List z kosmosu
"Nie wiedzieliśmy jeszcze, kto poleci.
Wiadomo było jednak, że Polak. Dlatego napisaliśmy list do
'gwiezdnego miasteczka'. Ten list, jak się okazało, trafił razem z
naszym Hermaszewskim w kosmos" - wspomina pani Józefa Śleszyńska,
która w latach 70. we wrocławskim IX LO uczyła języka rosyjskiego.
27.06.2003 | aktual.: 27.06.2003 06:24
Jak pisze "Gazeta Wrocławska", dokładnie 25 lat temu, 27 czerwca 1978 r., z kosmodromu Bajkonur w Kazachstanie wystartował radziecki statek kosmiczny Sojuz-30. W skład jego załogi wchodzili rosyjski dowódca statku Piotr Klimuk oraz Polak, mieszkaniec Wołowa i Wrocławia, Mirosław Hermaszewski. Z okazji tego wydarzenia dziś do Warszawy a w niedzielę do stolicy Dolnego Śląska przyleci 17 kosmonautów i astronautów z całego świata.
"W tamtych latach krążył dowcip o tym, jakoby ówczesny wicepremier Jaroszewicz dostał zawału, kiedy dowiedział się, ile ten lot nas kosztował. Drugiego zawału dostać miał, gdy okazało się, że to tylko pierwsza rata" - żartuje pan Józef Grabalski, pasjonat kosmonautyki, który zgromadził dotąd kilkadziesiąt pamiątek związanych z lotem dzisiejszego jubilata.
"Do dziś mam nawet stary egzemplarz 'Gazety Robotniczej' z artykułem o pierwszym locie Jurija Gagarina. A oprócz tego, modele pojazdów kosmicznych, książki, autografy, zdjęcia a nawet... akt własności 100-hektarowej działki na Księżycu, który wygrałem w jednym z konkursów" - uśmiecha się pan Józef.
"A to jest list, który był w kosmosie" - zaskoczyła "Gazetę Wrocławską" pani Śleszyńska. "Wysłaliśmy go do 'gwiezdnego miasteczka' w ramach działalności Towarzystwa Przyjaźni Polsko-Radzieckiej. Jak się okazało, trafił do rąk Hermaszewskiego" - wspomina emerytowana nauczycielka.
"Drogi Rodaku, Pierwszy Polski Kosmonauto! (...) Zapewniamy, że w tym trudnym, odpowiedzialnym zadaniu będa towarzyszyły Panu nasze myśli i najlepsze życzenia pomyślnego wykonania programu lotu" - czytamy we fragmentach maszynopisu. Obok widnieje autograf polskiego kosmonauty z datą 2 lipca 1978 r. oraz okolicznościowe stemple, przybite na orbicie okołoziemskiej.
"Jak nam później powiedział Hermaszewski, który mieszkał w pobliżu naszej szkoły, nie wszystkie z tych pieczęci wróciły na Ziemię. Część spaliła się w kosmosie" - dodaje pani Zofia. (jask)
Więcej: rel="nofollow">List z kosmosuList z kosmosu