Leszek Adamiec: porywaczom chodzi o pieniądze
Monika Olejnik rozmawia z Leszkiem Adamcem, byłym konsulem RP w Bagdadzie
Gościem Radia Zet jest były konsul w Bagdadzie, Leszek Adamiec. Dzień dobry. Dzień dobry. Był pan wczoraj w szoku, gdy zobaczył zdjęcie porwanej przez Irakijczyków Polki, która jest pana znajomą? Byłem zszokowany. Nie mogłem wyjść przez chwilę z osłupienia, zwłaszcza, że panią Teresę dobrze znałem z okresu pracy w ambasadzie. Pierwsze co zrobiłem, to po upływie pół godziny zadzwoniłem do MSZ-u, gdyż z informacji TVN 24 wynikało, że ustalane jest nazwisko i personalia pani Teresy. Poinformowałem departament konsularny kim jest ta osoba. Kim jest pani Teresa? Jest Polką, która od blisko 30 lat mieszka w Iraku. Wyszła za mąż za Irakijczyka. Z tego co wiem poznali się w Krakowie w czasie studiów. Ale gdy poznał pan panią Teresę, nie była już z mężem? Gdy ją poznałem wiedziałem tylko tyle, że jej mąż jest poza Irakiem. Wyjechał stamtąd, a ona mieszkała samotnie – tak przynajmniej twierdziła. Nigdy nie byłem u niej w domu. Był pan również zszokowany, że to właśnie ją porwano, bo jak pan mówił, była mocno związana
z kulturą Islamu. Tak. Można powiedzieć, że bardzo mocno wtopiła się w kulturę iracką i to społeczeństwo. Była zresztą zawsze pełna podziwu dla Irakijczyków. Kochała ten kraj. Nigdy tego nie ukrywała. Zdziwiło mnie, że porywa się osobę, która jest prawie Irakijką, jest całkowicie po stronie Irakijczyków. Wydało mi się to dziwne. Dlatego wyklucza pan, że może pracować dla wojsk amerykańskich? Wydaje mi się to mało prawdopodobne. Na podstawie rozmów z panią Teresą wielokrotnie nie ukrywała swojej niechęci do Amerykanów, do tego w jaki sposób traktują oni kraje muzułmańskie i arabskie. Jeśli coś zmusiłoby ją do takiej pracy, to tylko bieda, ewentualnie potrzeby ekonomiczne. Wiadomo, że Amerykanie i firmy współpracujące są pracodawcami na terenie Iraku. Jak to się mogło zdarzyć, że osoba związana z tamtą kulturą, osoba, która mieszkała w dzielnicy, gdzie nie mieszkali cudzoziemcy...Prawda? Mieszkała w dzielnicy, blisko rafinerii. Jest to w zasadzie dzielnica, do której cudzoziemcy nie zapuszczali się. Żyła
całkowicie w otoczeniu arabskim. I stamtąd została porwana przez zamaskowanych terrorystów. Być może ktoś ją sprzedał? Być może to, że ma jasną cerę, typowo europejską urodę spowodowało taki czyn? Nie wykluczam tego, że może ktoś ją wydał, poinformował organizację terrorystyczną, że mieszka tu osoba o białej, jasnej karnacji, blondynka. Sądząc z dotychczasowych działań, mogli najpierw porwać, a dopiero potem dowiedzieć się kim ona jest. Nie wykluczam tego. Nie wykluczam również motywu ekonomicznego. Tego rodzaju organizacje zbierają w ten sposób zapewne fundusze. Gdy patrzymy na panią Teresę, widzimy spokojną osobę, mimo że w jej głowę jest wycelowana lufa pistoletu. Znam ją od tej strony, że oprócz tego, że była miłą, pogodną i wesołą osobą, to była też bardzo opanowana, dobrze zorganizowana. Być może jest to efekt szoku, a być może tego, że potrafi panować nad strachem. Co pan sobie pomyślał, gdy pan zobaczył, że to pani Teresa? Nie jestem w stanie odtworzyć tych myśli. To było kłębowisko myśli. Przede
