Leszek Miller: irytują mnie niektóre argumenty
Najbardziej irytują mnie argumenty, że Polska straci niepodległość, że straci suwerenność, że nasz charakter narodowy się rozmyje, że utracimy naszą tożsamość, że oto gwałtownie wzrosną ceny, że Niemcy wykupią naszą ziemię, że generalnie wszystkim się pogorszy, a bogata Unia Europejska wyssie resztę, co może wyssać z Polski - powiedział premier Leszek Miller w "Sygnałach Dnia".
Sygnały Dnia: Pisze Pan sobie scenariusz awaryjny, gdyby frekwencja nie przekroczyła 50%?
Leszek Miller: No, gdyby frekwencja nie przekroczyła 50%, a większość głosujących powiedziała „tak”, to taki scenariusz jest napisany. Wtedy rzecz całą otrzymuje Parlament, Senat i Sejm musiałyby się zebrać na swoich posiedzeniach i podjąć decyzję o upoważnieniu Prezydenta do ratyfikacji traktatu akcesyjnego, przy czym nie zwykłą większością głosów, a większością dwóch trzecich, ale to by nie było to. Abstrahując...
Sygnały Dnia: Ranga mandatu byłaby niższa.
Leszek Miller: Już abstrahując od tego, że Senat nie, bo tam SLD ma większość dwóch trzecich, ale w Sejmie mielibyśmy zapewne gorszący targ i cała wielka idea integracyjna zostałaby sprowadzona do normalnego handlu, to dla wielu przecież Polaków, myślę, że dla większości, byłby to widomy znak, że ranga decyzji o integracji Polski z Unią Europejską została obniżona, a ta idea nie zasługuje na to. Dlatego też zachęcam po raz kolejny wszystkich, którym droga jest przyszłość Polski, aby wybrali się w sobotę i w niedzielę do urn referendalnych i podjęli w swym sumieniu najlepszą decyzję. Sygnały Dnia: A co do tej pory wynika z Pana spotkań z ludźmi? Co mówią? Że raczej tak, raczej nie, raczej są wątpliwości? Dzisiaj Pan będzie w Szczecinie – kolejna okazja do zadania pytania, jak będą głosować, jakie mają poglądy.
Leszek Miller: Tak, będę dzisiaj w Szczecinie i będę się dzisiaj spotykał z naszym kolejnym ważnym międzynarodowym gościem. Będzie dzisiaj obecny premier rządu duńskiego Fogh Rasmussen, dobry nasz znajomy z negocjacji w Kopenhadze.
Sygnały Dnia: Jeszcze się z Panem lubi po kopenhaskich negocjacjach?
Leszek Miller: Lubimy się, aczkolwiek to bardzo wymagający negocjator, stanowczy, ale jednocześnie bardzo przyjazny Polsce. I jeśli Pan pozwoli, to warto popatrzeć, jak Polska urosła na arenie międzynarodowej, nie ma bowiem dnia, żeby nasz kraj nie odwiedzał jakiś wybitny przedstawiciel międzynarodowych elit politycznych. Ja w ciągu 24 godzin w ubiegłym tygodniu spotykałem się z premierem Blairem, spotykałem się z premierem Perssonem, z prezydentem Bushem, z prezydentem Putinem i z premierem rządu norweskiego.
Sygnały Dnia: No tak, tylko jak to się przełoży potem na głosowanie, Panie Prezydencie, na referendum?
Leszek Miller: To się przełoży zobaczymy jak, ale na pewno to nie szkodzi, te częste wizyty polityków nie szkodzą idei referendalnej, tym bardziej że nasi goście mówią o doświadczeniach swoich krajów, o tym, jak się ich kraje zmieniały po wejściu do Unii Europejskiej. Byłem świadkiem, jak w Nidzicy czynił to premier Persson, który przecież mówił, że Szwecja jest wystarczająco bogatym krajem i mogłaby nie wchodzić do Unii Europejskiej, ale w ’95 roku została przyjęta po to właśnie, żeby nie być na zewnątrz, żeby móc uczestniczyć w decyzjach o przyszłej Europie, po to także, żeby pomagać innym i także po to, żeby mogła liczyć na pomoc innych.
Sygnały Dnia: Panie Premierze, a jakie argumenty Pana najbardziej irytują podczas spotkań z ludźmi przed referendum? Z czym Pan sobie nie może poradzić, że Pan tłumaczy i tłumaczy, ale i tak jakiś tam argument tak głęboko tkwi w ludziach, że zawsze go używają? Leszek Miller: To są zarówno te z najwyższej półki, jak np. argument o tym,