Lider Ich Troje obraził gospodarza koncertu
Nieciekawie zakończył się sobotni koncert zespołu Ich Troje na stadionie w Chojnicach. Lider grupy Michał Wiśniewski niespodziewanie przerwał występ.
25.08.2003 | aktual.: 25.08.2003 13:04
Po kwadransie wrócił na scenę i dokończył show. Wcześniej jednak zwymyślał gospodarza obiektu i jednocześnie chojnickiego radnego Józefa Kołaka.
- Kołak Kołakowi wilkiem. Radny Kołak nie będzie pluł nam w twarz - krzyczał Michał Wiśniewski. - Czy mam na to wszystko dupę wypiąć? - zapytał przez mikrofon Jacka Łągwę, łapiąc się za spodnie. - Nie, to już było - usłyszał w odpowiedzi.
Co tak rozjuszyło lidera zespołu Ich Troje? Jak się później okazało, informacja, że trzydziestoosobowa grupa pracowników firmy pilnującej porządku poszarpała Bartka, szefa ochrony wokalisty. Józef Kołak bagatelizuje zajście. - Chcąc nie chcąc stałem się bohaterem koncertu. A chciałem tylko wyjaśnić nieporozumienie między ochroniarzami - tłumaczy Kołak. Lider zespołu Ich Troje i jego ochroniarz są jednak innego zdania.
- Radny podburzał grupę ochroniarzy atakujących Bartka - twierdzi piosenkarz i zapowiada, że znajdzie właściwy finał dla tej sprawy.
- Pierwszy raz zmuszony byłem przerwać koncert. Radny Kołak nie wie z kim zadarł. Już docierają do nas SMS-y z pogróżkami. Na pewno nie zostawię tak tej sprawy - mówił tuż po koncercie Wiśniewski. - Dokończyliśmy występ tylko ze względu na publiczność, która wykazała się dużą klasą. Dla niej mógłbym wyjąć serce i usmażyć na patelni...
Nie wszyscy podzielają jednak zdanie Wiśniewskiego.
- Było to bardziej niż niesmaczne, wręcz obrzydliwe, więcej tego zespołu do Chojnic nie zaprosimy - mówi Roman Guzelak, prezes spółki Promocja Chojnic, współorganizator koncertu. Wiśniewski rządził, wykorzystał to, że miał mikrofon i zrobił ludziom przykrość. Nie interweniowałem na scenie tylko dlatego, by koncert dokończyć. Bałem się też zabrać mu mikrofon, aby tłum nie rzucił się na scenę. Jak twierdzą organizatorzy, wszystko zaczęło się od nieporozumienia.
- Jedna z osób posiadających bilet jako gość muzyka, wyszła poza stadion - relacjonuje Roman Guzelak. - Chciała wrócić, lecz aby to zrobić, musiała kupić drugi bilet. Takie były zasady wobec wszystkich. Nie zrobiła tego. Do interwencji wezwano szefa ochrony Wiśniewskiego. Ten próbował wymusić na ochroniarzach, aby wpuścili gościa swego szefa.
Jak się skończyło nieporozumienie? Michał Wiśniewski ze sceny stwierdził, że jego ochroniarz i przyjaciel został pobity przez 30 porządkowych, a zachęcał ich do tego radny Kołak. Innego zdania jest Eugeniusz Samsel, szef ds. zabezpieczania imprez masowych agencji ochrony Eko Triada.
- Szef ochrony Michała Wiśniewskiego rzucił się na moich pracowników - mówi Samsel. - Wpadł w szał, był bardzo agresywny, więc założyli mu kajdanki. Było ich trzech, nie trzydziestu.
Jak mówi Marek Thim z Komendy Powiatowej Policji w Chojnicach, mieli prawo do takiej interwencji. Ochroniarze z Eko Triady wezwali policję. Zależało im, aby sprawdzić czy ktoś nie nadużył alkoholu oraz, aby lekarz dokonał obdukcji. Według Samsela ochrona Wiśniewskiego nie chciała z nimi współpracować.
- Byli aroganccy, uważali że wszystko im wolno - mówi Samsel. - Moi pracownicy są profesjonalistami. Wypełnialiśmy polecenia organizatorów.
Zdaniem Samsela impreza mogła skończyć się gorzej. - Wiśniewski podburzał widownię, by go poparła - kontynuuje. - Przekonywał, że jesteśmy "ci źli". Wzburzony tłum mógł zaatakować ochronę.
Monika Smól