wszystkim byłem przerażony, że coś takiego mogło dotknąć osobę, która bądź co bądź była mi znana osobiście. To zawsze dotyka, tak jak członków jej rodziny. Wczoraj dla Radia Zet powiedział pan, że została dyscyplinarnie zwolniona z ambasady. Była posądzana o sprzedaż wiz na lewo i współpracę z wywiadem. Może wyraziłem się niezbyt zręcznie. Oficjalną przyczyną zwolnienia pani Teresy były naruszenia procedur wizowych. Nie było tam mowy o handlu wizami, tylko to że wielu swoim znajomym czy też przyjaciołom stara się pomóc. Polska była dla Irakijczyków, którzy uciekali przed reżimem – dla Kurdów przede wszystkim - krajem tranzytowym, jak wiele krajów europejskich. Czyli szlachetny cel? W tamtych okolicznościach, czy w tamtej kulturze, odmawianie przysług przyjaciołom nie jest mile widziane. Nie jest to czymś nagannym w kulturze arabskiej. Nie tak jak u nas, że urzędnik, który narusza procedurę...Trzeba było podchodzić do tego z pewną wyrozumiałością. A sprawa wywiadu? Były od czasu do czasu plotki wśród Polek,
polonii, żeby uważać, że pani Teresa to czy tamto. Niektórzy pracownicy przynosili coś takiego. Nigdy dowodu na to nie miałem. Ale mimo tego, że był to szlachetny cel, została zwolniona z ambasady? Tak, ale wydawało mi się, ze tam powstał jeszcze jakiś personalny konflikt między panem ambasadorem a panią Teresą. W tym czasie nie było mnie w Bagdadzie i jak przyjechałem, to dowiedziałem się o tym fakcie. Czy pani Teresa utrzymywała kontakty z Polakami? W okresie jej pracy i przed utrzymywała kontakt z kilkoma Polkami. Później z racji pracy w ambasadzie załatwiała sprawy związane z polonią. Przygotowywaliśmy listy pomocy żywnościowej, paczki dla dzieci, krótko prowadziliśmy polską szkołę, gdzie była nauka dla dzieci z małżeństw mieszanych, więc tu pani Teresa mocno się angażowała, poświęcała swój prywatny czas. Pytałam o to dlatego, bo minister spraw zagranicznych zaapelował do Polek, które mieszkają w Iraku, że jeżeli chcą, to mogą przyjechać do Polski. Czy Polki mogą czuć się zagrożone po tym co się
wydarzyło? Dla osób o białej karnacji zagrożenie istnieje zawsze. Wiele tych polek nie odbiega urodą od osób tam zamieszkałych, ale jest wiele Polek, które mają wybitnie europejskie cechy urody. To może być zagrożenie, nawet zupełnie przypadkowe. Trudność z takim apelem polega na tym, że tam dziecko, zgodnie z prawem muzułmańskim, należy do ojca. Bez jego zgody takie dziecko i taka Polka nie mają szans na wyjazd z Iraku. Czy Polacy mieszkają też w innych dzielnicach, bardziej bezpiecznych? To był duży rozrzut, od dzielnic peryferyjnych, aż po dzielnice lepsze, dla osób lepiej sytuowanych, blisko dzielnic chrześcijańskich, które zawsze były uważane za bezpiecznie. Pani Teresa bardziej czuła się Arabką czy Polką? Czuła się bardzo mocno emocjonalnie związana z Irakiem, z religią, kulturą. Kochała wszystko co irackie. Była niesamowicie oczytana, biegle znała język arabski i to w dialekcie arabskim. Była zafascynowana tym krajem. Może tłumaczy to jej decyzję o związaniu się z nim na tak długi okres. Deklarowała
kiedyś, że do końca życia. Deklarowała, że nie chce wyjechać? Nie była zainteresowana wyjazdem z Iraku. Dlatego takie porwanie jest tak zaskakujące, więc może to przypadek, może dla pieniędzy, a te cele, o których mówią porywacze, wycofanie wojsk, to jest tylko lipa. Moja teoria jest taka, że chodzi o pieniądze, że po ustaleniu przez porywaczy jej tożsamości, stosunku do Iraku, może nastąpią nieoficjalne zwrot negocjacyjny, być może pośrednictwo starszyzny plemiennej, bądź religijnej.