PolskaLeśna armia pana Henia

Leśna armia pana Henia

Zardzewiałą minę, metalową czaszkę ze sztandaru SS, miejsce, gdzie leży sowiecki oficer razem z koniem. Lasy wokół Biechowa kryją niejedną wojenną tajemnicę. Henryk Hadasz zna ich całe mnóstwo.

Leśna armia pana Henia
Źródło zdjęć: © NTO

05.08.2006 08:19

Henryka Hadasza znają wszyscy ludzie w okolicy. Nie tylko w Biechowie, gdzie mieszka od ponad 30 lat. Znają go prawie tak dobrze, jak on miejscowe lasy. Przemierzył je wzdłuż i wszerz z wykrywaczem metalu w poszukiwaniu wszelkich pozostałości po drugiej wojnie światowej. Lasy od Kłodzka do Brzegu znam jak swoją kieszeń. Zjeździłem je na rowerze - mówi.

Hadasza ciężko jednak znaleźć. Sąsiedzi pytani o to, gdzie jest Heniek, najczęściej wskazują dwa punkty. Na pewno siedzi pod sklepem albo u któregoś z kumpli - to najczęstsza odpowiedź. Opalony, z kilkudniowym zarostem, w jasnej koszulce. Popala "tigery”. Poszukiwanie militariów i śladów przeszłości to jego życiowa pasja.

Pochodzi spod Rybnika, a do Biechowa zjechał na początku lat 70. Historycznego bakcyla połknął w 1972 roku, kiedy miał jeszcze pracę jako pilarz. W lesie potknąłem się o zbutwiały but wystający z ziemi. Okazało się, że była w nim noga niemieckiego żołnierza. Znalazłem też przy nim wojskową manierkę i kilka ciekawych drobiazgów - opowiada o początkach swojej pasji.

Zamiłowanie do wojska i militariów jest u niego rodzinne. Brat dziadka zginął pod Verdun w trakcie pierwszej wojny światowej. Dziadek walczył na wojnie rosyjsko-japońskiej. Jego ojciec marzł pod Stalingradem. Sam pan Henryk służył w komandosach. W 1968 roku znalazł się w Czechosłowacji, ale o tym za bardzo nie chce rozmawiać.

Zdjęcia dziadka z wojska to prawie rodzinne relikwie trzymane w podniszczonych tekturowych teczkach w szafie. Na starej fotografii widać oddział pruskich żołnierzy w pikelhaubach na głowach. Trzymają tablicę z napisem: 22 Korporalschaft. 1914-1916 Kriegsjahr.

Dziadek to ten po pierunie wielki chłop - pan Henryk pokazuje palcem górującego nad innymi żołnierzami mężczyznę z zakręconymi wąsami. Na innych fotografiach z szafy pana Henia zobaczyć można między innymi ogromne działo z I wojny światowej i uroczysty pogrzeb niemieckich żołnierzy gdzieś we Francji.

Na półce w pokoju stoi cała kolekcja pożółkłych "Tygrysów" (książeczek opisujących epizody II wojny światowej)
. Są też segregatory z zeszytami wojennymi. Obok lupa. Przydaje się do oglądania kopii przedwojennych map okolic Biechowa (oryginały poszły do handlarzy starociami). Między poszczerbionymi filiżankami i buteleczkami metalowa trupia główka, która kiedyś była przytwierdzona do sztandaru SS.

Na ścianach pokoju widać mnóstwo gwoździ i dziur po nich. Tyle tylko pozostało po bogatej kolekcji bagnetów, szabel i innych militariów wykopanych w okolicznych lasach. Wisiał tu nawet portret Adolfa znaleziony pod podłogą jednego z domów w pobliskiej wsi, która słynęła z tego, że wielu z jej mieszkańców służyło w Waffen SS.

Człowiek bezrobotny, a z czegoś trzeba było żyć - mruga okiem pan Henio. Sprzedało się to i owo. Poszło na przelew... - wyjaśnia. Po krótkiej prelekcji w pokoju pora na wyprawę do lasu. W trakcie jazdy autem pan Henio co chwilę się ożywia i pokazuje coś ręką. O, tutaj, to były potężne umocnienia. A tam niemiecki szpital polowy. A w tym lasku ruski sztab... - opowiada.

