Lisicki w #dzieńdobryPolsko: to najgorszy termin na protest
Publicysta Paweł Lisicki i Wojciech Szacki z Polityki Insight dyskutowali w programie Wirtualnej Polski #DzieńdobryPolsko o proteście opozycji w Sejmie. - Jeśli opozycja wyjdzie z sejmu? Mogą zostać uznane za osoby niekonsekwentne - pytała prowadząca program Kamila Biedrzycka-Osica. - A do kiedy mają siedzieć? - odpowiedział pytaniem na pytanie Paweł Lisicki, dodając, że to najgorszy termin do protestowania, bo zbliża się Boże Narodzenie i Nowy Rok, a wtedy zainteresowanie polityką gwałtownie spada.
- Polityczna opozycja nie walczy o poparcie wyborców Prawa i Sprawiedliwości, tylko o poparcie ludzi, którzy nie zdecydowali się pójść do wyborów lub byli w ogóle wyborcami niezdecydowanymi - pytała prowadząca.
Jeśli popatrzymy na ogól wyborców PiS z ubiegłego, 2015 roku, to były tam dwie grupy: znacznie liczniejsza, tak zwany stały, twardy elektorat, można go oszacować na między 25 a 30 proc., i tzw. elektorat centrowy, który pod koniec kampanii przerzucił się na PiS. Można go znowu oszacować między 7 a 12 proc. - mówił Paweł Lisicki. - Pewnie ten "dołączony elektorat" to mógłby być ten, o który mogłaby walczyć opozycja. Tyle że moim zdaniem przeciąganie tego protestu w taki sposób w jaki robi to opozycja, nie przysporzy sympatii wśród rozczarowanych PiS-em.
- Co, jeśli opozycja wyjdzie z sejmu? Mogą zostać uznane za osoby niekonsekwentne - pytała Kamila Biedrzycka-Osica.
- A do kiedy mają siedzieć? W międzyczasie mamy Boże Narodzenie i Nowy Rok. To jest najgorszy możliwy termin do protestowania - mówił Lisicki. Na uwagę, że tak się poukładały terminy, Lisicki odrzekł: - Polityk, który decyduje, kiedy protestować, a kiedy nie, musi brać pod uwagę również takie rzeczy. Wiadomo, ze w okresie świątecznym i noworocznym zainteresowanie polityką gwałtownie spada, jest tak od lat.
- Dla opozycji jest groźne również to, że ta forma protestu jest trochę niezgodna z atmosferą, która go zapoczątkowała. Z tych filmów, które są zamieszczane z sali sejmowej wynika, że oni tam się dobrze bawią, a to śpiewają, a to żartują... więc jeśli sięga się po tak gwałtowne formy protestu jak okupacja sali sejmowej, to powinno się zachowywać choćby elementarną powagę - zauważył Wojciech Szacki z Polityki Insight.
- Do tej pory taka forma protestu, na taką skalę i tak długo jeszcze w Polsce nie wystąpiła. To by oznaczało, że stało się coś absolutnie nadzwyczajnego i można by oczekiwać, że ta nadzwyczajność zostanie podtrzymana. Ale faktycznie, im więcej czasu mija, ta nadzwyczajność robi się dziwna. Kilkanaście lub kilkadziesiąt osób siedzących na sali sejmowej nie robi wrażenia, że dzieje się coś nadzwyczajnego - mówił Lisicki.