Licencjonowany baca po kursie
Powiatowy Urząd Pracy w Zakopanem chce zorganizować kursy na bacę. Takich szkoleń może zażyczyć sobie Unia Europejska. Prawdziwi bacowie wątpią, czy to dobry pomysł. Zaznaczają, że prawdziwe "bacowanie" trzeba mieć we krwi, a nie uczyć się go na kursach.
26.06.2006 | aktual.: 26.06.2006 09:22
Wątpię coby starego bacę nauczyli na takich kursach czy szkoleniach rozumu, jak się na przykład pucy oscypka, owce doi? - powątpiewa Maria Zych, od 30 lat gazdująca w Witowie. A i inni bacowie mówią, że już i dawniej takie szkolenia dla baców były, ktoś tam mądry przyjechał, naopowiadał im, jak owca wygląda, jak się ją doi, co można z jej mleka zrobić. Ale i tak z profesora bacy nie zrobili...
Tym razem takiego szkolenia może zażyczyć sobie Unia Europejska, a Powiatowy Urząd Pracy w Zakopanem chce być w razie czego przygotowany na taką ewentualność.
Pracują nad pomysłem
Jest to trudne do wprowadzenia, ale pracujemy nad tym pomysłem, bo uważam, że warto - podkreśla Jan Gąsienica Walczak, dyrektor Powiatowego Urzędu Pracy w Zakopanem. Oczywiście, taki kurs chcielibyśmy przeprowadzić wspólnie z bacami i Związkiem Hodowców Owiec i Kóz. W naszym urzędzie nie ma zarejestrowanych wielu bezrobotnych rolników, ale jest sporo mieszkańców wsi. I dla nich skierowane byłoby szkolenie - tłumaczy.
Kurs obejmowałby m.in. zagadnienia z zakresu higieny, handlu, turystyki, agroturystyki, produkcji sera. A jeżeli Unia zażyczy sobie, by bacowie mieli w tym zakresie przeszkolenie, to taki kurs się przyda. Niestety, na razie nawet nie ma w Polsce takiej firmy, która podjęłaby się zorganizowania szkolenia. Może bacowie z wieloletnim doświadczeniem mogliby uczyć innych? Wszystko też zależy od tego, czy znajdą się chętni, aby się szkolić na bacę.
Szkoły nikomu nie zaszkodziły
To bardzo ciężka praca! - zaznacza pan Andrzej, baca z Siwej Polany. Młodzi ludzie ze wsi się tego nie chwycą. Uciekają od takiej roboty. Już od dawna jest kłopot, żeby znaleźć honielnika czy kogoś na juhaskę - narzeka. Ale pan Andrzej twierdzi, że takie szkolenie jest jak najbardziej potrzebne i on sam szedłby się dokształcić, bo szkoły jeszcze nikomu nie zaszkodziły.
Ale tak po prawdzie, to najlepiej uczyć się tego fachu na szałasie, nie w szkołach i trzeba się urodzić do tego i mieć zamiłowanie - uważa pan Andrzej, który od 23 lat pracuje na bacówce. No i lata praktyki, ot co! Trzeba zaczynać od początku, od honielnika, który uczy się zaganiać owce do kosorza, potem pomagać bacy jako juhas - wyjaśnia.
Pani Kasia sprzedająca oscypki na targowisku pod Gubałówką mówi, że owszem, gdyby higieny tam na tym kursie trochę nauczyli, to byłaby jak najbardziej za tym. Namnożyło się ostatnio tych baców, że może i dobrze byłoby jakie papiery im wystawiać - mówi handlarka. Ale ty starym bacom, z doświadczeniem to żadnych szkół im nie potrzeba. Praktyki mają dość, nie ma im co mówić, jak trza oscypek pucyć. Teorii myślę, że takiemu bacy nie potrzeba! Bo wiecie, teoretycznie to każdego chłopa można nauczyć, jak zrobić trojaczki, ale w praktyce to już wychodzi różnie! - dodaje.
Halina Kraczyńska