Likwidacja części dotychczasowych uprawnień ABW jest nieunikniona
W demokratycznym państwie prawa nie może funkcjonować organizacja z definicji niejawna, przekraczająca granicę wolności obywatelskich, a zarazem dysponująca niemal nieograniczonym dostępem do cudzych sekretów: tajemnic handlowych, finansów, życia prywatnego i danych "wrażliwych". Władza nie dojrzała do zabawy tak niebezpieczną, nabitą bronią. W Polsce nie ma już miejsca na równych i równiejszych. Okryty tajemnicą wywiad - tak, tajna policja - zdecydowanie nie. Lepiej jej 500-milionowy budżet przekazać do dyspozycji skrajnie niedofinansowanych komend wojewódzkich i miejskich policji - pisze w felietonie przesłanym do Wirtualnej Polski Kazimierz Turaliński.
05.12.2012 | aktual.: 05.12.2012 16:13
Likwidacja części dotychczasowych uprawnień ABW była i jest nieunikniona. W demokratycznym państwie prawa nie może funkcjonować organizacja z definicji niejawna, przekraczająca granicę wolności obywatelskich a zarazem dysponująca niemal nieograniczonym dostępem do cudzych sekretów: tajemnic handlowych, finansów, życia prywatnego i danych"wrażliwych". To, co dozwolone na wojnie, także tej "cichej", toczonej pomiędzy gabinetami Waszyngtonu, Moskwy, Pekinu i Jerozolimy, nie jest możliwe do pogodzenia z codziennym funkcjonowaniem nowoczesnego, europejskiego państwa.
Anonimowość to gwarancja bezkarności funkcjonariuszy
Służby specjalne o charakterze wywiadowczym bazują na łamaniu prawa. Poza granicami ojczyzny z pomocą sfałszowanych dokumentów wykradają tajemnice państwowe i gospodarcze, werbują agenturę (przekupstwem, indoktrynacją lub szantażem), wpływają na decyzje obcych rządów, a niekiedy, choć obecnie już bardzo rzadko, wykonują misje o charakterze konfrontacyjnym. W teatrze wojennym nie budzą też kontrowersji działania sabotażowe, czy wręcz eliminacyjne z wykorzystaniem broni palnej albo materiałów wybuchowych.
Tak drastyczne instrumenty wdrażania polityki w żadnym zakresie nie mogą być przekładane na grunt krajowy w czasie pokoju. Jednak niełatwo rozgraniczyć niezwykle skuteczne metody działania wywiadu od tych dozwolonych w pracy policyjnej, w zależności od tego tylko, kto jest przeciwnikiem i gdzie mieści się jego siedziba. Ze sprawnych narzędzi trudno też dobrowolnie rezygnować. A nadużyciom sprzyja enigmatyczna praktyka funkcjonowania służb specjalnych we współczesnej Polsce.
Funkcjonariusze ABW niezwykle rzadko przedstawiają się własnym nazwiskiem. Nie sposób zweryfikować zakresu wykonywanych przez nich czynności i ich celu, ani dzwoniąc do właściwej delegatury uzyskać potwierdzenie, czy "Jan Kowalski" faktycznie pełni w niej służbę. Nie poznamy jego ścieżki zawodowej, a rzecznik prasowy nie odniesie się do żadnych pytań o konkretne osoby i śledztwa. Co najwyżej zreferuje lakoniczną notatkę, stanowiącą w istocie substytut materiału promocyjnego Agencji, lecz bez ujawniania jakichkolwiek istotnych szczegółów. Anonimowość to nie tylko bezpieczeństwo funkcjonariuszy, ale i gwarancja ich bezkarności oraz braku transparentności tego, kto tak naprawdę tworzy najpotężniejszą cywilną służbę specjalną.
Rekrutacja jest w teorii otwarta dla wszystkich chętnych, lecz w praktyce na każdych kilkuset kandydatów do drugiego etapu dopuszczonych zostaje ledwie paru. I to tych wcześniej poproszonych o złożenie CV przez wpływowych oficerów ABW albo zwerbowanych w innych, "słabszych" formacjach, takich jak policja lub straż graniczna. Żaden "diament" spoza kręgu zaufanych nie ma większych szans na angaż. Dlatego nie dziwi akceptacja osób z poważnymi plamami w życiorysach albo brakami w etyce i odczuciach patriotycznych, jeśli tylko z jakiegoś powodu zaskarbiły one sobie sympatię generalicji, a częstym kluczem jest "sprawdzone" nazwisko.