Przy drodze między Jaszowem a Kłodobokiem w masowej mogile leży około 30 niemieckich żołnierzy. Pan Heniek znalazł ich, chodząc po lesie ze swoim wykrywaczem metalu. Wszyscy mają z tyłu głowy dziury po kulach. To dowód, że rozwalili ich Ruscy - mówi Henryk. Podobnych grobów w okolicy jest wiele. Hadasz wszystkie miejsca oznaczył na mapach i przekazał księdzu proboszczowi z pobliskich Rzymian.

W lasach w okolicach Biechowa co chwilę można się natknąć na poniemieckie okopy, całkiem dobrze zachowane. Ciągną się kilometrami. Głębokie do pasa, przysypane suchymi liśćmi. Tu było stanowisko na dwa karabiny maszynowe - opowiada. Tylko czekali, aż Ruski pójdzie drogą i pojawi się na górce. Trafili niejednego. Na górce jest grób radzieckiego oficera i jego konia - dodaje. Podobno Niemcy w trakcie wojny zapowiadali, że odrąbią ręce tym Ruskim, którzy obsługują katiusze. Sowieci z kolei mieli obiecać wrogom, że to samo spotka tych strzelających z ciężkich karabinów maszynowych. Coś w tym musi być - mówi Henryk. Kiedyś znalazłem Iwana, który za pasem miał zatknięty wielki topór. Trafiłem też na samą rękę z tandetnym sygnetem - dodaje.

Niedaleko Biechowa stoi 400-letni dąb Bartek. Teraz więcej w nim betonu niż drzewa. By ratować okaz, Hadasz wlał ten beton w stary pień. Pomagał mu nieżyjący już Władysław Bińczycki. Niedaleko Bartka, kilkadziesiąt metrów od szosy, pan Heniek wygrzebuje spośród liści zardzewiałą puszkę. Normalnie pomyślelibyśmy, że to puszka z farbą, którą wyrzucił w lesie ktoś mający ekologię w nosie.

To mina przeciwpancerna - ku naszemu przerażeniu Henryk podrzuca sobie zardzewiałe żelastwo w dłoni. Nie wybuchnie. Jest bez zapalników - uspokaja zbieracz i odrzuca minę na bok. Mina jest mało interesująca, bo waży za mało i na złom się nie nadaje. Kilka lat temu pan Heniek wytargał jednak z trzema kolegami z lasu półtonową bombę lotniczą.

Dwa razy na niej zarobiłem - śmieje się zbieracz. W punkcie skupu facet mi najpierw za nią zapłacił, a potem dorzucił jeszcze cztery dychy, żebym mu ją tylko zabrał z placu. Poturlaliśmy ją z powrotem do lasu - opowiada.

Henryk nie tylko kolekcjonuje wygrzebane w lasach militaria, ale dba też o miejsca pochówku żołnierzy, bo - jak mówi - on nie jest żadną hieną, tylko historykiem. Na odkrytych mogiłach stawia krzyże, zapala lampki. Do szewskiej pasji doprowadza go, gdy ktoś te krzyże wykopuje i przewraca.

W samym Biechowie też na każdym kroku natknąć się można na ślady dalszej i bliższej przeszłości. W XIX-wiecznym parku wokół pałacu należącego do grafa von Matuschke stały kiedyś wspaniałe kamienne lwy strzegące wstępu na alejki. Graf podejmował swoich gości na polu golfowym, a w fontannach trzymał podobno krokodyle. Informacja o nich być może jest tylko barwną legendą, ale istnienie w parku cmentarzyska dla psów grafa jest faktem potwierdzonym przez historyków.

Malutki Biechów, który dzisiaj jest podupadłą, popegeerowską dziurą, w czasie ostatniej wojny był niezwykle ważnym punktem strategicznym. W budynku dawnej poczty znajdował się bowiem niemiecki tajny węzeł łączności z frontem wschodnim. Po wojnie Rosjanie nadal korzystali z tej linii. Kable ponoć do dziś tkwią w ziemi. Kto wie, czy z Biechowa nie dałoby się dzisiaj dodzwonić bezpośrednio do Putina... Henryk Hadasz może o tym wszystkim opowiadać całymi godzinami...

Michał Wandrasz
Maciej Nowak

Źródło artykułu:WP Wiadomości
Wybrane dla Ciebie
Komentarze (0)