PolskaŁobuz czy aniołek - dwa oblicza jednego dziecka

Łobuz czy aniołek - dwa oblicza jednego dziecka

Łobuz z zaburzeniami osobowości, nieprzystosowany do społeczności - taką opinię o 11-letnim Adasiu P. z Imielina ma jego była szkoła - SP nr 2. W nowej, w Lędzinach, gdzie na początku roku chłopca przeniosła mama Teresa P., nie ma z Adasiem problemów. W niczym nie odstaje od innych dzieci. Dobrze się uczy, jest grzeczny.

Łobuz czy aniołek - dwa oblicza jednego dziecka
Źródło zdjęć: © Dziennik Zachodni

Skąd taka przemiana? Cud, czy dowód na to, że szkoła potrafi dziecko skrzywdzić?

- Ten chłopiec się pogubił. Był nadpobudliwy. Szkoła zamiast pomóc jemu i matce, zrobiła wszystko, by kłopotu się pozbyć i to się jej udało - mówi Krzysztof Śnioszek ze Śląskiej Społecznej Rady Oświatowej.

Szkoła w Imielinie robiła problemy z wyjazdem Adasia na zieloną szkołę. Zażądała, by pojechała z nim matka. Chcieli tego rodzice innych dzieci. Zamiast pojechać na wycieczkę do miejscowego domu kultury zapłakany chłopiec przesiedział godzinę w gabinecie dyrektorki. Dlaczego? Bo zdaniem szkoły był agresywny i nieposłuszny. Na dowód szkoła ma obdukcje dzieci rzekomo pobitych przez Adasia.

- Dopiero po dwóch latach matka poszła z chłopcem na badania do poradni psychologicznej. Nie chciała nam przekazać opinii. Dla dobra dziecka musieliśmy w tej sprawie wystąpić do sądu- mówi Jadwiga Lachor, dyrektor SP 2 w Imielinie.

- Nie mogłam przekazać tej opinii, bo jej po prostu jeszcze nie miałam. Poradnia ich jeszcze nie przygotowała. Szkoła nie chciała czekać i wystąpiła o sądowe wydanie opinii. Sąd sprawę umorzył - wyjaśnia Teresa P. i twierdzi, że skrzywdzono ją i dziecko. - Przez dwa lata nikt nie wspominał o problemach z Adasiem - dodaje. Oskarża szkołę o złą wolę i łamanie praw ucznia. Nie miała wyjścia. Musiała syna przenieść do Lędzin.

- Żałuję, że chłopiec odszedł. W końcu byśmy sobie z nim poradzili. Nigdy nie zrobiłabym krzywdy dziecku. Te oskarżenia są niesłuszne - broni się dyrektor Jadwiga Lachor.

11-letni Adaś P. z Imielina musiał pożegnać się ze swoimi kolegami, klasą i nauczycielami w Szkole Podstawowej nr 2. Zrobił to bez większego żalu. Ma nowych. Takich którzy go akceptują, chwalą i nie wyzywają od łobuzów. Tyle, że każdego dnia do szkoły zamiast 8 km musi pokonywać trzykrotnie dłuższą trasę aż do Lędzin.

Szkoła w Imielinie o Adasiu: "Agresywny w stosunku do kolegów, nieposłuszny, ma zaburzenia osobowości, jest nieprzystosowany do życia w szkolnej społeczności". Szkoła w Lędzinach: "Chętnie współpracuje z pedagogiem, trochę nadpobudliwy, nie stwarza większych problemów, mądre dziecko, lubi być chwalony, bardzo się stara". Mowa o tym samym dziecku. - Przez pierwsze dwa lata szkoła w Imielinie nie miała uwag do Adasia. Kiedy zlikwidowano jego klasę i przeniesiono go do innej, stał się tym "złym". Wmawiano mu, że jest nieznośny. Nie zabierano go na wycieczki, nie chciano beze mnie wysłać na zieloną szkołę. Podburzono rodziców innych uczniów. Zamiast mi pomóc - zrobiono nagonkę- żali się Teresa P., mama Adasia.

W ubiegłym roku przeniosła syna do Lędzin. Nie miała sił walczyć ze starą szkołą. Zresztą kuratorium, do którego zwróciła się o pomoc, nie widziało problemu. Pomocy odmówił też burmistrz Imielina. Uznał, że to nie podlega jego kompetencjom. W Lędzinach okazało się, że Adaś jest dobrym uczniem i nie sprawia większych kłopotów. - Aniołkiem to on nie jest. Ale nie odstaje niczym od innych chłopców. Mądre dziecko. Szczególnie z matematyki. Ma zaległości z polskiego, ale to się da nadrobić - mówi Helena Suski, nauczycielka z SP 4 w Lędzinach.

Tymczasem Jadwiga Lachor, dyrektor SP 2 ma całą dokumentację. W niej obdukcje uczniów rzekomo pobitych przez Adasia i petycję podpisaną przez rodziców z trzech klas. Nie zgadzali się, żeby pojechał z ich dziećmi na zieloną szkołę. Zaproponowała więc, aby matka pojechała z synem i sama go pilnowała.

- Załatwiłam nawet pieniądze od burmistrza. To miało być jak darmowe wczasy- podkreśla dyrektorka. Pani Teresa nie zgodziła się. Twierdzi, że nie mogła ot tak po prostu zostawić pracy na trzy tygodnie. - Z matką od początku źle się współpracowało. Dwa lata prosiliśmy, żeby poszła na badania do poradni pedagogicznej. Kiedy w końcu tam się zgłosiła, odmówiła wydania opinii. A ona była nam potrzebna, żeby nad uczniem pracować. Poprosiłam o pomoc sąd rodzinny- mówi dyr Lachor. Problem w tym, że kiedy szkoła występowała do sądu o wydanie opinii, ta nie była jeszcze gotowa. Dopiero zakończyły się badania chłopca.

Sąd w Mysłowicach sprawę umorzył, bo Adaś zmienił szkołę. Nie było podstaw do wydania wobec niego tzw. zarządzeń opiekuńczych. W uzasadnieniu napisano: "W obecnej szkole Adaś czuje się akceptowany i nie ma z nim żadnych problemów wychowawczych. - Pracownicy poradni wykluczyli u chłopca ADHD, ale podkreślili, że bywa impulsywny, miewa problemy z emocjami i wtedy staje się agresywny. Słowem nic nadzwyczajnego u nastolatka.

W obronie Adasia i jego mamy stanęła Śląska Społeczna Rada Oświatowa. Uznała, że chłopiec był dyskryminowany. Stało się to po odpowiedzi kuratorium na skargę Teresy P. Napisano w niej, że działania szkoły były zgodne z prawem i z zasadami dbania o dobro dziecka. - Naruszono tutaj prawa ucznia. Sprawa Adasia została potraktowana w sposób rutynowy- mówi Krzysztof Śnioszek, szef rady. Uważa, że ani szkoła, ani kuratorium nie wyciągnęli do Adasia pomocnej dłoni. - Być może chłopiec się pogubił. Jednak szkoła powinna z takim problemem sobie poradzić. To się nie udało. Jeszcze raz okazało się, że ważniejszy jest komfort nauczycieli. To oni, a nie chłopiec powinien odejść z tej szkoły - podsumowuje Śnioszek.

(imię dziecka zmieniono)

Aldona Minorczyk-Cichy

Źródło artykułu:WP Wiadomości
Wybrane dla Ciebie
Komentarze (1)