Szkody przy każdej większej sprawie sięgają setek milionów złotych
Drugi problem to znikome zarobki, które nie sprzyjają asymilacji najlepszych kadr, co widoczne jest szczególnie w departamencie przestępczości ekonomicznej. O ile w materii kontrwywiadu brak cywilnej alternatywy kariery, o tyle zwalczanie czynów godzących w gospodarkę wymaga ekspertów ds. bankowości, prawa międzynarodowego, rynku ubezpieczeń, giełdy, czy podatków. A oni w sektorze cywilnym bez trudu zarobią dwa razy więcej od generała ABW, którym nawet jeśli sami by kiedyś zostali, to w sędziwym wieku.
Do służby garną się więc tylko ci, którzy na dobrze płatną pracę w cywilu nie mogą liczyć, czyli ci, których przydatność jest znikoma. Jak bowiem wykryją oni subtelne, balansujące na granicy legalności machlojki lub wymyślne metody prania brudnych pieniędzy, opracowane przez o wiele lepszych merytorycznie kolegów? Otóż, nie zdołają.
Po co więc Polakom ochrona gospodarki złożona z najsłabszych ekonomistów i prawników? I dlaczego nikt nie dostrzega mizerii tego systemu? Ponieważ na jego straży stoi wspomniana już anonimowość, pod którą trudno oddzielić apatię wynikającą z niekompetencji od parasola ochronnego zasilanego łapówkami, czy od braku sukcesów z powodu marginalnego charakteru zwalczanej nieuczciwości. I tylko przy głośnych sprawach, takich jak Amber Gold czy OLT Express, obnażana bywa iluzja bezpieczeństwa. Szkody przy każdej większej sprawie sięgają setek milionów złotych i dotykają tysięcy pokrzywdzonych obywateli, ale z uwagi na użyteczność Agencji w innych dziedzinach nikt dotąd nie zwracał na to większej uwagi. Aż do dnia, gdy w tle dużej afery pojawiło się nazwisko syna premiera Donalda Tuska, co niektórzy wiązali z wewnętrznymi rozgrywkami toczonymi pomiędzy oficerami z nadania PSL oraz PO.
Większość kadry to zwykli urzędnicy
Siła służb specjalnych tkwi w ich wizerunku. Z jednej strony są one demonizowane z uwagi na owiane tajemnicą możliwości, z drugiej wspierane filmowym wizerunkiem nieśmiertelnego Jamesa Bonda gotowego na każde poświęcenie dla swej Królowej i rodaków. Wszystko to fikcja.
Większość kadry to zwykli urzędnicy pracujący w biurach i z niecierpliwością wypatrujący tylko końca dniówki. Proch wąchali tylko raz, lecz po opuszczeniu Emowa niczym nie różnią się już od pracowników skarbówki, czy przeciętnej prokuratury. Funkcjonariusze operacyjni, działający na terenie ojczyzny, nie przypominają bohaterów z Hollywood, a zwyczajnych policjantów dochodzeniówki. Może tylko częściej noszą garnitury i krawaty, lecz niezbyt drogie, gdyż barierą nie do pokonania jest niewysoka pensja i zakaz uzyskiwania dodatkowych dochodów.
Polacy, jak i pełni dobrych chęci politycy odpowiadający za przygotowanie ustawy budżetowej, ulegają więc mitowi potęgi, która nie istnieje. Ale PR ten spełnia inną istotną funkcję. Podobnie jak w przypadku rozmowy z wiceprezesem banku ds. kredytów hipotecznych zamiast z panią Hanią z okienka nr 5, tak deklaracja przekazania sprawy do ABW ma usatysfakcjonować zarówno media, jak i wzbudzić respekt w obywatelu "służby specjalne wiedzą, co robią i lepiej z nimi nie zadzierać, ani im nie przeszkadzać". Problem został rozwiązany, nikt nie będzie dociekał, co się dalej dzieje ze sprawą i dlaczego "nic". A na biurko premiera zamiast rzetelnego raportu, chociażby na miarę komercyjnej wywiadowni gospodarczej, trafią objęte najwyższą klauzulą tajności dwa zdania - spisane z powszechnie dostępnych akt KRS skontrolowanej spółki kapitałowej albo linii lotniczych.
