanemu właścicielowi uprawy grozi nawet do 8 lat więzienia.