Lepper: kupowanie podpisów przez Beger to prowokacja
Zdaniem szefa Samoobrony Andrzeja Leppera, artykuł w "Gazecie Wyborczej" sugerujący, że posłanka
jego partii Renata Beger kupowała podpisy poparcia pod listami
Samoobrony, to "kolejna prowokacja" dziennikarzy "GW".
28.09.2007 | aktual.: 28.09.2007 11:01
Według Leppera, władze Samoobrony w ogóle nie planowały zbiórki podpisów w okręgu pilskim, skąd do Sejmu kandyduje m.in. Beger.
Według "Gazety" Beger miała od szefowej struktur partii w Szamotułach Renaty Jankowiak kupić listę 240 nazwisk, wśród których 150 było fikcyjnych. Całe zdarzenie dziennikarze "GW" zarejestrowali ukrytą kamerą. Jankowiak - jak relacjonuje "Gazeta" - poinformowała posłankę, że podpisy przez nią dostarczone są "kombinowane".
Jak wynika z tekstu "Gazety", Beger nie była zadowolona z liczby podpisów. "Jak pani załatwi sobie te podpisy, to mnie gówno obchodzi. Ile pani uzbiera, od kogo, to mnie nie interesuje" - mówi do kobiety we fragmencie filmu z ukrytej kamery, który również zamieściła "Gazeta" na swoich stronach internetowych.
Ja za żadne podpisy nikomu nie płaciłam. Ja zapłaciłam tej pani za paliwo, ponieważ jeśli ktoś zbiera podpisy, to ponosi koszt. Ja tych podpisów nie złożyłam w komisji wyborczej ani żadnych innych, ponieważ bałam się, że to może być prowokacja - powiedziała Beger PAP.
Dementuję to od razu. "Gazeta Wyborcza" prowokację szykowała (...) Ja mówiłem na spotkaniu przewodniczących (regionów partii), gdzie pani Beger była. Mówię: za długo nie ma nic złego na temat Samoobrony w "Gazecie Wyborczej". Mówię: przygotowani bądźcie na prowokację - powiedział Lepper w piątek rano w "Salonie Politycznym" radiowej Trójki.
Zapewnił jednocześnie, że podpisy, które zbierała Beger nie trafiły do Państwowej Komisji Wyborczej, ponieważ władze partii w ogóle nie planowały rejestrowania list w okręgu pilskim na podstawie podpisów. (Zgodnie z ordynacją wyborczą do Sejmu i Senatu, komitet wyborczy, który zarejestrował listy okręgowe co najmniej w połowie okręgów wyborczych - 21 - uprawniony jest do zgłoszenia dalszych list bez poparcia zgłoszenia podpisami wyborców).
Żadnych podpisów nie ma w Państwowej Komisji Wyborczej, ani w Okręgowej Komisji Wyborczej, bo pani poseł Beger rejestrowała podpisy na podstawie zaświadczenia z Państwowej Komisji Wyborczej. Żadnych podpisów od niej nie wymagano i taka jest prawda - podkreślił Lepper.
Według lidera Samoobrony, Beger "dokładnie wiedziała, że to (spotkanie z Jankowiak) to prowokacja". Pani Jankowiak pomyliła się i do niej wysłała sms, zamiast do dziennikarki "Gazety Wyborczej" i ona ma ten sms. Pisze na nim, że dała mi 5 złotych, pomyliła się, później mówi: dała mi 50 złotych, no i pani Beger już dokładnie wiedziała, że to jest przygotowana prowokacja - mówił Lepper.
Jak dodał, jeżeli Beger komukolwiek dała pieniądze, to "zwracała pieniądze za paliwo, może na jakąś kawę". Ale podpisów kupować nie musiała, bo w jej okręgu nie zakładaliśmy w ogóle, że będzie rejestrowany na podstawie podpisów - podkreślił szef Samoobrony.
W ogóle Piły, ani Poznania, nie zakładałem, że podpisy w Wielkopolsce zbierzemy. Zakładaliśmy w Poznaniu, że będzie to Konin i Kalisz i tak się stało i te dwa okręgi zarejestrowały na podstawie podpisów. Miałem rozeznanie na terenie całego kraju, gdzie podpisy zbieramy, a gdzie będą problemy i wytypowaliśmy 28 okręgów, w których przykładamy dużą wagę do zbierania - powiedział.
Lider Samoobrony zaproponował też, by zaapelować do wszystkich partii politycznych, które "płaciły za zbieranie podpisów", by zgłosiły się na policję.
Lepper pytany, czy władze Samoobrony wymagają od swych kandydatów na posłów, którzy chcą znaleźć się na wysokich miejscach na listach wpłat, co również sugeruje "GW", odparł: oczywiście, że na kampanię trzeba wpłacać (...) tyle ile można 14 tysięcy 40 złotych.
Na pytanie, czy kierownictwo Samoobrony oczekuje jakichś ekstra pieniędzy związanych ze startem w wyborach, odparł ironicznie: "ekstra po sto tysięcy do kieszeni Andrzeja Leppera, zadowala pana to?".
Beger już raz stawała przed sądem za fałszerstwa wyborcze. 30 czerwca 2006 r. sąd uznał, że przed wyborami w 2001 r. złożyła listy, na których były podrobione podpisy ponad 1,5 tys. osób. Miała namawiać do ich sfałszowania swojego współpracownika. Beger dostała dwa lata w zawieszeniu i 30 tys. zł grzywny. Sąd kolejnej instancji skierował sprawę do ponownego rozpatrzenia z przyczyn formalnych. Nowy proces ma zacząć się w listopadzie.