Druga strona medalu to przenoszenie metod stosowanych w wywiadzie zagranicznym i przy zwalczaniu szpiegostwa oraz terroryzmu na grunt departamentów przestępczości ekonomicznej i korupcji, a także na potrzeby działań faktycznie wspierających wyłącznie określone ugrupowanie polityczne. Nie jest tajemnicą, że najskuteczniejsze działanie umożliwia brak skrępowania przepisami prawa. Kto może bezkarnie podsłuchiwać, kraść, kłamać i szantażować najłatwiej osiągnie cel. Czy łatwo zrezygnować z tak skutecznych narzędzi pracy i nawyków, gdy przeciwnikiem jest nie szpieg wrogich służb, a krajan - np. podejrzany o oszustwa biznesmen lub przyjmujący łapówki działacz polityczny?
Jedna na dziesięć obserwacji kończy się wykryciem przestępstwa
Pokusa nadużywania władzy bywa niekiedy zbyt wielka, co dodatkowo stymuluje świadomość braku stabilizacji zawodowej. Średnio jedna na dziesięć obserwacji kończy się wykryciem przestępstwa np. współpracy z wrogim wywiadem. To mało, ale przy okazji zawsze pozyskiwana jest wiedza o ludzkich przywarach figuranta. Ta pozostaje w pamięci funkcjonariuszy po zakończeniu czynności. Nie zapomną oni zbyt szybko widoku jednego z najbogatszych Polaków lub ministra w ramionach kochanki. A informacja to potężna broń. Zwłaszcza w realiach polskich służb, w których niemal co wybory dochodzi do wymiany kadr.
Po upadku komunizmu zwolniono tysiące funkcjonariuszy SB. Po zwycięstwie SLD rozwiązano UOP i w jego miejsce utworzono ABW. Gdy wybory wygrał PiS wymieniono kadry tak w policji, jak i w Agencji Bezpieczeństwa Wewnętrznego. Masowo "wypraszano" funkcjonariuszy zatrudnionych wcześniej za aprobatą socjaldemokratów a także zlikwidowano cały wywiad wojskowy (WSI). Dwa lata później liberałowie czyścili kadry po konserwatystach i znów tysiące wysoko wykwalifikowanych funkcjonariuszy trafiło na bezrobocie.
Niedawno zaś funkcję wiceszefa ABW zwolnił zaprzyjaźniony z wicepremierem Waldemarem Pawlakiem płk Zdzisław Skorża, a przed nim odnotowano znów rekordową falę rezygnacji szeregowych funkcjonariuszy i oficerów. Przypadkiem zbiegło się to w czasie z marginalizacją polityczną dzisiaj już byłego szefa PSL i byłego członka rządu Donalda Tuska.
Za każdym razem roszady polityczne skutkują czystkami i exodusem setek oficerów, a tych "wyposażonych w niebezpieczną wiedzę, umiejętności i kontakty" bardzo chętnie zatrudniają majętne białe kołnierzyki. Kto nie chce zatrudnić dla korzyści, zatrudnia ze strachu, traktując etat jako łapówkę za milczenie i ochronę przed przyszłymi działaniami organów ścigania.
Nie trudno wyobrazić sobie konfrontację prowadzącego śledztwo młodego funkcjonariusza z pełnomocnikiem kontrolowanego przedsiębiorcy - emerytowanym majorem lub pułkownikiem, który w dodatku pielęgnuje przyjaźnie z pozostającą w czynnej służbie generalicją. Takie postępowanie jest skazane na umorzenie, a udawanie, że jest inaczej, to tylko wiara w fikcję. To cena, którą płacimy za brak kontroli nad odchodzącymi ze służby, dużą rotację kadr i skrajne upolitycznienie polskich służb, co wbrew ustawowym założeniom wyklucza neutralność i lojalność Rzeczypospolitej a ustanawia jako prymat interes aktualnie rządzącej partii. Tak nie działają poważne służby specjalne w żadnym cywilizowanym kraju. Nietykalność i anonimowość funkcjonariuszy ABW stoi więc w opozycji do wiązanej z dojrzałymi demokracjami transparentności władz. Tzw. tajne służby są zaprzeczeniem jawności życia publicznego, stąd skierowanie ich oręża w stronę własnego społeczeństwa jest niemożliwe do zaakceptowania. Zwiększenie transparentności tak
działania, jak i procesu rekrutacji, pozostaje nieuchronne. Ale wtedy tajne służby nie będą już niczym innym, niż zwyczajną policją, a brak przecież sensu w dublowaniu urzędów i marnotrawieniu tym środków na ich oddzielną administrację i wyposażenie. Zdecydowanie lepiej dofinansować podstawową umundurowaną formację i ewentualnie zainwestować w szkolenie już sprawdzonej kadry wydziałów PG.
