Łódź drugą Dolinę Krzemową?
Gillette, Bosch, Philips – wszyscy inwestują w Łodzi. Wysokie bezrobocie i niskie płace okazują się szansą dla tego miasta. Gdyby jeszcze łodzianie chcieli w to uwierzyć! - pisze w "Polityce" Piotr Stasiak.
– Za kilka lat będziemy tu mieć drugą Dolinę Krzemową – twierdzi z kolei Krzysztof Makowski, wojewoda łódzki. Według niego, już wkrótce o mieście znów będzie głośno. Do inwestowania w regionie przygotowują się duże międzynarodowe koncerny. Philips przenosi tu z Irlandii centrum rozliczeń księgowych. – Już dziś pracuje 120 osób. Docelowo będziemy zatrudniać ponad 500 ludzi i obsługiwać całą Europę – mówi Bogdan Rogala, prezes Philips Polska. Gillette ma zamknąć dwa spore zakłady w Wielkiej Brytanii oraz część w Niemczech i kosztem 120 mln euro wybudować nowe w Łodzi. Swoje centra telefoniczne i infolinie umieszczają tu banki i firmy telekomunikacyjne.
Fabrykanci z powieści Reymonta budowali w Łodzi, bo było tam dużo taniej siły roboczej. Dziś ta siła jest nie tylko tania, ale i wykwalifikowana. Na dziesięciu wyższych uczelniach studiuje 100 tys. młodych ludzi. Firma Merloni Indesit jeszcze w czasie nauki wyszukuje wśród najzdolniejszych studentów politechniki przyszłych inżynierów. Wysokie bezrobocie gwarantuje, że chętnych do pracy nie zabraknie.
Nowe zakłady to szansa na przetrwanie i kilka tysięcy miejsc pracy. Zdaniem ekspertów te inwestycje nie na wiele się zdadzą, jeżeli rząd nie zacznie realizować planu rozwoju regionu. Zdaniem prof. Tadeusza Markowskiego, dziekana Wydziału Zarządzania Uniwersytetu Łódzkiego, miasto padło ofiarą krótkowzrocznej polityki, braku planowania i konsekwencji rządzących. – Każde kolejne ugrupowanie wrzuca do kosza plany wypracowane przez poprzedników i szuka własnych, spektakularnych wizji – mówi. Więcej: Polityka: Łódź na fali