Leszek Miller złamał prawo?
Premier Leszek Miller zegarek od działaczy
bydgoskiej Polonii otrzymał w maju 2002 roku w czasie Grand Prix.
Jako poseł i premier podarunek powinien zgłosić w tzw. rejestrze
korzyści w 30 dni od daty jego otrzymania. Zgłosił dopiero 6
stycznia 2004 roku. Złamał prawo? - stawia pytanie "GP".
29.01.2004 | aktual.: 29.01.2004 06:33
Na pomysł obdarowania premiera złotym zegarkiem wpadli prezes i dyrektor Polonii. Kazali pracownikowi pobrać zaliczkę i wysłali go do jubilera przy ulicy Cieszkowskiego. Zapłacił 3.600 zł. Faktury nie chciał, bo jak rozliczyć w kosztach klubu sportowego zegarek Mauriece Lacroix dla pana premiera? "Jeżeli był złoty, to jeden z najtańszych tej firmy" - twierdzi dziś jubiler. "Górna półka cenowa rozpoczyna się przecież od 15-16 tysięcy".
Kiedy dyrektor Ch. wyleciał z hukiem z Polonii, z nierozliczoną zaliczką został pracownik. Nagabywał swych pryncypałów, by pomogli mu spłacić dług w firmie, więc prezes wyciągnął sakiewkę i wpłacił gotówkę. O zegarku dla premiera przypomniano sobie dopiero na początku stycznia tego roku, gdy wybuchła tzw. afera bydgoska. W telewizji tłumaczyli się wysocy urzędnicy premiera - dyrektor gabinetu i rzecznik prasowy rządu.
Mówili, że czasomierz od działaczy Polonii został zapisany w rejestrze korzyści już w lipcu 2002 roku, że później został sprzedany na aukcji dobroczynnej. Tę wersję potwierdzał również bydgoski poseł SLD Grzegorz Gruszka... "Tak powiedział mi Marek Wagner, szef Kancelarii Premiera" - tłumaczył wczoraj "Gazecie Pomorskiej". "I to powiedziałem w telewizji. Zostałem wprowadzony w błąd".
"GP sprawdzała: w rejestrze korzyści premiera Millera pod datą 29 lipca 2002 widnieje zegarek Girard-Perragaux. A przecież od działaczy Polonii otrzymał czasomierz Mauriece Lacroix. Ten został wpisany do rejestru... 6 stycznia tego roku. A więc dopiero wtedy, gdy zaczęli o podarunek z Polonii pytać dziennikarze. Spóźnił się więc Leszek Miller o półtora roku.
Prawo stanowi, że poseł i premier mają tylko 30 dni na wpisanie podarunku do rejestru. Dotyczy to darowizn, których wartość przekracza 50 proc. najniższego wynagrodzenia pracowników za pracę. Wychodzi więc, że premier złamał prawo.
Minister Marcin Kaszuba, rzecznik prasowy rządu powiedział wczoraj "Gazecie Pomorskiej", że też został wprowadzony w błąd. Wszystko wskazuje na to, że przez sekretariat prezesa Rady Ministrów. Pewne jest tylko to, że Leszek Miller otrzymał w Bydgoszczy zegarek, miał go w ręku kilka sekund i przekazał swej ochronie. Co potem z nim się działo i kiedy dar z Polonii został wpisany do rejestru korzyści, rzecznik obiecał wyjaśnić dzisiaj. (PAP)