To, co jest wielką zaletą w walce z globalnym terroryzmem, aktywnością wrogich służb wywiadowczych, czy w zwalczaniu handlu bronią i proliferacji broni masowego rażenia, stoi w rażącej sprzeczności z interesami obywateli w zakresie przestępstw godzących w ich własne mienie lub w finanse państwa.
W materii zwalczania nieuczciwości urzędniczej oraz słynących z protekcji ze strony władz tzw. białych kołnierzyków brak miejsca na "udawanie" Jamesa Bonda, a warunkiem rzetelności jest pełna jawność i wyciąganie nieprawidłowości na światło dzienne. Ono uniemożliwia "tuszowanie" przestępstw i interesów politycznych zwierzchników, a także jest wrogiem niedopełniania obowiązków ze zwyczajnego lenistwa, czy konformizmu. Jeśli zaś śledztwa i funkcjonariuszy chroni betonowa zapora z tajemnicy służb specjalnych patologie mogą nieskrępowanie narastać. Trudno o gorszą motywację do uczciwości i pracowitości.
ABW, jako cywilna alternatywa dla służb wojskowych, jest niezbędna, jednak zakres jej kompetencji powinien zostać niezwłocznie ograniczony do działalności kontrwywiadowczej, antyterrorystycznej i zwalczania nielegalnego handlu bronią (w tym bronią masowego rażenia - chemiczną, biologiczną i nuklearną), a także rozważyć należy kwestię kontroli funkcjonariuszy odchodzących ze służby.
Likwidacja korupcji oraz przestępczości zorganizowanej i ekonomicznej, czyli tej godzącej w prawa konkretnych ludzi, nie może być powierzona "duchom", które w niedalekiej przyszłości mogą zostać zatrudnione przez konkurencję weryfikowanego dzisiaj przedsiębiorcy albo polityka.
Policji dużo trudniej jest zamieść afery pod dywan
W cieniu łatwo skryć tak miernotę, jak i własne nieczyste sumienie. Trudniej, gdy twarzy nie chroni kominiarka a obywatele wiedzą, na co płacą każdego roku setki milionów złotych. A przecież na ten sam cel przeznaczamy już znaczną część wpływów Skarbu Państwa. Czy naprawdę oszuści i łapówkarze przerastają intelektem zwykłych policjantów? Oczywiście, że nie. Od wielu lat to właśnie oni odpowiadają za wykrywanie setek tysięcy przestępstw tych kategorii, przy czym dorobek ABW wygląda co najmniej skromnie.
Policji dużo trudniej jest też zamieść afery pod dywan, łatwiej rozliczyć ją z niekompetencji, a właśnie to leży w interesie demokratycznych społeczeństw. Zatrudniani masowo policjanci nie mają już na starcie kariery długów wdzięczności względem protektorów - polityków i generałów swej formacji. Nie łączą służby z jedną kadencją rządu, dlatego niekiedy znacznie trudniej na nich wpływać. Wiedzą też, że prędzej czy później dzisiejsza opozycja będzie ich zwierzchnikami, więc nie opłaca się angażować po stronie z założenia przecież tymczasowego szefa MSW albo premiera.
Kontrola rzetelności działań policjantów i ewentualnych powiązań osobowo-kapitałowych jest stosunkowo prosta. Gdy tożsamości nie chroni tajemnica państwowa, każdy dociekliwy dziennikarz zweryfikować może, rodzinne lub towarzyskie, powiązania funkcjonariusza ze ściganym przestępcą lub politykiem, zabiegającym o bezkarność sponsora swej kampanii wyborczej.
Również ścieżka jego kariery zawodowej jest stosunkowo prosta do prześwietlenia, kryte przez przełożonych spektakularne porażki z przeszłości (dowodzące skrajnej niekompetencji lub skorumpowania) skutkować mogą odwołaniem tak policjanta, jak i stojącego nad nim naczelnika, a nawet komendanta. Brak również bariery psychologicznej. Zaskarżenie poszczególnych czynności nie stanowi dla przeciętnego obywatela większych trudności, a wprawny adwokat bez trudu wskaże wszelkie nieprawidłowości w śledztwie, co z kolei rodzi możliwość uzupełnienia materiału dowodowego, dosłuchania świadków, czy odsunięcia od sprawy stronniczego prowadzącego. Na ręce konkretnego policjanta patrzeć mogą media, parlamentarzyści, prokuratorzy, sędziowie a nawet instytucje europejskie.
