PolskaLincz we Włodowie - policjanci nie przyznają się do winy

Lincz we Włodowie - policjanci nie przyznają się do winy

Przed Sądem Rejonowym w Olsztynie rozpoczął
się proces dwóch policjantów z Dobrego Miasta (Warmińsko-
Mazurskie), oskarżonych o niedopełnienie obowiązków służbowych i
zlekceważenie konieczności interwencji we Włodowie. Doszło tam do
linczu. Policjanci nie przyznali się do winy.

18.01.2006 | aktual.: 18.01.2006 16:00

Według prokuratury, policjanci zlekceważyli wezwania mieszkańców pobliskiego Włodowa, gdzie 1 lipca ub. roku doszło linczu na 60- letnim recydywiście, Józefie C.

Pełniący feralnego dnia służbę w komisariacie w Dobrym Mieście 45- letni Bogusław S. i 44-letni Andrzej J. złożyli przed sądem wyjaśnienia, ale odmówili udzielenia odpowiedzi na pytania sądu i stron.

Składający jako pierwszy wyjaśnienia Andrzej J., który w dniu linczu we Włodowie pełnił dyżur jako oficer operacyjny, powiedział przed sądem, że na komisariat w Dobrym Mieście w godzinach popołudniowych zgłosiło się małżeństwo Winków z Włodowa. Według ich relacji, na ich posesji wszczął awanturę mężczyzna zwany we wsi "Ciechankiem". Był uzbrojony w długi nóż. Między Tomaszem Winkiem a "Ciechankiem" doszło do przepychanek, podczas której Winek został zraniony przypadkowo - jak twierdzi Andrzej J. - w łokieć.

Zdaniem oskarżonego, o tym, że pokrzywdzony został zraniony przypadkowo, świadczy zaświadczenie, jakie wydał lekarz po obejrzeniu rany. Były to obrażenia naruszające funkcje organizmu na okres poniżej siedmiu dni. Powiadomiłem mężczyznę, że może złożyć zawiadomienie o popełnieniu przestępstwa ściganego z oskarżenia prywatnego. Tego dnia Winek odmówił złożenia takiego zawiadomienia - zeznał Andrzej J. Dodał, że tego samego dnia w godzinach wieczornych dowiedział się, że we Włodowie znaleziono ciało mężczyzny; po zidentyfikowaniu okazało się że są to zwłoki Józefa C. zwanego "Ciechankiem".

Zdaniem oskarżonego, postępowanie dyscyplinarne prowadzone przeciwko niemu było podyktowane oddźwiękiem medialnym całej sprawy, a za podstawę ukarania go bierze się bezkrytycznie zeznania świadka Winka.

Drugi z oskarżonych Bogusław S. pełniący 1 lipca służbę jako dyżurny komisariatu, powiedział przed sądem, że tego dnia wielu policjantów zostało oddelegowanych do zabezpieczenia miejscowego festynu, więc do różnych interwencji pozostało mu tylko dwóch funkcjonariuszy.

Chciałem skierować policjantów do Włodowa, ale inne interwencje wydawały mi się pilniejsze - powiedział Bogusław S. Podkreślił, że jakiś czas później mieszkańcy Włodowa poinformowali go, że awanturujący się we wsi Józef C. zniknął. Poza tym mieszkańcy nie zgłaszali, że z powodu awanturującego się mężczyzny ich życie albo zdrowie jest zagrożone - zaznaczył policjant.

1 lipca Józef C. biegał z maczetą po wsi i groził, że zabije swoją znajomą. Mieszkańcy Włodowa trzykrotnie tego dnia dzwonili do policji z żądaniem interwencji. Policjanci przyjechali dopiero po kilku godzinach. W tym czasie mężczyźni łomem, szpadlami i kijami pobili Józefa C., który w wyniku obrażeń zmarł.

Oskarżeni nie pracują już w policji, jeden z nich został zwolniony, a drugi przeszedł na emeryturę. Mężczyznom grozi do trzech lat więzienia. Kolejna rozprawa odbędzie się 22 lutego. Wówczas sąd zaplanował przesłuchanie 20 świadków.

Źródło artykułu:PAP
Zobacz także
Komentarze (0)