Natomiast gdy sprawa trafia do ABW - znika w czarnej dziurze. Nikt nie traci czasu na wysłuchanie pokrzywdzonych, czynności śledztwa są owiane mgłą, a większość osób zaangażowanych w wyjaśnienie sprawy nigdy nie zostanie ujawnionych, podobnie jak (w praktyce) ostrej selekcji podlega materiał dowodowy udostępniany prokuraturze. Jeśli śledztwo ujawni tło polityczne lub powiązania figurantów ze służbami specjalnymi, wówczas najpewniej całe tomy akt objęte zostaną klauzulą tajemnicy państwowej i nigdy nie ujrzą światła dziennego.
Na dyskrecję liczyć też mogą agenci, okryci dawniej złą sławą Tajni Współpracownicy, tacy jak zamieszany w zabójstwo gen. Papały Edward Mazur. Za bramę strzeżonej przez uzbrojonych wartowników delegatury nie zostanie wpuszczona większość osób zainteresowanych danym postępowaniem, a służby specjalne nie mają obowiązku nawet odpowiadać na kierowane pisma - nie zawsze więc wiadomo, czy na podstawie przesłanych materiałów wszczęto śledztwo, czy też dowody te trafiły do archiwum lub niszczarki.
Agencja nie ma w zwyczaju informować o zakresie realizowanych czynności nawet występujących z oficjalnymi pytaniami sądów, ani innych instytucji, takich jak np. SKW lub CBŚ. Nie tylko nie wiadomo, kogo służby podsłuchują i śledzą, ale do niedawna nawet obejmowano tajemnicą samą liczbę osób objętych taką kontrolą. Jak się okazało, w skali Europy Polska jest rekordzistką w inwigilowaniu w zdecydowanej większości uczciwych obywateli.
Nie sposób praktyk tych pogodzić z założenia transparentną działalnością instytucji państwowych demokratycznego państwa prawa, a już szczególnie tam, gdzie ustalać należy sprawców różnych przestępstw. To, co jest właściwe w przypadku zwalczania szpiegostwa, nie ma więc absolutnie żadnego uzasadnienia w sprawach pokroju Amber Gold, mafii paliwowej, afery autostradowej, czy setek innych głośnych oszustw i defraudacji. Niestety, gdy "temat" robi się "duży" często jest odbierany policjantom i przejmowany do dyspozycji dawniej UOP-u a obecnie ABW, co zwykle oznacza przesłuchanie paru świadków i po upływie wielu miesięcy, gdy sprawa przycichnie, umorzenie śledztwa. Kogo personalnie winić? Nie wiadomo. Z jednej strony służby mogą nie robić nic zakrywając się pełną tajnością swej pracy, z drugiej - mogą wszystko, włącznie z nadużywaniem władzy, również powołując się na to samo wytłumaczenie. Czy tak dalej być powinno?
Ustawowe założenia przyświecające powołaniu cywilnych służb specjalnych nie sprawdziły się w polskich realiach. Władza nie dojrzała do zabawy tak niebezpieczną, nabitą bronią. Zwierzchnicy polityczni uczynili z ostatniej linii obrony demokracji "policję polityczną" o niekiedy skrajnie niskich kompetencjach kadry, niechlubnie nazywaną też w pewnych kręgach Agencją Ochrony Business Center Club. Utrzymywanie takiej - koniunkturalnej - instytucji z kieszeni podatników mija się z celem i zamiast chronić wolnościowy ustrój, staje się dla niego potencjalnym zagrożeniem. W Polsce nie ma już miejsca na równych i równiejszych. Okryty tajemnicą wywiad - tak, tajna policja - zdecydowanie nie. Lepiej jej 500-milionowy budżet przekazać do dyspozycji skrajnie niedofinansowanych komend wojewódzkich i miejskich policji.
Dla Wirtualnej Polski, Kazimierz Turaliński
Kazimierz Turaliński - doktorant nauk prawnych, politolog, specjalista ds. bezpieczeństwa. Autor opracowań książkowych dotyczących służb specjalnych oraz przestępczości zorganizowanej. Od 2001 roku pracuje w komercyjnym sektorze wywiadu gospodarczego i politycznego, w tym przy organizacji usług detektywistycznych, ochroniarskich i prawnych na terenie państw dawnego Bloku Wschodniego.
Masz pomysł na ciekawy artykuł? Chcesz opublikować własny felieton? ** Zamieścimy Twój tekst w naszym serwisie!